Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siłacze z Prawobrzeża

rduchowski
rduchowski
Na osiedlu każdy boi się ich zaczepić. Nic dziwnego. W domu mają kilkadziesiąt medali zdobytych na zawodach zapaśniczych.

Danuta i Grzegorz Sieradzcy mieszkają na Bukowym od trzynastu lat. Mają piątkę dzieci, czterech synów i jedną córkę. Mówią, że są zwykłą rodziną, a jednak coś ich wyróżnia. Wszystkie dzieci mają wspólną pasję – są nią zapasy.

– Zaczęliśmy cztery lata temu – opowiada 17-letni Michał, najstarszy z rodzeństwa. – Wtedy jeden z nauczycieli WF założył klub zapaśniczy, to były jedyne bezpłatne zajęcia sportowe na osiedlu. Zapisaliśmy się i tak się zaczęło.

Treningi jako pierwsi rozpoczęli Michał, trzy lata od niego młodszy Bartek i 13-letni Kamil.

W ubiegłym roku dołączył do nich najmłodszy z rodzeństwa 5-letni Mateusz. Także 7-letnia Marysia chciała spróbować, ale mama wolała, aby zajęła się czymś bardziej bezpiecznym.
– Zapisałam ją na taniec, przynajmniej nie martwię się, że na zajęciach zrobi sobie jakąś krzywdę – mówi pani Danuta.

Według braci Sieradzkich, zapasy są sportem mniej niebezpiecznym, niż piłka nożna. Pomimo tego zdążają się groźne kontuzje.

– Bartek ostatnio miał roczna przerwę w treningach – mówi pan Grzegorz. – Został kontuzjowany na zawodach, było podejrzenie, że ma pęknięcie nerki, wtedy naprawdę się przestraszyliśmy. Na szczęście diagnoza lekarzy był nieprawidłowa i Bartek po krótkiej rekonwalescencji mógł wrócić na matę. Lęk jednak pozostał, zwłaszcza matczyny.

– Ja już nie chodzę na zawody – mówi pani Danuta. – Dla mnie jest to zbyt duży stres, boję się, że coś im się stanie.

Strach matki nic nie pomoże, jak twierdzą zgodnie bracia, sport działa jak narkotyk, jeśli się już zacznie to nie można bez tego żyć. Starsi bracia chodzą na treningi codziennie i spędzają na macie po półtorej godziny. Wracając do domu nie mają już na nic siły.

– Gdy w Sali, w której ćwiczymy, są pozamykane okna to po treningu woda kapie z sufitu – opowiada Michał. – Po takich intensywnych ćwiczeniach zdarza się, że wracamy do domu kilka kilogramów lżejsi.

Mateusz nie forsuje się tak bardzo. Jest za młody, dlatego spędza na macie po 45 minut, dwa razy w tygodniu. W trakcie swojej czteroletniej kariery braciom Sieradzkim udało się zdobyć w sumie ponad 40 medali. Nie zwycięstwa są dla nich najważniejsze.

– Fajnie jest wygrywać, ale zwycięstwo to nie wszystko – mówi Bartek – Te kilkanaście minut na macie bardzo dużo uczy, jesteś sam na sam z przeciwnikiem, zdany tylko na siebie.

Jak twierdzi tata chłopców, sport pomaga w wychowaniu dzieci. – Dzięki temu, że ćwiczą nie mają czasu na głupoty – mówi. – Poza tym treningi uczą ich systematyczności i dyscypliny, to przekłada się później na dorosłe życie. Póki co, żaden z braci nie myśli aby zająć się zapasami zawodowo. Na razie czerpią radość z tego co robią i nie myślą o przyszłości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto