Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Samotny „Farman” nad naszym miastem

Marek Jaszczyński
Marek Jaszczyński
70 lat temu doszło do niebywale śmiałego wyczynu lotniczego, chociaż zapisał się głównie jako lot propagandowy.

Chodzi o nalot francuskiego bombowca na Berlin. Na trasie lotu znalazł się Szczecin.

Był to pierwszy aliancki samolot nad miastem. Kilka dni później na miasto spadły pierwsze bomby, tym razem angielskie.

7 czerwca 1940 roku nocą nad Szczecin nadleciał francuski bombowiec Farman 223/4s noszący imię „Juliusz Verne”. Celem lotników nie był jednak Szczecin, a stolica III Rzeszy.

- Załoga podczas nocnego lotu w nocy nie widziała żadnych punktów orientacyjnych w dole. Jednak lecąc nad linią brzegową widać je było wyraźnie. Stąd trasa do Szczecina, a później ostry skręt na Berlin – tłumaczy Grzegorz Ciechanowski, pasjonat lotnictwa, współautor książki „Kurs bojowy Stettin”. - Kiedy zobaczyli miasto, wzięli kurs na cel.

Francuski samolot uczestniczył w wyjątkowej misji.

- Niemal miesiąc po rozpoczęciu działań wojennych na froncie zachodnim Luftwaffe przeprowadziła nalot na Paryż, w którym uczestniczyło ok. 200 samolotów – opowiada pan Grzegorz. - Zdziesiątkowane francuskie lotnictwo nie było w stanie zgromadzić podobnej liczby maszyn do przeprowadzenia podobnego uderzenia, który dodałby otuchy Francuzom zszokowanym katastrofalnym przebiegiem walk.

Mobilizują transportowce Genezy tego lotu należy szukać w decyzji francuskiej admiralicji, która „zmobilizowała” trzy samoloty transportowe Air France, były to nowe Farmany 223/4s (po przejęciu przez wojsko stosowano nomenklaturę SNCAC  NC-223.4), które nosiły imiona słynnych francuskich naukowców: "Jules Verne", "Camille Flammarion" i "Leverrier”. Grupą bombową dowodził Capitaine de Corvette (Komandor podporucznik) Henri Daillière, doświadczony pilot dalekiego zasięgu. Jednak tylko maszyna "Juliusz Verne" została zmodyfikowana do zrzucania bomb a we wnętrzu kadłuba umieszczono dodatkowe zbiorniki paliwa. Początkowo maszyny miały wykonać lot z minami magnetycznymi aż do Zatoki Botnickiej, pomiędzy Finlandią a Szwecją. Przez zatokę kursowały statki z rudą żelaza dla Niemiec. Daillière stanowczo opowiadał się za bombardowaniem Niemiec.

Kmdr. Ppor. H. Daillière i jego załoga przygotowywała się od wiosny 1940 roku do nalotów na terytorium wroga. 11 maja, dzień po rozpoczęciu niemieckiej ofensywy na Zachodzie, wystartowali do nalotu na Aachen (Akwizgran). W locie powrotnym zbombardowane mosty w Maastricht, przez które niemieckie kolumny pancerne nacierały na Holandię. 16 i 20 maja, po raz kolejny odbył lot tym razem nad Aachen. Ale dopiero 7 czerwca miał nastąpić najsłynniejszy nalot.

Startują w nieznane Eskadra 85 (to nazwa jednostki komandora Daillière) znajdowała się w Bordeaux-Merignac. Francuzi chcieli zaskoczyć Niemców, dlatego wybrali trasę wiodącą przez morze.   Samolot miał lecieć nad kanałem La Manche, Morzem Północnym, Danię i nadlecieć nad Berlin od północy.

"Juliusz Verne" wystartował z Mérignac na długą podróż w dniu 7 czerwca, aby znaleźć się nad Danią już po zmroku.

Relację z podróży znamy z opisu porucznika Paula Cometa, nawigator Dailliére’a, - Wielokrotnie nad kanałem byliśmy ostrzelani przez okręty francuskie i brytyjskie – wspomina. - Na szczęście, strzelali słabo.

- Berlin był zaciemniony – mówi Grzegorz Ciechanowski. - Francuski lotnik nie mógł rozpoznać żadnych charakterystycznych elementów topografii aglomeracji. W namierzeniu celu pomogły mu jednak paradoksalnie światła reflektorów przeciwlotniczych, które zapaliły się kilka minut po tym, jak samotny płatowiec znalazł się nad stolicą III Rzeszy. Pilot krążąc nad miastem i odpowiednio regulując moc silników, chciał sprawić wrażenie, że w nalocie bierze udział większa grupa ciężkich bombowców. W końcu wyrzucił bomby nad północną częścią miasta i ruszył w drogę powrotną do Paryża.

Zapomnieli celownika?

Najciekawszy był sposób w jaki zrzucano bomby.

-  Kmdr. ppor. Henri Dailliere wspominał: „Kiedy byłem gotów do zrzutu bomb, zobaczyłem, że zapomniano zainstalować celownik, przycisnąłem więc nos do szyby kabiny” – cytuje pan Grzegorz. - To był wywiad nadany zaraz po powrocie. Myślę że nawet tacy bałaganiarze Francuzi nie mogli "zapomnieć" o zamontowaniu tak ważnego elementu. Myślę że po prostu ta maszyna nie miała zamontowanego celownika (ze względów technicznych), ale tego w wojennym czasie nie można było powiedzieć.

Bomby lecą na Szczecin Farman miał na pokładzie 2 tony bomb. Skutki naloty nie były jednak poważne. Bomby miały uszkodzić fabryki, ale według niemieckich źródeł większość ładunku spadła na  otwarty teren. Lot powrotny odbywał się przez Niemcy. Bombowiec wylądował szczęśliwie o świcie na lotnisku Orly. Lot trwał ponad 13 godzin!
Zaledwie kilka dni później nad Szczecinem pojawiły się pierwsze brytyjskie bombowce.

- Pierwszy nalot angielskich samolotów został półoficjalnie odnotowany w mało popularnym roczniku miejskim, podając, że straż pożarna gasiła pożar spowodowany zestrzeleniem samolotu nieprzyjacielskiego, który spadł na dom położony w pobliżu portu centralnego – mówi Grzegorz Ciechanowski. - Tej nocy 10/11/czerwca 1940 r. Bomber Command wysłał nad cele w Niemczech aż 336 samolotów, w tym 114 typu Wellington i  111 Hampden.

Fot. Archiwum

- Misja samotnego francuskiego samolotu na pewno była wielkim wydarzenie, był to jeden z najdłuższych lotów bojowych (bo wcześniej pokonywano dłuższe dystanse ale w czasie pokoju). Było to też pierwsze bombardowanie lotnicze jakie przeżył Berlin – mówi Grzegorz Ciechanowski. – Był to także pierwszy samolot aliancki , który pojawił się nad Szczecinem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto