Konflikt rozpoczął się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Auto pana Adama wpadło w dziurę na ulicy Starkiewicza (pisaliśmy o tym w MM). Samochód został uszkodzony, nadawał się do naprawy. W serwisie naprawiono koło i stwierdzono brak innych usterek. Wtedy ubezpieczyciel uznał naprawę jednej felgi.
– Ale trzy tygodnie temu mój syn podjechał pod dom i okazało się, że drugie koło ledwo trzyma się na dwóch poluzowanych śrubach i w każdej chwili może odpaść – mówi. – We wrześniu robiliśmy przegląd samochodu i było wszystko w porządku. Więc było to skutkiem naszej kolizji na Starkiewicza. Samochód jednym kołem wpadł w dziurę, drugie mogło się w tym czasie przeciążyć i stąd problem.
Innego zdania jest jednak ubezpieczyciel, który stwierdził, że to usterka eksploatacyjna i nie ma podstaw do odszkodowania.
– Jeden z panów, którzy przyszli do mnie powiedział, że może ktoś chciał mi ukraść felgi i poluzował śruby – mówi pan Adam. – Ale śruby mają nakładki przeciw złodziejom i gwarancyjny certyfikat. Poza tym samochód trzymam w garażu.
– Zabezpieczenia są nie do przejścia przez złodzieja – mówi Zbigniew Kamiński, pracownik firmy, która zakładała nakładki. – Chyba, że użyłby do tego spawarki.
Najbardziej pana Adama zdziwił i przeraził fakt, że nikt nie wykrył usterek wcześniej.
– Przecież mogło dojść do tragedii – mówi. – Jeśli podczas jazdy synowi odpadłoby koło, to mógł zabić siebie i innych.
– Każda osoba, która występuje o odszkodowanie może odwołać się od decyzji – mówi w odpowiedzi na nasze pytanie Michał Witkowski, rzecznik PZU SA.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?