Pania Agnieszka kilka dni temu adoptowała ze schroniska schorowaną suczkę. Kobieta znalazła starszego psa dla swojej babci. Na stronie wyglądał na zdrowego. Niestety to, co zobaczyła w przytulisku zszokowało ją.
- Piesek na zdjęciach zaraz po przyjęciu do schroniska i później do adopcji wyglądał co najmniej zdrowo, na zadbanego i wesołego psiaka. To co zastałyśmy na miejscu było przerażające! I proszę uwierzyć, że nie ma w tym żadnej przesady ani przewrażliwienia! Suczka wychudzona, bardzo głodna, wystraszona! Dlaczego nie byłyśmy o tym poinformowane? Dlaczego nikt o tym fakcie nie wspomniał? Psy są tam badane? Dlaczego ogolony? - opowiada pani Agnieszka w e-mailu, który wysłała na [email protected]. - To nie jest schronisko! To wykańczalnia zwierząt!
Zwierzę miało połamany ogonek, była ogolona, na głowie zostawiono jej tylko pukiel sierści. Miała kaszel, rany na całym ciele i była brudna od krwi. Kobiety nie wiedziały wcześniej, że pies jest w tak złej kondycji. Na stronie nie było o tym żadnych informacji.
O wyjaśnienia w tej sprawie poporosiliśmy schronisko. Okazuje się, że w tak fatalnym stanie Pusia trafiła już do przytuliska.
- Zwierzę było zaniedbane i schorowane. Nosiło objawy wychudzenia, wyczuwałam kostki pod sierścią. Stan psa ogólnie pozostawiał wiele do życzenia - czytamy w notatce interwencyjnej. - Była wymazana kałem, a z pyska wydobywał się bardzo nieświeży zapach. Sierść była skołtuniona i brudna.
Jak dowiedzieliśmy się w schronisku, suczka od razu została poddana leczeniu farmakologicznemu. Miała też przeprowadzoną operację, gdyż wykryto u niej ropomacicze.
- Suczka ciężko przeżyła zabieg ovariohisterectomii (usunięcie jajników i macicy - przyp. red.), została zaintubowana i przez kilka godzin miała podawany tlen. Nie była jeszcze gotowa do adopcji, bo była po poważnym zabiegu - tłumaczy pani weterynarz.
Pracownicy schroniska przyznają, że pies był w bardzo złym stanie. Suczka miała słabe serce, rany spowodowane licznymi pogryzieniami przez pchły i odparzeniami. Dlatego też pies został ogolony. Dla właścicielki sprawa jest jasna. Pusia z chwilą trafienia do schroniska wyglądała o wiele lepiej niż w momencie adopcji. Różnica była tak drastyczna, że można pomyśleć, że to dwa były dwa różne psy.
- Czy Pusia była już spisana na straty? Czy przygotowana do uśpienia?! - zastanawia się pani Agnieszka.
- Nikt nie leczyłby psa, na którym miałaby być dokonana eutanazja - wyjaśnia lekarka. - Podjęłyśmy się leczenia suczki, bo chciałyśmy znaleźć dla niej dom.
- Nasz błąd, że wydałyśmy ją wcześniej - mówi Ewa Mrugowska, kierownik schroniska. - Pusia powinna jeszcze poczekać na adopcję w schronisku. Za paniami wstawiała się nasza wolontariuszka, dlatego się zgodziłyśmy. Wiadomo, że rekonwalescencja w domu przebiega znacznie lepiej niż w schronisku. O wszystkim poinformowałyśmy panie. Nie mamy sprzętów i warunków do przeprowadzania wszystkich badań, dlatego podczas adopcji informujemy o tym nowych właścicieli i zalecamy wizyty u specjalistów.
- Pusia w tej chwili jest po badaniach, jest na antybiotykach, bo kaszel jest spowodowany przeziębieniem, nie sercem, ma ząbki do usunięcia i są przeprowadzane wszystkie badania, jest pod stałą opieką lekarza, jest po wizycie u fryzjera - dodaje pani Agnieszka. - Nie zamierzam tej sprawy zostawić „samej sobie”.
W Internecie aż huczy od dyskusji, jaką rozpoczęła pani Agnieszka. Jedni bronią, drudzy atakują przytulisko. Do kobiety zgłaszają się osoby, które miały różne doświadczenia w schronisku.
Zobacz też: Dzień Kota. Schronisko dla zwierząt w Szczecinie (archiwum)
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?