Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczecin. Proces w sprawie o kanibalizm. Gdzie jest czwarty oskarżony. I co powie?

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
W poniedziałek szczeciński sąd rozpocznie przesłuchiwanie świadków w najbardziej niezwykłej sprawie ostatnich lat. Przekonamy się też, co z czwartym oskarżonym, który nie pojawił się na pierwszej rozprawie.

Dziewiętnaście lat temu pięciu mężczyzn miało brutalnie zabić człowieka, a potem upiec na ognisku i zjeść fragment jego ciała. Reszty zwłok nigdy nie odnaleziono. Nie ustalono też, kim był zamordowany. Sprawa wyszła na jaw cztery lata temu. Zarzuty usłyszało czterech mężczyzn. Piąty zmarł krótko przed planowanym zatrzymaniem.

Proces ruszył w poniedziałek, 22 lutego. Na ławie oskarżonych zasiadło tylko trzech podejrzanych. Zabrakło 51-letniego Janusza Sz. Nie wiadomo dlaczego. Wezwanie do sądu odebrał. Swojemu adwokatowi jeszcze w sobotę zapowiedział, że dotrze na rozprawę. Mieszka we wsi pod Choszcznem.

- Nie wiem co się stało. Mówił, że dojedzie - mówił obrońca.

Sąd zdecydował, że rozpocznie proces mimo niepełnej ławy oskarżonych. Pozwalają na to przepisy.

- Jak się stawi, sąd odbierze od niego wyjaśnienia. Nie mamy informacji dlaczego nie przyszedł - wyjaśnia sędzia Michał Tomala z Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Janusz Sz. nie ma telefonu komórkowego. Kilka dni przed procesem rozmawiał z dziennikarzami przed swoim domem.

- Nic nie zrobiłem, nie byłem na żadnym ognisku. Nie było żadnego kanibalizmu. Nad tym jeziorem to byłem pierwszy raz, jak mnie policjanci tam zawieźli - opowiadał.

W śledztwie też nie przyznał się do winy.

Oprócz Janusza Sz. sąd chce w poniedziałek przesłuchać pierwszych świadków. To m.in. rodziny oskarżonych. Jako osoby najbliższe mogą skorzystać z prawa do odmowy zeznań. Zapowiedziała już to żona głównego oskarżonego, Roberta M. (są obecnie w separacji).

ZOBACZ TEŻ:

List zza grobu

Nie udało się ustalić nawet kiedy doszło do domniemanej zbrodni. Według prokuratury, na pewno w 2002 r., któregoś dnia między lipcem a październikiem. W nieistniejącym już barze „U Józka” w miejscowości Łasko (pow. choszczeński) spotkało się pięciu mężczyzn. Mieli wtedy po 20-30 lat. Sprawa wyszła na jaw cztery lata temu, gdy policja otrzymała list podpisany przez jednego z nich, Zbigniewa B. Problem w tym, że w chwili wysłania listu nie żył już od kilku miesięcy.

Policjanci nabrali przekonania, że list nie jest fikcją, tyle że napisał go ktoś inny. Czwórce żyjących mężczyzn założono podsłuchy na telefony. Po dyskretnej obserwacji zostali zatrzymani w 2017 r. Trafili do aresztu. Trzech z nich jest już na wolności.

Główny oskarżony to Robert M. ps. "Student", spawacz, ojciec czwórki dzieci. Jako jedyny nadal przebywa w areszcie. Do tej pory nie był karany. Nie przyznaje się do winy. Udziałowi w zbrodni zaprzecza też Sylwester B., ślusarz z Zielonej Góry, szwagier Janusza Sz.

Czwarty oskarżony to Rafał O., kawaler, rencista. To on ma być asem w rękawie prokuratury. W śledztwie przyznał, że widział, jak dochodzi do zbrodni i dość szczegółowo ją opisał. Ale w poniedziałek przed sądem zmienił zdanie. Nie przyznał się do winy. Dlatego sąd odczytał mu wyjaśniania złożone po zatrzymaniu w 2017 r. Nie zaprzeczył im, ale stwierdził, że nie będzie się do nich ustosunkowywał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto