Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczecinianin wystartuje w morderczych regatach, ale...

Redakcja
Radek Kowalczyk jest jedynym Polakiem, który ma szansę ...
Radek Kowalczyk jest jedynym Polakiem, który ma szansę ... Marcin Bielecki
...brakuje mu już pieniędzy. Radek Kowalczyk jest jedynym Polakiem, który ma szansę wystartować w Mini Transat. Największą przeszkodą są jednak finanse.

- Sześć lat budowałem łódź z myślą o tym, by wystartować w eliminacjach regat Mini Transat. Projekt udziału rozpisałem na trzy lata. Pierwsze dwa miały zająć mi eliminacje, w 2013 chciałem wystartować w finale - opowiada Radek Kowalczyk. - Mieliśmy jednak mnóstwo szczęścia w pierwszym roku i już teraz udało nam się zakwalifikować do wrześniowego finału. Startowało 300 zawodników z całego świata. Dostało się zaledwie 80.

Eliminacje to sprawdzenie granic wytrzymałości człowieka. Każdy płynie samotnie na 6,5-metrowej łodzi. Łodzie osiągają gigantyczne prędkości. Nie można mieć telefonu. Na pokładzie nie ma toalety, ani miejsca by się położyć. W każdej chwili na pełnym oceanie można wypaść za burtę.

- Gdy dojdzie do kontuzji możemy liczyć tylko na siebie. Podczas jednego etapu doszło do wypadku. Ciemną nocą, podczas sztormowej pogody fala wdarła się na pokład. Porwała mnie w ułamku sekundy rzucając na nadbudówkę. Uderzyłem głową o krawędź, straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem byłem zalany krwią. To był jedyny etap, gdzie można było używać telefonu. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela z drużyny Tomka Starmacha. Podałem, jakim kursem zamierzam wracać do portu i opowiedziałem co się stało. Później próbowałem się do mnie dodzwonić, ale pracowałem na pokładzie. Na 40 minut przed portem podpłynął statek i przyleciał helikopter ratunkowy. Sam jednak dotarłem do szpitala. Gdy mnie opatrzyli - ruszyłem ponownie - opowiada żeglarz.

Ostatni etap eliminacji był najtrudniejszy. Jego ukończenie gwarantowało udział w finale. Już na starcie kilku konkurentów rozbiło się o skały. Żeglarz musiał przepłynąć z Francji do Hiszpanii i wrócić. Dzień przed startem popsuł się nowy autopilot, co spotęgowało trudności. Przez to musiał płynąć, bez przerwy i snu przez kilka dni. Po drodze zaplątał się w sieci rybackie.

Teraz przed żeglarzem ostatni etap: finał. Musi przepłynąć samotnie w 30 dni z Francji do Brazylii. Do pokonania jest 4200 mil. Podczas morderczego rejsu nie może liczyć na niczyją pomoc. Jeśli dojdzie do wypadku na pełnym oceanie - statek z nią dotrze dopiero po kilku dniach. Samolot ratunkowy może przylecieć, ale nie zabierze poszkodowanego na pokład. Helikopter nie doleci. Czy Radek przepłynie Atlantyk?

- Marzę o tym, bo dzięki temu rozsławimy Szczecin na całym świecie - mówi. - Potrzebujemy jednak sponsora, bo nie mamy już pieniędzy. Sprzedałem nawet samochód, by móc pływać. Brakuje 24 tysięcy euro, by w spokoju wziąć udział w regatach i przywieźć z Brazylii łódź do Polski. Jeśli uzbieramy mniej - będę eliminował wyposażenie. Zacznę od ograniczenia jedzenia. Liczę jednak, że ktoś będzie chciał pomóc w osiągnięciu sukcesu.


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto