Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szelka żyje dzięki darczyńcom. Kundelek na wózku zdobywa góry i ludzkie serca

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Leczenie i rehabilitacja Szelki kosztowały ponad 20 tys. złotych. Suczka cieszy się życiem dzięki wolontariuszom i darczyńcom, którzy zapłacili za jej leczenie. Dziś pomaga wrócić do formy innym czworonożnym pacjentom ośrodka Rehabilitacja z Psitupem w Krakowie. Tam też znalazła swój dom.
Leczenie i rehabilitacja Szelki kosztowały ponad 20 tys. złotych. Suczka cieszy się życiem dzięki wolontariuszom i darczyńcom, którzy zapłacili za jej leczenie. Dziś pomaga wrócić do formy innym czworonożnym pacjentom ośrodka Rehabilitacja z Psitupem w Krakowie. Tam też znalazła swój dom. Rehabilitacja z Psitupem
Gdy była szczeniakiem, wpadła pod samochód. Jej pani nie było stać na kosztowne leczenie. Historia maleńkiej suni poruszyła serca nie tylko Opolan. To oni zebrali ponad 20 tys. złotych i sfinansowali leczenie oraz rehabilitację.

- Szczeniak z niedowładem kończyn to właściwie pies z wyrokiem. Wielu weterynarzy uznałoby, że nie ma co jej męczyć i trzeba uśpić – mówi Aleksandra Czechowska z opolskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Szelka miała szczęście. Dzięki wyjątkowym ludziom ma barwne i wyjątkowe na tle innych czworonogów życie.

Beztroskie dzieciństwo Shelly, bo tak nazwała ją pierwsza pani, przerwał wypadek. Suczka, mając trzy miesiące, wpadła pod samochód. Właścicielka zabrała ją do gabinetu weterynaryjnego, ale nie było jej stać na kosztowne leczenie. Tak o sprawie dowiedzieli się działacze opolskiego TOZ-u.

– Pani, chcąc ratować malutką, zrzekła się pieska, a my postanowiliśmy zawalczyć – wspomina Aleksandra Czechowska. – Suczka miała połamane żebra i uszkodzony kręgosłup. Bardzo cierpiała. Nie wiedzieliśmy, czy to będzie historia z happy endem. Ale przecież nie mogliśmy skazać jej na śmierć.

Wypadek wydarzył się pod koniec lata 2019 roku. Shelly miała wykonany tomograf komputerowy, który potwierdził uszkodzenie rdzenia kręgowego. Zaczęło się rozpaczliwe szukanie neurochirurga, który podejmie się operacji. Rokowania były wątpliwe. Nie było pewności, czy suczka kiedykolwiek stanie na cztery łapy. Wolontariusze TOZ-u i dr Patrycja Krawiec z Przychodni na Wiejskiej w Opolu stawali na głowie, by pomóc suni. Specjalisty szukali w całej Polsce. Było wiadomo, że zabieg jest kosztowny, więc równocześnie ruszyła zbiórka pieniędzy.

- W sumie leczenie kosztowało około 23 tys. złotych. Dla organizacji, która utrzymuje się głownie z darowizn, to niewyobrażalna kwota, za którą bylibyśmy w stanie uratować pewnie 20 innych zwierząt – mówi Aleksandra Czechowska. – Zawzięliśmy się. Pomogło mnóstwo ludzi, których poruszyła historia szczeniaka-inwalidy. Wolontariusze zorganizowali też bazarek, z którego dochód był przeznaczony na rzecz Shelly. Determinacja była ogromna.

Po operacji suczka wymagała intensywnej rehabilitacji. Tak trafiła do Krakowa. – Nie prowadziłyśmy rehabilitacji stacjonarnej, ale działaczki TOZ-u wybłagały nas, żeby pomóc Shelly. Sunia ważyła 2,5 kilo. Była wiotka i chudziutka – wspomina Natalia van Vlerken, która prowadzi w Krakowie Rehabilitację z Psitupem.

Miesięczna rehabilitacja kosztowała 3 tys. złotych. Shelly miała już wtedy wierne grono fanów, którzy trzymali za nią kciuki i wspierali finansowo walkę o to, by mogła stanąć na nogi.

Nie wszystko jednak poszło zgodnie z życzeniami tych, którzy kibicowali czworonożnej wojowniczce. Okazało się, że Shelly, która później została przechrzczona na Szelkę, nie czuje ciała od połowy klatki piersiowej w dół. Wtedy pojawił się pomysł, aby sprawić Szelce wózek. Darczyńca znalazł się błyskawicznie. Później rehabilitantki z Krakowa dostosowały go do potrzeb małej suczki, aby maksymalnie poprawić jej komfort życia. – Ona miała w sobie ogromny apetyt na życie, dlatego chciałyśmy, żeby funkcjonowała jak każdy inny pies. Żeby mogła szaleć w ogrodzie, ale też żeby mogła pójść z nami na wyprawę w góry – mówi Kamila Zajdel, współwłaścicielka ośrodka rehabilitacji. - Pierwsze kilka kroków na wózku było niepewnych, sunia rozpoznawała sytuację. Ale kiedy odkryła, jakie on jej daje możliwości, pokochała go.

W Krakowie Szelka spędziła kilka bardzo intensywnych miesięcy. Rehabilitantki szybko zorientowały się, że niepełnosprawna suczka stała się dla nich kimś więcej, niż tylko pacjentem. Nie wyobrażały sobie, że przyjdzie taki dzień, gdy sunia pójdzie do nowego domu i na zawsze zniknie z ich życia.

- Ona robiła furorę wśród pacjentów. Zżyła się też z naszymi rodzinami i w stwierdziłyśmy, że nie ma co dalej udawać, że łączy nas wyłącznie relacja zawodowa – mówi pani Natalia. – Adoptowałyśmy Szelkę na pół. Nie mamy sztywnego grafiku, u kogo śpi, dlatego czasami zdarzało się nam spierać, która danego dnia zabierze ją do domu. Jeśli u jednej z nas spędza ona dwa dni z rzędu, to druga upomina się, że to za długo - wtóruje jej Kamila Zajdel.

Adopcyjne opiekunki założyły facebookowy fanpage „Szelka Niepełnosprytek- szczęśliwy pies na kółkach”. Po to, by pokazać, że dla czworonoga na wózku świat się nie kończy. – Pies, który został sparaliżowany, to dla właścicieli tragedia. Ludzie rozważają uśpienie pupila, bo chcą mu skrócić cierpienie. A tymczasem Szelka jest doskonałym przykładem tego, że eutanazja byłaby niewybaczalnym błędem – mówi pani Natalia. – Pomimo niepełnosprawności, ona bawi się z innymi psami, chodzi z nami na zajęcia z tropienia, towarzyszy mi w konnych wyprawach, a nawet jeździ z nami w góry… Oczywiście, że niektóre podejścia musimy jej pomóc pokonać. Na szczęście waży siedem kilo - z wózkiem osiem - więc nie jest to żaden kłopot.

Szelka jeszcze z jednego powodu jest wyjątkowa. Swoje potrzeby załatwia nie pod krzaczkiem, ale w „ludzkiej” toalecie. – Ona nie ma władzy nie tylko nad kończynami. Nie jest też w stanie kontrolować swoich potrzeb fizjologicznych, więc musimy jej pomagać się załatwić, manualnie opróżniając pęcherz. Ale są też plusy takiej sytuacji – śmieje się Natalia van Vlerken. – Właściciel zdrowego czworonoga, czy to słońce czy deszcz, musi wyjść z nim na spacer, żeby pies mógł zrobić siku. My zamiast tego kulturalnie idziemy do toalety. Nie wyobrażamy już sobie życia bez Szelki. Tą pozytywną energią ona mogłaby zarazić tuzin zdrowych psów. Ona to też wie i chętnie wykorzystuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto