Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przemysław Thiele: Z kolegów też jestem zadowolony

Redakcja MM
Redakcja MM
Rozmowa z muzykiem, członkiem i założycielem zespołu ...
Rozmowa z muzykiem, członkiem i założycielem zespołu ... Andrzej Szkocki
Rozmowa z muzykiem, członkiem i założycielem zespołu Kolaboranci, który w sobotę obchodzi 25 urodziny w klubie Słowianin.

– Twój zespół Kolaboranci za kilka dni obchodzi 25-lecie.  Mówi się o was „legenda sceny punkowej”. Czujesz się jako „legenda sceny punkowej"?

– W ogóle nie czuję się żadną legendą. Ktoś mi przypiął taką łatkę, ale to chyba raczej trzeba zapytać słuchaczy czy uważają mnie za legendę. Sam fakt, że udało nam się zagrać w paru ważnych miejscach i nagrać kilka płyt, które trafiły do kilkuset czy kilku tysięcy osób, nie oznacza, że jesteśmy legendą.


Kolabonight, sobota 8. października, Słowianin, godz. 19, bilety 29-35 zł

– Twój zespół jest kojarzony z muzyką punk rock, ale ty twierdzisz, że masz problemy z określeniem gatunku muzycznego, w jakim grasz.

– To jest podobnie jak z tą legendą. Nigdy nie uważałam, że Kolaboranci grają czysty punk rock, chociaż jak zaczynaliśmy grać, używaliśmy tej stylistyki dla określenia tego, co chcemy zrobić. Ta ekspresja nam odpowiadała i zapożyczaliśmy pewne punkowe elementy. W pewnym momencie tak się stało, że publiczność punkowa zaczęła się z nami utożsamiać. To nie my się do nich pchaliśmy, tylko punkowcy zaczęli nas słuchać.

– Nagrywacie płytę, która ma trafić również do pokolenia, które rodziło się w latach 80., kiedy wy zaczynaliście grać. Czy to pokolenie w ogóle słucha muzyki punk?

– Nie wiem, trzeba by spytać tych ludzi. Z tego co zauważyłem, młodzi ludzie słuchają punka. Jak ja byłem młodszy, też słuchałem starszej muzyki i teraz młodzi też sięgają do dźwięków sprzed lat, z czasów kiedy jeszcze ich nie było na świecie albo byli bardzo mali i nie zdążyli wtedy tego poznać. Nagraliśmy płytę koncertową, która będzie miała premierę 8 października podczas naszego jubileuszowego koncertu. To jest płyta, na której można znaleźć nasze stare utwory. To skutecznie zamknie buzie tym, którzy domagają się, żebyśmy zrobili reedycję naszych starych albumów.


– Ruch punk w latach 80. to nie była tylko muzyka, ale także ideologia, która z założenia miała walczyć z systemem. Wasze teksty są dzisiaj nadal aktualne?

– Akurat te teksty, które gramy na koncertach, to są rzeczy, przy których nie muszę się czerwienić ze wstydu. Wybrałem takie utwory, które moim zdaniem są aktualne. Nie uległy przedawnieniu. Nie pisaliśmy tekstów o rzeczach doraźnych, które się działy w danym momencie. Dlatego większość z nich jest nadal aktualna. My nie walczyliśmy z komunizmem, byliśmy takim zbuntowanym zespołem, bo wtedy człowiek generalnie był zbuntowany przeciw temu co było wokół, a nie przeciw systemowi politycznemu.

– W latach 80. ważnym miejscem dla muzyka był Jarocin. Kolaboranci też tam grali. Jaka tam była atmosfera?

– Najpierw pojechałem do Jarocina jako słuchacz, jakiś skromny chłopak we flanelowej koszuli z magnetofonem kasetowym pod pachą, który nagrywał co lepsze koncerty. Potem powiedziałem sobie, że muszę tam przyjechać z zespołem jako wykonawca i to się udało. Zagrać wtedy w Jarocinie to było coś wyjątkowego, bo tam była najlepsza publiczność w Polsce. Udało nam się zagrać niecały rok po powstaniu zespołu dla 20 tysięcy ludzi i to było naprawdę duże przeżycie, kiedy  się wychodziło na scenę i widziało ten tłum nieprzebrany. Jarocin też był odskocznią, bo dawał dużego kopa i po powrocie byliśmy już znani.

– Po zawieszeniu działalności przez Kolaborantów przez wiele lat pracowałeś w domowym studiu. Mówiłeś, że brakowało ci grania na scenie. Czym jest scena dla muzyka? Tak bardzo uzależnia?

– Jest to jakiś rodzaj używki. Mówię o graniu koncertów. Brakowało mi grania przed ludźmi. Moje autorskie projekty ograniczały się do tworzenia muzyki w  zaciszu domowym i prezentowania ich przyjaciołom i znajomym. To było takie działanie z boczku, po cichu, we własnych pieleszach. Nie grałem koncertów solo jako Przemysław Thiele. Kiedy pięć lat temu jeden z zaprzyjaźnionych zespołów zaprosił mnie na koncert, wyszedłem na scenę, zobaczyłem ludzi, krzyknąłem co trzeba było krzyknąć i poczułem atmosferę, która się wytwarza na koncertach, to wtedy dopiero sobie uświadomiłem, że mi brakuje tego grania na żywo. Poczułem jaka to jest adrenalina i zapaliła mi się taka żaróweczka w głowie, że może warto by było pomyśleć o reaktywowaniu zespołu.

– Kilka lat temu poważnie zachorowałeś. Był moment, że przestałeś wierzyć, że jeszcze kiedyś zagrasz, wyjdziesz na scenę?

– Był taki moment, kiedy nie byłem pewien czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek zrobię coś twórczego w życiu. Nie mogłem wtedy się spodziewać, że na przykład dzisiaj będziemy siedzieć i rozmawiać albo, że za kilka dni zagram koncert z okazji 25-lecia. W ogóle o tym nie myślałem. Po reaktywacji zespołu pięć lat temu zdążyliśmy zagrać cztery koncerty. Trzy dni potem dostałem resetu głowy, przewróciłem się i już nie wstałem. Potem rok spędziłem włócząc się po  szpitalach i sanatoriach. Oczywiście w końcu zacząłem myśleć o tym, że trzeba by pograć. Wóz albo przewóz. Ale to wróciło do mnie dopiero po pewnym czasie. Przyszedł taki moment, kiedy trzeba było się pozbierać i poukładać sobie sprawy nie tylko związane z zespołem, ale też z życiem osobistym i z własnym zdrowiem.

– Pracujesz w radiu, jesteś jurorem festiwalu Gramy i masz okazję obserwować nowe zespoły. Co o nich myślisz? Zazdrościsz im czegoś?

– Młodości. Oni teraz mają łatwiej. Kiedy my zaczynaliśmy grać, zdobycie profesjonalnego instrumentu graniczyło niemal z cudem i trzeba było kombinować. Trzeba było je samemu tworzyć chałupniczymi metodami. Teraz jak kogoś na to stać, może iść do sklepu i kupić sobie sprzęt.

– Zazdrościsz im młodości. To jakiś kryzys wieku średniego, który dopada każdego mężczyznę?

– Kryzys wieku średniego przeszedłem pięć lat temu, kiedy reaktywowałem zespół. Podobno.

– Teraz obchodzicie 25-lecie, wychodzi nowa płyta, a co dalej z Kolaborantami?

– Przede wszystkim jeszcze nowsza płyta. Nagraliśmy płytę studyjną. Już nie koncert, nie odgrzewanie kotletów, tylko całkowicie nowy premierowy materiał. Płyta jest na etapie miksowania. Myślę, że w ciągu najbliższych tygodni będzie skończona. Wydanie płyty planowane jest na początek lutego przyszłego roku. Przez ostatnie pięć lat nasza działalność ograniczała się do grania koncertów. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że trzeba pomyśleć nad stworzeniem nowego repertuaru i od tego momentu ciężko pracujemy, wnikliwie i gruntownie. Okazało się, że zaczęło z tego wychodzić coś niezłego i jestem przekonany, że ta płyta będzie bardzo dobra. Jestem bardzo zadowolony z tego i koledzy też. Z kolegów też jestem zadowolony.

ROZMAWIAŁA
MAŁGORZATA KLIMCZAK



Przemysław Thiele


Muzyk, wokalista, autor tekstów, producent muzyczny i dziennikarz radiowy. Debiutował w zespole PF BRUT, który istniał w latach 1985-1986. W 1986 założył zespół Kolaboranci, którego liderem i wokalistą był aż do jego rozwiązania w 1995 roku. W 2006 roku reaktywował zespół Kolaboranci. 8 października zespół obchodzi swoje 25-lecie

Zobacz też:

Nie straszne nam zimne jesienne dni, bawimy się w Szczecinie [wideo]



Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto