Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przekraczanie granic przez pracowników. Protesty pomogły, ale o zniesieniu zakazu dowiedzieli się... przypadkiem

Bogna Skarul
Bogna Skarul
Pomogły protesty na granicy. Teraz są szczęśliwi, bo mogą spotkać się z rodziną czy pójść do pracy w szpitalu.

- Jesteśmy szczęśliwi – mówi Marta Szuster, która wraz z Katarzyną Werth organizowała protest w sprawie medyków na przejściu granicznym w Lubieszynie – Linken.

Chodziło o protest przeciwko zakazowi przekraczania granicy niemiecko-polskiej dla wszystkich pracowników służby zdrowia, którzy swój zawód uprawiają po niemieckiej stronie, a są mieszkańcami pogranicza. W dobie koronawsirusa po przekroczeniu granicy musieli oni odbywać dwutygodniową kwarantannę w Polsce. Jednocześnie wszyscy inni mieszkańcy transgraniczni mogli przekraczać granicę swobodnie za okazaniem dokumentów meldunkowych i miejsca zatrudnienia.

- To olbrzymia radość – dodają dziewczyny i opowiadają jak jeden z lekarzy, którego epidemia koronawirusowa zastała w małym domku letniskowym na działce po niemieckiej stronie granicy, po dwóch miesiącach mógł wreszcie spotkać się z synem, który przez cały czas był w Szczecinie w ich mieszkaniu. – Nie tylko syn, ale cała szczecińska rodzina niemal oszalała z radości. Na ich przyjazd zrobili wspólnego rodzinnego grilla.

WIĘCEJ O PROTESTACH NA GRANICACH:

„Wpuśćcie nas do pracy, wpuśćcie nas do domu!”. Protest na granicy w Rosówku [DUŻO ZDJĘĆ]

Szykują się protesty na polsko-niemieckich granicach. Chodzi o wprowadzone obostrzenia

Dziś z perspektywy „zwycięstwa” nastroje wobec niedogodności może trochę ucichły, ale nadal pojawiają się pytania dlaczego tego typu restrykcje spotkały medyków transgranicznych a wcześniej mieszkańców i pracowników, którzy przez zamknięta granicę nie mogli albo wrócić do swoich domów, albo pojechać do pracy (protesty w tej sprawie na całej granicy niemiecko-polskiej i czesko-polskiej odbył się 24 kwietnia).

- Przecież pisma w tych sprawach wysyłaliśmy do polskich władz nie tylko my – mówi Marta Szuster. – Wysyłali je sami pracownicy, medycy, ale też politycy, różne stowarzyszenia, władze przygranicznych miast. Apele i prośby docierały do rządzących niemal codziennie. A argumenty były jasne i logiczne. Dopiero po protestach na granicy udało się zmienić zarządzenia i rozporządzenia. Dopiero jak pokazaliśmy siłę i nagłośniliśmy te wydarzenia, władza odpuściła. I co dziwne zrobiła to po cichu.

Marta Szuster opowiada, że o zmianie decyzji rządu w sprawie przekraczania granicy i przez pracowników transgranicznych terenów i przez medyków, dowiedziała się przypadkowo.

- Choć rząd miał konferencje prasowe dosłownie na dzień przed zmianą przepisów – dziwi się. – A my wtedy siedzieliśmy przed telewizorami z nadzieją, że ogłoszona zostanie zmiana stanowiska rządu w naszych sprawach. Gdyby nie czujność niektórych osób, które w internecie na bieżąco, przez cały czas śledziły co się dzieje, nic byśmy nie wiedzieli – opowiada organizatorka transgranicznych protestów.

- Taką postawę rządu też chyba można nazwać lekceważeniem – dodają medycy. – Albo tez podyktowana była strachem, strachem przed wyborami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto