Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trudny wybór młodych artystów: pasja czy kompromisy?

Redakcja MM
Redakcja MM
Studiują lub ukończyli już grafikę na Akademii Sztuki. Od dziecka kochali rysować, malować. Dziś pracują w agencjach reklamowych, projektują ulotki, dekorują wnętrza, czy sprzedają swoje obrazy. Sprawdziliśmy, jak radzą sobie studenci i absolwenci pierwszej w Polsce publicznej uczelni artystycznej.

Maciej Pieczyński
[email protected]

- Odkąd pamiętam, zawsze miałam pod ręką jakieś kredki, pisaki - mówi Agata Fotymska, absolwentka grafiki na szczecińskiej Akademii Sztuki. - Mam w pamięci uchwycone momenty, że siedzę u dziadków w wieku kilku lat, ze stosem kartek i górą flamastrów.

Kiedyś laurki, dziś ulotki

Jej doświadczenia z plastyką zaczęły się od rysowania komiksów i laurek dla dziadków i rodziców. Od najmłodszych lat uwielbiała to robić. Stąd nic dziwnego, że jej najbardziej sentymentalnym, najlepiej i najmocniej wspominanym prezentem z dzieciństwa jest pamiętnik małego formatu z kolorowymi kartkami, który mama kupiła jej podczas wakacyjnej wycieczki do Danii, gdy Agata miała 6 lat.

- Rysowałam w nim ilustracje do historyjek dziewczyn, które z "brzydkich kaczątek" stawały się piękne - wspomina Agata.

Mimo pasji do rysowania, rozwijanej w szkolnych latach, Agata nie zdecydowała się pójść do liceum plastycznego. Zaczęła też studiowanie nie od grafiki, a od ekonomii.

- Mój tata ma bardziej pragmatyczne podejście do życia i był dumny, że wybrałam kierunek uniwersalny, poważny, konkretny - mówi Agata. - Ale w pewnym burzliwym momencie swojego życia postanowiłam zaryzykować mniej pragmatyczną edukację artystyczną.

Ukończyła Akademię Sztuki jako grafik. Kilka miesięcy po obronie dostała pracę w jednej ze szczecińskich agencji reklamowych. Projektuje między innymi ulotki dla firm farmaceutycznych.

- Mimo ścisłych wymagań klienta, można, a nawet trzeba popisać się też inwencją twórczą, zaproponować swoją artystyczną wizję - mówi Agata. - Generalnie warto, zajmując się sztukami plastycznymi, robić coś i komercyjnie, i dla siebie, żeby nie wyjść z wprawy i nie zaniedbać talentu. Zresztą to, co robi się zgodnie ze swoją artystyczną wizją, też może w końcu zostać zauważone jako produkt, a nie tylko twórczość "do szuflady".

Być jak Coco Chanel

Największym niekomercyjnym projektem artystycznym Agaty Fotymskiej jak do tej pory jest seria portretów kobiet fatalnych "Femmes Fatales". Jej wystawa miała miejsce 8 marca tego roku. Wśród sportretowanych kobiet fatalnych Agatę najbardziej inspiruje Coco Chanel. Przeciwstawiła się wszystkim dookoła, robiła dokładnie to, co chciała robić, osiągnęła swoje marzenia, choć nie miała ani wybitnego pochodzenia, ani możliwości finansowych.

- Osiągnęła wszystko tylko i wyłącznie ciężką pracą - mówi Agata. - Jej wpływ na modę, na kobiety jest tak ogromny, że to właśnie dzięki niej wiele kobiet nie boi się być niezależnymi, mówić, co myślą i dążyć do tego, czego pragną.

Agata przyznaje, że sama zawsze starała się być niezależna, brać sprawy w swoje ręce.

- Choć też mój obecny związek nauczył mnie, że czasem trzeba iść na kompromisy - przyznaje. - Ale dalej generalnie staram się dbać przede wszystkim o swój samorozwój.

Praca grafika pochłania większość czasu, ale Agata myśli już o kolejnym, niekomercyjnym projekcie artystycznym.

- Chciałabym zrobić cykl ilustracji dziecięcych - mówi. - Wrócić do tego, co rysowałam, kiedy sama byłam dzieckiem. To ciekawe, tę naiwną, magiczną dziecięcą wizję świata przelać na papier, mając już możliwości plastyczne dojrzałej artystycznie osoby.

Swoje życie zawodowe Agata wiąże z grafiką.

- Jestem zbyt roztrzepana, żeby pracować w swoim drugim zawodzie ekonomisty - śmieje się i dodaje: - Chcę realizować swoją pasję i z niej żyć.

Figurki z plasteliny i palmy z brystolu

- Kiedy byłam małym dzieckiem, najbardziej kochałam moje kredki - wspomina z uśmiechem Karolina Gołębiowska, studentka grafiki na Akademii Sztuki. - Później próbowałam tworzyć coś ze wszystkiego, co było pod ręką. Robiłam figurki z plasteliny, kolczyki, biżuterię z różnych materiałów.

Karolina pochodzi z Dargobądza pod Wolinem. Pierwsze wystawy jej fotografii i rysunków można było zobaczyć w wolińskim domu kultury, kiedy była jeszcze gimnazjalistką. Właśnie fotografia była jej pierwszą poważniejszą artystyczną pasją.

- Swój pierwszy aparat znalazłam na ulicy - wspomina. Ktoś zostawił go po prostu na samochodzie i odjechał. - To była cyfrówka, całkiem dobra jak na tamte czasy.

Do szkoły średniej Karolina poszła w Szczecinie. Jednak nie wybrała liceum plastycznego.

- Mój prowadzący plastyk odradzał mi taką drogę - tłumaczy. - Mówił, że tam łatwo się na coś ukierunkować i ograniczyć na inne artystyczne kierunki. A jeśli ktoś chce się rozwijać plastycznie, nie musi iść do "plastyka".

Jednak na studia Karolina poszła już na grafikę na Akademii Sztuki. Nie może narzekać na brak pracy związanej z kierunkiem studiów.

- Dostaję dużo zleceń, od najbardziej banalnych sesji fotograficznych na ślubach, po malowanie mebli - mówi. - Dekoruję też wnętrza, np. wycinałam palmy z brystolu na imprezę w stylu kubańskim.

Przez jakiś czas Karolina zajmowała się także tworzeniem tzw. storyboardów, czyli obrazków, z których powstają później filmy animowane.

Jednak najwięcej satysfakcji młodej artystce z Dargobądza przyniosła jej praca licencjacka z grafiki i projekty, które z niej wynikły. FuturREcycle tak brzmi nazwa pracy, która tematycznie nawiązuje do ekologii, a która została wystawiona w Alei Fontann. Tworzy ją 12 plakatów fotograficznych, przedstawiających wizję przyszłości, w której śmieci zaczynają żyć "swoim własnym życiem". Z wernisażem prac połączony był pokaz mody ekologicznej "Eco Lab". 10 stylizacji w całości stworzonych ze śmieci. Modelki pokazały się w kreacjach z butelek, rur aluminiowych, kapsli, puszek.

- Chciałam w ten sposób pokazać, że ekologia to nie tylko jakaś chwilowa moda, ale bardzo ważna sprawa - mówi Karolina.

To nie ostatni jej ekologiczny projekt. Po ubiorach, przyjdzie czas na meble ze śmieci. Wystawy związanych z tym prac możemy spodziewać się na przełomie maja i czerwca.

Inspiruje go rosyjskie science-fiction

Grafikę ukończył też całkiem niedawno Stanisław Prochera. Jego ulubionym przedmiotem na tym kierunku było malarstwo, jego największa artystyczna pasja. Pierwszy dziecięcy bunt Stasia związany był ze sztukami plastycznymi.

- Moja mama była trenerką gimnastyki artystycznej w Pałacu Młodzieży. Gdy byłem mały, zabierała mnie tam i, żebym nie kręcił jej się pod nogami, zapisała mnie na na zajęcia z rysunku - wspomina. - Kazali mi rysować garnki, martwą naturę. Ale mnie to nudziło. Wolałem uwieczniać rycerzy, bitwy, historię. I rysowałem to, co chciałem, zamiast tego, co wymagali. Wyprosili mnie z zajęć.

Stanisław, w odróżnieniu od Agaty i Karoliny, ukończył liceum plastyczne. Zanim jednak zaczął swoją artystyczną edukację, trafił pod skrzydła nestora szczecińskiego malarstwa, dziś już nieżyjącego Henryka Boehlke.

- Moja rodzina go znała i wysłała mnie do niego, żeby ocenił, czy moje rysunki do czegoś się nadają i czy warto, bym próbował swoich sił w tym kierunku - mówi Staś. - Pan Henryk pochwalił mnie i pomógł się właściwie ukierunkować. Wiele mnie nauczył. Do końca korzystałem z jego cennych rad. Mam po nim pamiątkę fajkę, którą dostałem prezencie od jego rodziny po jego śmierci.

Niedawno wernisaż wystawy jego prac poprzedzał premierę w Teatrze Polskim. "Transformacje" to pierwsza indywidualna wystawa Stasia Prochery. Praca składa się z sześciu kilkuwarstwowych, podświetlanych linorytów - obiektów, przeznaczonych do mobilnego oglądania z wielu pozycji. Powstały jako praca dyplomowa na Akademii Sztuki. Linoryty prezentują mało znane postaci powieści Siergieja Łukjanienki, bardzo popularnego współczesnego rosyjskiego pisarza fantasy i science-fiction.

- Chciałem uchwycić sam moment transformacji tych postaci w postacie zwierzęce - mówi Stanisław.

Rosyjski pisarz pojawił się wśród inspiracji młodego szczecińskiego artysty nieprzypadkowo. Stanisław, urodzony jeszcze w Związku Radzieckim, do 11 roku życia mieszkał we Lwowie. Zna dobrze rosyjski język i kulturę, ukończył też filologię rosyjsko-ukraińską. Pracuje ponadto w call center przy obsłudze klientów rosyjskojęzycznych. Jednak swoją przyszłość, podobnie jak Agata Fotymska i Karolina Gołębiowska, widzi w sztukach plastycznych.

- Najchętniej maluję obrazy, ale traktuję je jak swoje dzieci i niechętnie się z nimi rozstaję przyznaje. Dlatego wolę malować dla siebie, niezależnie od zleceń na portrety czy tych graficznych, na plakaty, na których brak nie narzekam.


od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto