„Zielony Dwór” to duży dom dziecka, w trzech budynkach mieszka blisko setka dzieciaków.
– Nie zauważa się tłumów, ponieważ wszystkie zajęcia odbywają się w grupach – mówi pan Daniel, wychowawca. – Nie ma żadnych apeli, wspólnej stołówki.
Rodzeństwa traktowane są szczególnie i mieszkają w dwu- lub trzyosobowych pokojach. W grupach jest od 10 do 13 osób, wszystkich obowiązują tygodniowe dyżury. Starsi odpowiadają za przygotowanie posiłku i sprzątanie.
Zgodnie ze standardami europejskimi do 2009 roku domy dziecka mają sprawować całodobową opiekę maksymalnie nad 30 dzieci, a grupa ma liczyć 10 osób. Placówki muszą spełniać nie tylko rolę opiekuńczo-wychowawczą, ale także funkcjonować jako hostele, świetlice i miejsca, w których można uzyskać poradę. Pedagodzy w „Zielonym Dworze” już zastanawiają się jak rozwiązać tę sytuację.
– Nie chcemy robić niczego radykalnie – mówi Karolina Pikus, dyrektor Domu Dziecka nr 2. – Będziemy się starali, aby od września 2008 roku dwie grupy wyprowadzić do Szczecina. Oznacza to, że dzieci trafią do nowych lokali, w których będą uczyć się samodzielności. Gdy grupa trafi do innego budynku, najlepiej na Prawobrzeżu, wychowankowie będą mieli większą szansę wtopienia się w środowisko.
Do 2009 roku część wychowanków się usamodzielni. Pięcioro opuści dom dziecka do końca bieżącego roku. Ci, którzy skończyli 18 lat, a będą kontynuowali naukę, zostaną jeszcze w placówce. Pikus liczy, że rozwiązaniem problemu będzie także pomoc rodzin zastępczych i adopcyjnych.
– Naszym obowiązkiem jest praca z rodziną biologiczną, która ma umożliwić powrót dziecka do domu – dodaje Pikus. – Proszę pracowników socjalnych o to, aby sprawdzali czy w rodzinach nie ma jakiejś cioci, babci, dziadka, którzy zajęliby się dzieckiem. Dla dzieci z uregulowaną sytuacją ośrodki adopcyjno-opiekuńcze szukają nowych rodzin, pozostałe czekają na rodziny zastępcze.
W wielu przypadkach dziecko nie może wrócić do prawdziwych rodziców.
– Nawet jeśli ojciec albo matka przestanie pić, to nie ma gwarancji, że poradzą sobie z wychowaniem – podkreśla Agnieszka Domaradzka, pracownik socjalny.
Pomóc w wypełnieniu wymagań unijnych mogą rodzinne domy dziecka. W Szczecinie jest ich 6. Na Prawobrzeżu są dwa, jeden w Zdrojach, a drugi na Bukowym. Może w nich przebywać od 4 do 8 wychowanków. W uzasadnionych przypadkach ich liczba może ulec zwiększeniu lub zmniejszeniu.
– Trafiłem tu z pogotowia opiekuńczego- opowiada Adrian. – Mama przywitała nas bardzo serdecznie, szybko znalazłem swój kąt.
Rodzinny Dom Dziecka w Zdrojach ma bogatą tradycję. Dziś mieszka w nim 11 dzieci, każde jest odpowiedzialne za jedno z pomieszczeń. Martin dba o porządek w pralni, nawet 7-letni Szymek chętnie bierze szufelkę i zamiata podłogę. Dzieciom matkuje Marzena Stybel, wychowanka najsłynniejszych szczecińskich rodziców, Grzegorza i Weroniki Dowlaszów.
Rodzinny Dom Dziecka na Bukowym funkcjonuje od kilku miesięcy. Wcześniej działalność placówki była zawieszona, a od niedawna jest nowy dyrektor – Joanna Korneszczuk. W budynku przy ulicy Różowej mieszka 8 dzieci. Rodzinne domy dziecka mogą stać się najlepszym rozwiązaniem dla dzieci, które w wyniku redukcji miejsc będą musiały opuścić państwowe placówki.
– Dyrektorem rodzinnego domu dziecka może zostać osoba z wykształceniem średnim lub wyższym. Warunkiem jest odbycie szkolenia dla kandydatów w ośrodku adopcyjno-opiekuńczym oraz opinia o posiadaniu odpowiedniego przygotowania do prowadzenia takiego domu – tłumaczy Katarzyna Falbogowska z Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego.
Joanna Piskorowska,
Małgorzata Klimczak
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?