Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja Star Wars Jedi: Ocalały. Fantastyczna przygoda w świecie Gwiezdnych Wojen z problemami technicznymi, których można było uniknąć

Piotr Szymański
Piotr Szymański
Czy warto było czekać niemal 4 lata na nadejście kontynuacji Star Wars Jedi: Upadły Zakon od studia Respawn Entertainment? Zapraszamy do naszej recenzji Star Wars Jedi: Ocalały.
Czy warto było czekać niemal 4 lata na nadejście kontynuacji Star Wars Jedi: Upadły Zakon od studia Respawn Entertainment? Zapraszamy do naszej recenzji Star Wars Jedi: Ocalały. EA
Od premiery gry Star Wars Jedi: Upadły Zakon minęło już 3,5 roku. Fani uniwersum Gwiezdnych Wojen bardzo długo czekali na grę akcję skierowaną dla pojedynczego gracza, ale opłaciło im się to. Czy również warto było wyczekiwać na nadejście kontynuacji produkcji studia Respawn Entertainment? Zapraszamy do naszej recenzji Star Wars Jedi: Ocalały.

Spis treści

Już nie padawan, tylko prawdziwy Jedi

Od wydarzeń ze Star Wars Jedi: Upadły Zakon minęło już 5 lat. Cal Kestis, jeden z ostatnich żyjących Jedi, przez ten czas wyraźnie okrzepł i zmężniał. Nie jest już młodym padawanem, lecz pełnoprawnym rycerzem Jedi, któremu po piętach depcze stale rosnące w siłę Imperium. A ten również nie zamierza być mu dłużny.

Stara ekipa przemierzająca galaktykę statkiem kosmicznym Modliszka niemal całkowicie się rozdzieliła i poszła swoim ścieżkami, jednak wydarzenia tak się układają, że Cal będzie musiał prędko ją reaktywować. Niezmiennie towarzyszy mu sympatyczny droid BD-1, zajmujący strategiczne miejsce na ramieniu bądź plecach bohatera.

Fabuła Star Wars Jedi: Ocalały rozpoczyna się niepozornie. Z początku bierzemy udział w intrydze na Coruscant, naprawiamy nasz statek i podążamy tropem zakonu Jedi w czasach Wielkiej Republiki. Ale historia dopiero rozkręca się z czasem i jest pełna zwrotów akcji, na które warto trochę poczekać. Z racji tego, że akcja dzieje się między filmowymi epizodami 3 i 4, powinna zadowolić fanów obu trylogii. Bez wątpienia jest jednym z najjaśniejszych punktów gry.

Bezpieczny sequel, czyli więcej i lepiej

Star Wars Jedi: Ocalały podąża śladami dużych ubiegłorocznych tytułów – Horizon Forbidden West czy God of War: Ragnarok, czyli jest dosyć bezpieczną kontynuacją. Nie sili się na niepotrzebną rewolucję, tylko rozwija, poprawia i rozbudowuje rozgrywkę oraz mechaniki z części pierwszej, która odniosła sukces będący zaskoczeniem nawet dla Electronic Arts, czyli jej wydawcy.

Upadły Zakon poszukiwał swojej gameplayowej tożsamości i nieco na siłę czerpał z założeń gatunków soulslike czy metroidvania. Z tego pierwszego ostały się punkty kontrolne, po odpoczynku w których pokonani przeciwnicy nadal się wskrzeszają. Również w nich możemy się uzdrowić, rozdzielić punkty doświadczenia, rozdać atuty, czy zmienić postawę ataku. Na całe szczęście pojawiła się szybka podróż.

Pamiętajmy, że gdy zginiemy w danym miejscu mapy, powinniśmy bez kolejnego zgonu wrócić do niego po punkty doświadczenia i podnieść je z ziemi lub odzyskać od przeciwnika, który nas poprzednio uśmiercił.

Nie do wszystkich miejsc na mapie od razu się dostaniemy. Podobnie jak w jedynce, tutaj również obecny jest backtracking będący elementem metroidvanii, czyli ponowne odwiedzanie znanych lokacji. Niektóre ścieżki będą dla nas dostępne z czasem, po zdobyciu wymaganych umiejętności bądź przedmiotu.

Satysfakcjonująca walka i rozwijający się Jedi

System walki jest zdecydowanie przyjemniejszy niż w poprzedniej części. Na swojej drodze Cal spotyka więcej tzw. mięsa armatniego, czyli mało wytrzymałych przeciwników, do pokonania kilkoma ciosami mieczem świetlnym. To dobrze, gdyż sprawia masę uciechy i daje w końcu możliwość poczucia siły miecza świetlnego naszego rycerza Jedi. Naszego bohatera czeka również więcej potyczek z dużymi grupami, które często mają dość chaotyczny przebieg. W niektórych starciach pomoże nam partner, któremu możemy wydawać proste polecenia atakowania konkretnego przeciwnika. Wspomnijmy jeszcze o odcinaniu kończyn – do ewentualnego wyłączenia w opcjach, gdyby komuś przeszkadzało.

Oczywiście nadal na mapach – tym razem rozsądniej – rozstawieni są bardziej wymagający przeciwnicy, subbossowie i główni bossowie, których jest tylko kilku. Proporcje zdecydowanie się poprawiły, trudniej jest zginąć i wpaść w irytację.

Również za sprawą umiejętności Cala – bohater zachował te nabyte w pierwszej części (np. korzystanie z mocy, podwójny skok czy bieganie po ścianach), a do tego gracz ma dyspozycji pokaźne drzewo rozwoju umiejętności. W nim – tutaj nowość – pojawiły się postawy ataku, przyjmowane przez protagonistę. Wraz z rozwojem fabuły zdobywamy dostęp do pięciu, z czego jednocześnie można niestety wyekwipować tylko dwie. Zaliczamy do nich: pojedynczy miecz, podwójny, dwa pojedyncze, jeden dwuręczny oraz jeden miecz plus blaster w lewej dłoni. Ta ostatnia postawa wypada zdecydowanie najciekawiej i przypadnie do gustu nie tylko wyznawcom Hana Solo. Dosyć szybko Cal zdobywa w swoim ekwipunku linkę, dzięki której bezproblemowo i szybko dostaje się na wyżej położone półki. Z pomocą przychodzą też zwierzęta, które można oswajać, a następnie wędrować na nich i dostawać się w niedostępne wcześniej miejsca na mapie.

Otwarty świat, w którym jest co eksplorować

W Star Wars Jedi Ocalały oprócz walki mamy świetnie zrealizowane elementy zręcznościowo-platformowe, w stylu serii Uncharted i proste zagadki środowiskowe. Respawn wprowadziło coś, bez czego współczesne gry akcji z perspektywy trzeciej osoby chyba nie mogą istnieć, czyli otwarty świat. Nie każdy, gdyż w pełni otwartych planet jest kilka. Gdy odkrywamy pierwszą z nich – Koboh, na której będzie zresztą nasza baza wypadowa, trudno nie być pod wrażeniem jej ogromu i skali. Trudno oprzeć mi się jednak wrażeniu, że gra wypada lepiej na planetach zamkniętych, korytarzowych. Miejscówki są wówczas bardziej skondensowane i po prostu lepiej zaprojektowane. Ale fani otwartych map i tzw. lizania ścian powinni poczuć się spełnieni.

A właśnie – mapa. Z nią, podobnie jak w Upadłym Zakonie, jest spory problem. W grze nie mamy dostępnej na stałe widocznej minimapy, a by się nie zgubić i podglądać kierunek, w którym powinniśmy zmierzać. Co i rusz musimy wywoływać wstrzymującą rozgrywkę mapę w formie trójwymiarowego hologramu. Niestety jej odczytywanie i manewrowanie nią samo w sobie stanowi wyzwanie, gdyż nie jest czytelna. A zwłaszcza, gdy obszar ma kilka poziomów (warstw).

Planety wypełnione są gęsto przedmiotami do kolekcjonowania, którymi głównie są elementy personalizacji wyglądu Cala (fryzury, zarost, ubrania), miecza świetlnego czy BD-1. Istotnych rzeczy do odnalezienia, takich jak kryształy zwiększające moc lub pasek życia, czy zbiorniki ze stymem (przedmiot leczący) jest o wiele mniej. Skanować ciekawe elementy otoczenia co i rusz będzie nasz robocik, a fabułę wzbogacą echa wydarzeń z przeszłości.

Na Koboh do naszej dyspozycji oddany został bar Greeza (Saloon Pyloona), którego z czasem będą zapełniać poznani NPC. Będziemy tam mieć możliwość otrzymania zadań pobocznych, podglądania akwarium z odnalezionymi rybkami, zagrania w mini-grę holotaktyka, a na dachu chętni zabawią się w ogrodnika i posadzą na grządce zebrane wcześniej nasiona roślin.

Gra potrafi zachwycić oprawą graficzną. Nie raz zdarzy się sytuacja, gdy przystaniemy, by rozkoszować się pięknym widoczkiem i podziwiać roztaczający się w oddali monumentalny krajobraz. Świetnie zaprojektowane zostały wstawki filmowe, generowane w czasie rzeczywistym na silniku gry – niestety zawsze w 30 klatkach na sekundę, co wygląda dziwnie, gdy gramy akurat w trybie wydajności w 60 klatkach.

Tak prezentuje się rozgrywka w Star Wars Jedi: Ocalały:

Stan techniczny pozostawia wiele do życzenia

Premiera Star Wars Jedi: Ocalały została opóźniona o kilka tygodni, niestety nie uratowało to stanu technicznego gry. Wspomnijmy, że już Upadły Zakon był fatalnie zoptymalizowany i gra „chrupała” na PlayStation 4. Teraz niestety sytuacja się powtarza. EA kolejny już raz nie wyciągnęło wniosków i oddało graczom produkt niedopracowany. Survivora testowaliśmy na PlayStation 5, czyli konsoli najnowszej generacji.

Do wyboru gra oferuje dwa standardowe w dzisiejszych czasach tryby: jakości i wydajności. Pierwszy z nich ma lepszą grafikę, wyższą rozdzielczość i 30 klatek na sekundę animacji. Drugi, przynajmniej w teorii, powinien gwarantować stałe 60 klatek, kosztem wodotrysków graficznych. Tyle w teorii. W praktyce wygląda to tak, że tryb wydajności rzadko kiedy zbliża się do 60 klatek. W zależności od lokacji i natężenia akcji, Star Wars Jedi: Ocalały potrafi schodzić nawet do około 40 klatek (!), by za chwilę gwałtownie przyspieszyć. Szczególnie kłuje po oczach pierwsza duża planeta-hub z otwartą mapą – Koboh. Odbiór tego, co rejestruje oko na ekranie, jest fatalny i tylko psuje radość czerpaną z rozgrywki. Do tego dochodzi screen tearing, czyli „rodzieranie” ekranu w jego górnych fragmentach. Na domiar złego wspomniane wyżej wstawki filmowe, również potrafią się przyciąć – mimo iż domyślnie generowane są w 30 klatkach.

Cóż, wystarczy wspomnieć, że w dzień premiery EA zdążyło przeprosić za stan techniczny tytułu i zapowiedziało łatanie gry fixami i patchami na wszystkich platformach. Bo problemy dotyczą nie tylko PS5, ale również Xboksów Series X/S czy PC-tów w potężnych konfiguracjach.

Od premiery do dzisiaj na PS5 ukazały się dwie aktualizacje ważące nieco ponad 1 GB, czyli niewiele. Faktycznie, nieco poprawiły one sytuację, ale do stabilnego działania Ocalałego jeszcze daleka droga.

Podsumowanie. Czy warto kupić?

W przypadku Star Wars Jedi: Ocalały musimy rozdzielić dwie rzeczy: samą grę, jej gameplay wraz z fabułą oraz stan techniczny. Najnowsze dzieło Respawn Entertainment jest grą świetną, pod każdym względem lepszą od części pierwszej wydanej w 2019 roku. Nowe przygody Cala Kestisa nie zawodzą. Przesiąknięte są gwiezdnowojennym klimatem, jakiego oczekują fani.

Niestety, to kolejny przykład produkcji, która nie została należycie dopracowana pod względem technicznym na dzień premiery. Nie chodzi tu o sam sprzęt – bo tytuł przycina się na mocnych komputerach osobistych i konsolach najnowszej, nadal świeżej przecież generacji. Deweloperowi zabrakło jeszcze tych kilku tygodni na dopieszczenie finalnej wersji. Tak czy inaczej, mleko się już rozlało – gracze w dzisiejszych czasach nie wybaczają i gra spotkała się z falą hejtu na Steamie czy Metacriticu.

Zapewne zadajecie sobie pytanie: czy warto w tym momencie zanurzyć się w świecie Star Wars Jedi: Ocalały? To zależy. Jeśli możecie przymknąć oko na stan techniczny, zgrzyty animacji i spadki klatek – jak najbardziej. Natomiast jeśli nie jesteście fanatykami Gwiezdnych Wojen i czujecie, że brak płynności będzie przeszkadzał wam w odpowiednim odbiorze tej produkcji – poczekajcie na nadchodzące patche i promocje cenowe.

Ocena redakcji Gra.pl: 8,5/10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja Star Wars Jedi: Ocalały. Fantastyczna przygoda w świecie Gwiezdnych Wojen z problemami technicznymi, których można było uniknąć - GRA.PL

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto