Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tato. Patrz. Światełko! (raport)

Redakcja
Dwadzieścia sześć lat temu stanęła w płomieniach szczecińska Kaskada. Najtragiczniejszy pożar w mieście pochłonął 14 ofiar.

Ogień wybuchł około ósmej rano, gdy jedna ze sprzątaczek odkurzała wykładziny w sali Kapitańskiej znajdującej się na parterze. Kiedy się obejrzała, zobaczyła za sobą ścianę ognia. Krzyknęła do portierki, że się pali i uciekła. Udało się to tylko kilku osobom z dwudziestu, które wówczas były w budynku.

Tamtego dnia Jerzy Undro, fotoreporter CAF (Centralna Agencja Fotograficzna) odwoził samochodem dzieci do szkoły i przedszkola. Tuż po ósmej stał na światłach niedaleko Kaskady, gdy usłyszał głos córki: „Tato, zobacz jakie ładne światełko”. W tym momencie z trzaskiem wypadła szyba i buchnęły płomienie. Undro odwiózł dzieci do redakcji i pobiegł pod Kaskadę. Cały czas robił zdjęcia.

– Już się solidnie paliła – opowiada. – Pożar błyskawicznie objął cały budynek. Nie można było podejść bliżej niż na kilkadziesiąt metrów. Na wozie strażackim łuszczyła się farba. Topiły się znaki drogowe, stojące kilkanaście metrów od budynku, płonęły pobliskie drzewa i dwa zaparkowane przed Kaskadą samochody.

Każdy miał swoją wersję wydarzeń. Opowiadano o bombie, wybuchu gazu, o podpaleniu. A przyczyna okazała się prozaiczna. Od iskrzącego elektrycznego gniazdka, do którego był podłączony odkurzacz, zapaliły się firany i zasłony, a potem błyskawicznie cała reszta...

Ci, którzy stali od frontu nie wiedzieli o dramacie jaki tuż po ósmej rozgrywał się w oknie na drugim piętrze, z tyłu budynku. O życie walczyła młodziutka Alicja Ignacik, pracownica kuchni. Przeżyła dzięki temu, że przypadkiem przejeżdżał tamtędy ciężarowy samochód z podnośnikiem. Uratowali ją dekarz Janusz Krzewiński i kierowca Ryszard Malinowski.

Szybkiemu rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjała konstrukcja budynku i wystrój wnętrz. Dwie ściany od parteru do trzeciego piętra to były szklane tafle. Między parterem a pierwszym piętrem znajdował się otwór o średnicy 10 metrów, zakończony galerią, który stanowił naturalny komin. Firany, zasłony, kotary, wykładziny, tapicerowane meble były wykonane z materiałów łatwopalnych. Większość ofiar zabił trujący gaz fosgen powstający w wyniku palenia się obić foteli.

Ogień strawił Kaskadę w ciągu dwudziestu minut. Płonęła jak pochodnia. Słup czarnego dymu był widoczny z każdego punktu miasta. Wewnątrz temperatura przekraczała 1100 stopni.

Pół godziny po dziewiątej strażacy weszli do środka. Kilkanaście minut później znaleźli pierwszą ofiarę. Wieczorem odnaleźli ostatnią, czternastą.

– W sobotę 2 maja 1981 r. odbył się pogrzeb sześciu uczniów z Zespołu Szkół Gastronomicznych – mówi Jerzy Undro. – Uczestniczyło w nim ponad 20 tysięcy szczecinian. To była wielka manifestacja. W trzy dni później na Cmentarzu Centralnym pochowano pracowników Kaskady.

Przez kilka tygodni pod fragmentem muru po spalonej Kaskadzie mieszkańcy składali kwiaty i zapalali znicze. Oddawali hołd ofiarom pożaru. Niestety, nikt dotąd nie zadbał o to, by w tym miejscu powstała tablica z ich nazwiskami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto