Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia ośmiu szczeniaków na Gumieńcach. Zabiła je nasza obojętność.

Redakcja MM
Redakcja MM
- Osiem szczeniaczków ugotowało się żywcem, cztery udało się cudem uratować – mówi pani Małgorzata Radlmacher.

– Nie mogę uwierzyć, że ludzie mogli do tego dopuścić - dodaje.

Małgorzata Radlmacher zwierzętami opiekuje się od ponad 20 lat. Od 15 pomaga jej w tym mąż. Małżeństwo współpracuje z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami oraz szczecińskim schroniskiem. Szukają dla porzuconych czworonogów nowych właścicieli. Wcześniej je leczą i dokarmiają. Kilka tygodni temu, podczas zakupów w jednej z komercyjnych szklarni na Gumieńcach, pani Małgorzata była świadkiem tragedii dwunastu kundelków.

- Chciałam kupić kwiaty na balkon. W pewnym momencie usłyszałam piski i szczekanie szczeniaczków – opowiada. – Zajrzałam za folię, za którą siedziały. Na dworze były potężne upały, w szklarni bardzo wysoka temperatura. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, co tam się dzieje. Było 12 maleńkich, pięknych piesków. Oszczeniły się w tym miejscu dwie bezdomne suki. Niestety, osiem czworonogów było już martwych. Ugotowały się żywcem. Nie miały dostępu do jedzenia czy picia. Nie były nauczone samodzielności, dlatego sobie nie poradziły.

Sytuacja bardzo przytłoczyła małżeństwo. Radlmacher zgłosiła się do właścicielki szklarni, którą zapytała, dlaczego nie zareagowała na tragedię zwierząt. Starsza kobieta nie chciała z nią na ten temat rozmawiać.

Dziwi też fakt, że na skowyt, czyli na wołanie psów o pomoc nie zareagował żaden z klientów szklarni. Nikt nie zainteresował się nimi, gdy po kolei zdychały. Psiaki, które przeżyły były bardzo przestraszone. Traiły do domu pani Małgorzaty.

- Niestety mogłam wziąć tylko cztery. Obojętność ludzka skazała pozostałe na śmierć – mówi. – Gdy je zabraliśmy były potwornie przestraszone. Przez kilka dni robiły pod siebie, bały się ludzi. Do tej pory mam problem z ich oswojeniem. Trzymam je oczywiście w domu. Wyprowadzam na ulicę, pokazuję samochody, ludzi. Staram się, by zapomniały o tej straszliwej tragedii. Szukam też dla nich domu. Jeden z maluchów znalazł nowych właścicieli. Traił do Stargardu Szczecińskiego, do wspaniałych, młodych osób. Jestem pewna, że będzie z nimi szczęśliwy.

Pozostałe pieski: Brązuś, Pikuś i Kudłaty wciąż czekają na kogoś, kto wreszcie je pokocha. Każdy z nich ma około trzy miesiące.

- Oddam je tylko temu, kto mnie zapewni, że będzie trzymał je w domu i się nimi opiekował – mówi Radlmacher. – One nie nadają się do budy, muszą mieć stały kontakt z ludźmi. To młode psy, ale bardzo inteligentne. Jeden z nich ma przepuklinę, którą będzie można zoperować. Jeśli nowy właściciel będzie chciał – pomogę w jego wyleczeniu. Nie są agresywne. Powoli odzyskują zaufanie do ludzi. Wychowują się razem z kotami.

Gdy kobieta znajdzie dla zwierzaków nowy dom zamierza wrócić do szklarni, gdzie je znalazła. Przychodzą tam kolejne trzy psy, w tym matki szczeniaczków.

– Jeśli ktoś chciałby przygarnąć szczeniaki proszę o kontakt pod numerem telefonu 694-450- 771 – mówi Małgorzata Radlmacher. – One potrzebują miłości.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto