MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

"Szczecin to zielona oaza"

Redakcja MM
Redakcja MM
Prof. Zbigniewem Paszkowskim, architekt
Prof. Zbigniewem Paszkowskim, architekt Andrzej Szkocki
Rozmowa z prof. Zbigniewem Paszkowskim, architektem.

- Od półtora roku mieszkam w jednym z piękniejszych osiedli pod Szczecinem. To szczęście zawdzięczam panu. Mam na myśli osiedle Zielone Pole w Przecławiu, które także pan zaprojektował. - Trochę mnie pani zaskoczyła tym Przecławiem. To dawne czasy. Dla architekta to była duża sprawa, można było bowiem zaprojektować osiedle od podstaw, w całości. Miało być ekologiczne, pozbawione wielkiej płyty, wszechobecnej w latach osiemdziesiątych. Budynki mieszkalne wyposażyliśmy w piece gazowe, co także było nowością wobec obowiązującej wówczas sieci miejskiej c. o.

- Jak to się stało, że Kraków, z którego pan pochodzi, zamienił pan na Szczecin? Trochę to wydaje się dziwne.
- Trzeba by sięgnąć do historii moich przodków. Dziadkowie pochodzili z Wileńszczyzny, byli Sybirakami, w 1946 r. przyjechali z transportem do Polski. Wcześniej były możliwości osiedlenia się w Toruniu czy Bydgoszczy, ale rok po wojnie został już tylko najdalej wysunięty Szczecin. Dziadkowie osiedlili się w szeregowcu z ogródkiem na Pogodnie. Mój ojciec, inżynier elektryk, studiował w Szczecinie. Studia magisterskie odbył w Gliwicach. Potem dostał nakaz pracy w Nowej Hucie, kursował więc między Szczecinem a Krakowem. Tam poznał moją mamę i w końcu osiedlił się na stałe w Krakowie. Do dziadków jeździłem na wakacje.

- Jak pan wspomina Szczecin z tamtego okresu?
- W porównaniu do Krakowa z szarymi kamienicami o mrocznych podwórkach i olbrzymim zanieczyszczeniu powietrza, dymów ze Śląska, Szczecin wydawał się zieloną oazą. Zawsze kojarzył mi się z czymś przyjemnym. Kraków to były problemy związane z nauką i domową codziennością, a tu dla mnie zawsze było lato i wakacje. Do tego woda, jeziora i stryj, zapalony wędkarz i podróżnik, który często zabierał nas pod namiot. W czasie studiów też przyjeżdżałem do Szczecina.

- Kiedy przeniósł się pan na stałe?
- W 1980 r. zmarła babcia. Dziadek miał wtedy 90 lat, został sam, a ja byłem jego pierwszym, ulubionym wnukiem. Zaproponował więc, żebym przyjechał do Szczecina i zaopiekował się nim. Byłem już wtedy po ślubie z żoną, z którą razem studiowaliśmy architekturę na Politechnice Krakowskiej. Mieszkaliśmy z rodzicami, więc perspektywa samodzielności w Szczecinie pociągała. Czasy nie były łatwe. Babcia zmarła w październiku, a w grudniu ogłoszono stan wojenny. Wcześniej odbywaliśmy zagraniczne eskapady, byliśmy między innymi trzy miesiące w Holandii na praktyce w biurze projektów. Wróciliśmy do Polski, bo wydawało nam się, że coś się tu zmienia, że pojawiają się nowe perspektywy. Miałem już wtedy za sobą dwa lata pracy na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, żona pracowała w biurze architektonicznym, tańczyła w zespole Słowianki, w Krakowie mieliśmy też sporo krewnych i znajomych, więc decyzja wyjazdu do Szczecina była bardzo trudna. Ale było to też wyzwanie, które podjęliśmy. I nie żałujemy. Nie żyjący już prof. Stanisław Latour przyjął mnie bardzo chętnie do pracy w Politechnice Szczecińskiej. Pamiętam podróż z całym dobytkiem w samochodzie. To było na początku lutego 1981 roku. Przeszliśmy szesnaście kontroli na pustej drodze. Podróż jak w zaświaty. Dziadek przeżył jeszcze dwanaście lat z nami, zmarł w wieku 105 lat, w pełnej sprawności intelektualnej. My pomogliśmy jemu, a on nam przy naszej trójce dzieci.

- Z których dwoje wybrało, wzorem rodziców, architekturę.
- Najstarszy syn pracuje jako architekt. I, podobnie jak ja, ożenił się z koleżanką ze studiów, obecnie również architektem. Trzy lata studiowali i pracowali w Danii, ale wrócili do Szczecina, co nas bardzo ucieszyło. Najmłodsza córka jeszcze studiuje architekturę. Dwa semestry spędziła na wymianie w Danii, pół roku przebywała na stypendium w Melbourne w Australii. Średni syn jest informatykiem. Aktualnie pracuje w firmie informatycznej we Wrocławiu.

- Czy nie miał pan nigdy pokusy czy też propozycji, by przenieść się na stałe do innego miasta czy kraju?
- Propozycje były, a pokusy? Chyba nie. Szczecin daje wielkie możliwości architektowi. Wiele tu nie wykorzystanych przestrzeni, więcej pracy niż w innych miastach, choćby nawet w Krakowie. W Szczecinie architekt ma się w czym wykazać.

- I zrobił pan to, wygrywając przetargi i zdobywając nagrody w konkursach, między innymi za projekt budynku Książnicy Pomorskiej czy choćby ostatnio nowej Kaskady. Był też pan architektem miasta w 2003 roku, przez trzy lata. Miał pan wtedy wpływ na wygląd Szczecina?
- Tak naprawdę urzędnik niewiele może. Z powodu zmiany ustawy o planowaniu przestrzennym wszystkie wcześniejsze plany straciły wtedy ważność. To był trudny czas, bo w Urzędzie Miejskim trwała reorganizacja. Ale było to też dla mnie głębokie doświadczenie. Udało się uruchomić sporo nowych tematów i konkursów. Byłem wtedy świeżo po wydaniu książki "Transformacja przestrzeni śródmiejskich miast europejskich". Zainspirowałem ideę zagospodarowywania zasobów nadwodnych, czym zaraziłem Grzegorza Ferbera, który nagłośnił sprawę Śródodrza. Na ten temat temat ścierały się różne poglądy. W rezultacie mamy plany miejscowe dla prawie całego obszaru nadwodnego.

- Miał pan też wiele wspólnego z wizją nowej Starówki..
- Kiedy w 1983 r. ogłoszono konkurs na zagospodarowanie Starego Miasta, z prof. Latourem podjęliśmy temat i wraz z zespołem wygraliśmy drugą nagrodę równorzędną, która przeznaczona została do realizacji. Z różnych powodów dopiero w 1996 r. rozpoczęto realizację naszej koncepcji odbudowy kwartałów Podzamcza, dla których opracowywało wielu architektów szczecińskich. W 1987 roku na temat metod współczesnej odbudowy miasta napisałem pracę doktorską. Po budowie osiedli z wielkiej płyty plomby w kwartałach mieszkalnych były wtedy nowością.

- Nie żałuje pan, że został w Szczecinie?
- To miasto ma wyjątkowe walory krajobrazowe. Czuje się tu powietrze, przestrzeń. Często jeździmy do Krakowa, do rodziny, ale nie jestem w stanie wytrzymać tam dłużej niż trzy dni. Szczecin jest świetnie położony, także komunikacyjnie, blisko jest do lotniska w Berlinie. Zagraniczne studia dzieci nie stanowiły problemu, jeśli chodzi o odległość od domu. Jestem w tym mieście szczęśliwy.

__________
Fot. Andrzej Szkocki
- Znacznie łatwiej było mi w Szczecinie rozwinąć skrzydła. To trochę tak jak na amerykańskim dzikim zachodzie z jego wielkimi przestrzeniami. Moim kolegom w Krakowie czy na Śląsku znacznie trudniej o zawodową satysfakcję, ja w Szczecinie wciąż jeszcze mam co robić - mówi wychowany w Krakowie Zbigniew Paszkowski.

Zbigniew Paszkowski

prof. dr hab. inż. arch.
prodziekan ds. nauki WBiA ZUT
1983 r. - współautor zwycięskiego projektu konkursowego na zagospodarowanie starego miasta
1987 r. - obrona pracy doktorskiej poświeconej restrukturyzacji starego miasta na przykładzie Szczecina
2003 - 2005 r. - architekt miasta Szczecina
autor wielu obiektów architektury, m.in. Książnicy Pomorskiej, hotelu Park, osiedla Przecław, 5 hoteli sieci Qubus, Galerii Handlowej Kaskada


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Szokująca oferta pracy. Warunkiem uczestnictwo w saunie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto