Na ulicy Krakowskiej były pola, które podchodziły wodą. Droga z kostki brukowej. Teraz jest osiedle ekologiczne i asfaltowa ulica.
– Tam gdzie teraz jest uniwersytet na Krakowskiej, krowy się pasły i zboże rosło – opowiada Maria Skwarek, która mieszka na Gumieńcach od 60 lat. – Później w latach 70. zaczęli coś budować, ale nie skończyli. Przez 20 lat straszył budynek bez okien i dachu. Teraz korzystają z niego studenci i jest lepiej.
Z drugiej strony, gdzie dziś stoi Geant, też były pola. W szkółce ogrodniczej rosły róże i inne kwiaty. Obok pasły się krowy i biegały konie.
– Hodowaliśmy tam kaczki i kury, nawet parę świnek się znalazło – wspominają Teresa i Stanisław Książek, którzy mieszkają na Gumieńcach od 50 lat. – Każdy miał kawałek poletka. Mieliśmy posadzone ziemniaki.
Teraz w miejscu działki państwa Książków stoi blok mieszkalny przy ulicy Szeligowskiego.
Nienawiść i przyjaźń
– Niemki, wcześniejsze właścicielki domku, jeszcze tu mieszkały, kiedy się wprowadzaliśmy. Były tak wściekłe, że muszą się wyprowadzić i wszystko zostawić, że całą instalację elektryczną i gazową powyrywały ze ścian – opowiada pani Maria. – Nawet perski dywan pocięły.
Ale nie wszyscy Niemcy tacy byli. Zdarzali się i życzliwi, którzy chcieli pomagać.
– Niedaleko nas mieszkał pewien pan. Też miał się niedługo wyprowadzać – wspomina pani Maria. – Chciał nam oddać meble i ponaprawiać to, co zepsuły jego rodaczki.
Dla rodziny pani Marii Skwarek pobyt w Szczecinie miał być tymczasowym wyjściem. Było tu zbyt niebezpiecznie, żeby się osiedlić na stałe.
– W 1946 roku było tu jeszcze pełno Rosjan - mówi pani Maria. – Często byli uzbrojeni i niebezpieczni. Kiedyś mnie napadli, ale udało mi się uciec. Miałam wtedy 16 lat.
W tamtych latach do Gumieniec nie dojeżdżał tramwaj. Ludzie chodzili na piechotę lub jeździli rowerami. O samochodzie nikt nie myślał.
– Jak wracałam do domu, to od wiaduktu kolejowego na skrzyżowaniu Ku Słońcu i Sikorskiego biegłam – mówi pani Teresa. – Było tam bardzo niebezpiecznie, kręciło się dużo typów spod ciemnej gwiazdy.
Mieszkańcy urządzali sobie też przejażdżki rowerowe po Cmentarzu Centralnym. Wtedy nie było tylu grobów.
– Aleja Widokowa, która prowadzi do pomnika Braterstwa Broni, była porośnięta topolami – opowiada pani Maria. – Z jakiejś przyczyny zostały wycięte i posadzono tu żywopłot.
Kto pierwszy, ten lepszy
Zaraz po wojnie domów się nie kupowało. Ten kto wcześniej przyjechał i znalazł wolne lokum, mógł tam zacząć mieszkać.
– Brat przyjechał wcześniej i zajął ten dom – wspomina pani Teresa. – Wieszało się karteczkę na płocie i wiadomo było, że tu ktoś mieszka.
Jak kupić dobry miód? 7 kroków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?