Urodził się bardzo szybko, drogami natury w około cztery godziny.
- Z perspektywy czasu widzę, że ktoś nad nami czuwał w tym momencie - wspomina pani Joanna Tomczyk, mama chłopca. - Gdyby potrwało to dłużej, mogłoby się skończyć tragicznie. Już w ostatniej fazie porodu tętno zaczęło spadać, Wojtuś słabł.
Kiedy położono go na moim brzuchu czułam, że ma chłodne rączki i stópki, dostał jednak 10 punktów w skali Apgar. Uspokoiłam się. Po pięciu godzinach usłyszeliśmy słowa, które odtąd zmieniły nasze życie. Radość z narodzin drugiego dziecka przerwała wiadomość - państwa syn ma poważną wadę serca, jeśli nie zostanie zoperowany, nie przeżyje.
Szok. Dlaczego my? Jak to się stało? Nie było czasu na zastanawianie. Trzeba było korzystać z chwil i być przy Wojtku. Rodzice zdali sobie sprawę, że każda z nich mogła być ostatnią.
- W trzeciej dobie życia Wojtuś został przetransportowany ze Szczecina do Poznania - opowiada pani Joanna. - Od razu miał cewnikowanie serca i wtedy usłyszeliśmy diagnozę - złożona sinicza wada serca pod postacią atrezji zastawki trójdzielnej, atrezji zastawki płucnej, hipoplazji prawej komory, ubytku międzykomorowego i przedsionkowego oraz przełożenia wielkich naczyń. Proszę mi wierzyć, kiedy to usłyszałam też byłam zdezorientowana i przerażona. Potem okazało się, że to wszystko nie tylko brzmi poważnie, że jest to choroba na całe życie.
Serduszka nie da się naprawić a jedynie przedłużyć czas jego bicia. Lekarze wykonywali kolejne etapy operacji, próbowali poszerzyć tętnicę, która i tak w efekcie się zwęziła. Dziś krew już przez nią prawie nie przepływa. Specjaliści mówią, że chłopiec funkcjonuje praktycznie na jednym płucu. Konsultacji i zabiegów było tak wiele, że dopiero po miesiącu od narodzin Wojtka mamę i brata zobaczyła trzyletnia wówczas Gosia.
- Fachowcy w Polsce uważają, że Wojtuś nie rokuje dobrze - mówi ze łzami w oczach pani Joanna. - Jego serduszka nigdy nie da się naprawić, ale operacje mogą jedynie przedłużyć życie. Została nam ostatnia operacja z trzech etapów leczenia, kiedy dano nam do ręki dokumenty i powiedziano byśmy szukali pomocy gdzie indziej. Prawdopodobnie nikt w Polsce nie będzie chciał się podjąć tej operacji.
Na co dzień chłopiec wygląda zdrowo. O chorobie przypominają codziennie przyjmowane leki i niektóre symptomy, kiedy za dużo pobiega, zacznie kaszleć, a gdy płacze sinieje.
- Staje się wtedy siny jak śliwka węgierka, nie może złapać oddechu - obrazuje mama Wojtka. - Ma jednak silny organizm, odpowiednio przybiera na wadze i to daje nadzieję na powodzenie operacji. Wiemy, że najstarsze osoby ze schorzeniami takimi jak nasz syn żyją około 20, 30 lat. My też chcielibyśmy być z nim jak najdłużej. Szukaliśmy pomocy wszędzie i okazało się, że tylko prof. Edward Malec, który operuje w Muenster w Niemczech nie boi się przeprowadzenia operacji.
W Internecie można przeczytać wiele historii uratowanych przez profesora dzieci. Jak mówi mama Wojtusia, profesor wykonywał już dużo poważniejsze zabiegi i bez wahania zgodził się przyjąć chłopca. Koszt operacji to 37,5 tys. euro.
- Mąż pracuje, ja przebywam na urlopie wychowawczym, opiekuję się synkiem i starszą córką. Taka kwota znacznie przerasta nasze możliwości finansowe, zdolności kredytowe. Dlatego też prosimy o pomoc ludzi dobrych serc, którzy chcieliby uratować serce naszego syna. Dajmy Wojtusiowi szansę na zabawę, bieganie i szaleństwa, na smakowanie życia i czerpanie z niego pełnymi garściami - kończy ze wzruszeniem mama.
Na razie na koncie fundacji, która pomaga chłopcu dla Wojtka uzbierano ok. 10 tys. 600 zł. Cały czas rozpowszechniane są apele o pomoc. Na Facebooku na profilu "Serduszko Wojtusia" prowadzone są różne licytacje. Ktoś oddał złotą obrączkę, pani Joanna wykonane przez siebie na szydełku zabawki, organizowane są sesje zdjęciowe w wielu miastach w Polsce. Siostra Wojtka ładnie maluje. Dla darczyńców chce przygotowywać w podziękowaniu obrazki.
Pomóc może każdy z nas.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?