Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Projektantka ze Szczecina podbija światowy rynek mody. Dziś szyje dla księżniczek i największych gwiazd

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
fot. archiwum prywatne
Haute couture to określenie zarezerwowane dla nielicznych projektantów, których twórczość staje na równi z największymi dziełami sztuki. Co za tym idzie, to określenie, na które w historii mody zapracowali nieliczni. Wśród nich wymieniana jest Sylwia Romaniuk, polska projektantka pochodząca ze Szczecina. Choć jej atelier w porównaniu, z wielkimi domami mody, jest wciąż młode, to jej twórczość zdążyła już obiec świat. I można by powiedzieć, że to tylko łut szczęścia, ale gwarantujemy, że w tym przypadku - los tak chciał.

Współczesny świat mody pełen jest zaskakujących legend i teorii. Przykładem jest choćby ta, że Karl Lagerfeld, był podróżnikiem w XVIII wieku albo, że Anna Wintour, ze swoją niewzruszoną twarzą i klasycznym bobem przybyła z innej planety. A jaką legendę chciałaby Pani, aby kiedyś przypisano Sylwii Romaniuk?

Sylwia Romaniuk: - Legenda, która jest mi bardzo bliska to opowieść o kapłance Avalonu. Postaci niezwykle uduchowionej, z mocą tworzenia zupełnie nowych przestrzeni i światów, do których dostęp mają nieliczni. Zawsze czułam, że jestem twórcą. Kocham tworzyć nowe. Tak się składa, że niedawno miałam odczyt z Kronik Akaszy, który potwierdził, że ta kreacja i uduchowienie, które mam w sobie, skalują się tu i teraz. Skalują się w tym życiu. Bo moja twórczość to nie tylko kreowanie pięknych sukni. Przede wszystkim jestem kreatorką życia i marzeń. Każdy kto ma dostęp do mojego świata i jest blisko mnie widzi, że to w jaki sposób postrzegam przestrzeń, czas i emocje i jak je układam, jest inne, nieprzeciętne. Całemu mojemu życiu towarzyszą bardzo wysokie wibracje. Pokrywa się to z przeciekami informacyjnymi tego gdzie kiedyś mogłam być.

ZOBACZ TEŻ:

Ten rodzaj aury towarzyszył Pani od zawsze?

- Często słyszałam, że mam starą duszę. Pewne rzeczy czułam wcześniej i byłam gotowa iść za nimi, iść za głosem serca. Czas na pewno rozwinął we mnie głębię tej świadomości. Dziś jestem na innym poziomie.

Jak ważna jest historia, która stoi za naszym sukcesem? Dla przykładu - Riccardo Tisci, zawsze podkreśla rolę jaką odegrała jego rodzina i dorastanie wśród 8 sióstr, ale są też i dramatyczne historie, jak choćby ta dotycząca Patrizii Gucci.

- Historia, którą wynosimy z domu czy przestrzeń w jakiej dorastaliśmy, nie jest tak ważna, jak nasze przeznaczenie duszy. Artyści często kierują się głosem serca. Oczywiście, aby marzenie i sztuka nabrały realnych kształtów potrzebny jest dobry plan i ludzie, którzy pomogą nam zmaterializować to powołanie. Jest wiele utalentowanych osób, które nie odnoszą sukcesów. Wydaje się, że brakuje im zaplecza finansowego, czy wiedzy jak prowadzić firmę, ale w rzeczywistości brakuje im człowieka, który wziąłby w swoje ręce ich serca i poprowadził dalej. Jeśli o mnie chodzi, zawsze miałam przy sobie kochającą rodzinę, na której mogłam polegać. Jednak to nie rodzina mnie ukierunkowała na sztukę, design, czy modę. Sama odnalazłam tę ścieżkę, mimo tego, że nigdy nie kształciłam się w tych kierunkach. Wielu światowej sławy artystów dotarło do miejsca swojego przeznaczenia omijając drogi akademickie. Ja też zaufałam losowi, choć na początku było to dla wielu absurdalne.

Szkoła jednak daje podstawy, możliwość spotkania drugiej osoby, w tym nauczyciela...

- W życiu można próbować różnych dziedzin. Szkoła powinna być pomocą, ale w moim odczuciu nasz system tak nie działa, dlatego człowiek sam powinien odkryć w czym czuje największą radość i w czym rodzi się jego pasja. Nie powinien być blokowany systemem, czy kierunkiem pracy. Świetnym przykładem jest design i architektura. To wspaniałe dziedziny, które powinny być wolnością, ale niestety często nie są.

Skoro nie rodzina i nie szkoła, to jak Pani odkryła swoje powołanie?

- Zawsze wiedziałam, że mam wyobraźnię przestrzenną. Widzę kobietę i od razu widzę jej atuty. Wiem co trzeba podkreślić, aby wymodelować jej sylwetkę. Tak samo jest przy krojeniu materiałów. Po prostu wiem, jak ograć projekt, żeby dobrze leżał. Śmiało mogę powiedzieć, że w mojej pracowni nigdy nie powstaje coś takiego jak pierwowzór, który później idzie do kosza. Każdy projekt jest tworzony od początku do końca i zawsze znajdzie właściciela.

Sama również zasiada Pani do szycia? Wielu projektantów jest z tą częścią pracy twórczej na bakier.

- Uwielbiam to robić! Nawet jeśli nie mam czasu szyć do podstaw, to proszę moje krawcowe o szkielety, które później sama wykańczam. To chyba część pracy, która sprawia mi największą radość. W dodatku dzieje się to zupełnie spontanicznie. Siadam do sukni i tworzę to, co mi przyniesie fantazja, dlatego każda moja suknia jest inna i trudno powtórzyć poszczególne modele. To bardzo emocjonalne kreacje (uśmiech).

Czy jeśli jako mała dziewczynka, albo może dorastająca nastolatka, usłyszałaby Pani, że pojawi się na Arab Fashion Week czy Paris Fashion Week i będzie Pani miała swój butik w Londynie, uwierzyłaby Pani?

- Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo dużo rysowałam. Praktycznie każda moja praca przedstawiała księżniczki w pięknych sukniach. Niektóre z tych rysunków mam po dziś dzień. Były to spektakularne kreacje. Pamiętam jak moja rodzina mówiła - to jest coś pięknego! Jednak nie traktowałam wtedy tego poważnie. Kiedy dorastałam, zawody były ściśle określone i nie było ich aż tak wiele. Nie słyszałam wtedy o takim zawodzie jak - projektantka mody. Dlatego kiedy zaczęłam tworzyć z potrzeby serca, przez długi czas nie umiałam nazwać tego co robię. Do wszystkiego musiałam dojrzeć z czasem.

A jak udział w międzynarodowych pokazach mody wpłynął na rozwój Pani marki?

- Takie wydarzenia są naturalnym schematem, który pojawia się przy pracy twórczej. Osobiście nigdy nie szukałam takich kontaktów. Wspomniany Arab Fashion Week dotarł do mnie sam. Szukano designerów, który tworzą modę ponadprzeciętną. Ludzi tworzących w duchu haute couture. Wpisałam się w tą przestrzeń. To na pewno była dla mnie olbrzymia lekcja i niezwykłe przeżycie.

Mówi Pani o tym tak… zwyczajnie. A przecież to musiało być mnóstwo stresu, formalności, no i co za tym idzie, pracy.

- Oczywiście każdy taki wyjazd to ogromny sukces! Na Arab Fashion Week pojawiłam się dwa miesiące po porodzie. To był czas pełen nowych wyzwań. Kiedy urodziłam synka myślałam, że najbliższe chwile są zarezerwowane tylko dla mnie i dla rodziny. W momencie kiedy dostaliśmy zaproszenie, mieliśmy miesiąc, aby się przygotować. Ale od zawsze jestem niepoprawną optymistką (uśmiech). Jeśli coś ma się zadziać, to się zadzieje mimo wszelkich trudności. Tu tak było. Po prostu popłynęłam z nurtem i udało się.

ZOBACZ WIDEO:

A jak udaje się Pani dzielić czas między pracę, dom, a chwile tylko dla siebie?

- Cała praca, którą wykonujemy - ja i mój mąż - to praca, którą możemy wykonywać absolutnie z każdego miejsca na ziemi. Wszędzie, co byśmy nie robili, zawsze podróżujemy razem. Zawsze mam męża i chłopców przy sobie, dlatego nie czuję tego rozerwania. Oczywiście, są momenty kiedy muszę się poświęcić klientkom bardziej. Wtedy inaczej zarządzam czasem, ale wydaje mi się, że robię to coraz lepiej.

Pani wizerunek w mediach jest bardzo poważny. Przedstawia piękną, silną kobietę, ale też dość zdystansowaną. A jaka jest pani poza pracą, poza czasem dla klientek?

- No właśnie! Nie wiem, dlaczego jestem tak odbierana. Moje klientki bardzo często przychodzą do mnie i mówią - pani Sylwio myślałyśmy, że jest pani zupełnie inna, a z pani taka ciepła, otwarta i spontaniczna osoba. Na zdjęciach tego nie widać. I to jest właśnie to, trzeba do mnie przyjechać i mnie poznać (uśmiech). W domu, po pracy jestem taka sama, a może nawet jeszcze bardziej otwarta i spontaniczna. Mam dwóch małych chłopców, z którymi trzeba aktywnie spędzać czas. Dlatego nie mam problemu, żeby wskoczyć w dresy i przyłączyć się do ich zabaw.

To może być spore zaskoczenie dla osób, które myślą o Pani jedynie jako o projektantce, która „ubiera arabskie księżniczki” (śmiech). Skąd wzięło się to określenie?

- Trafiają do mnie kobiety z całego świata i pewien czas temu moje atelier odwiedziła prawdziwa arabska księżniczka. Dokładnie księżniczka Arabii Saudyjskiej. Przyznaję, że nie było mnie wtedy w Warszawie. Zadzwonił telefon, dowiedziałam się, że zamykają ulicę, a mnie... nie ma. Nie udało mi się do niej przybyć, ale i tak wiele osób zapamiętało to wydarzenie.

ZOBACZ TAKŻE:

Lista Pani klientek jest bardzo imponująca. Widziałam, że po pokazie w Paryżu do ich grona dołączyła piosenkarka Nicole Scherzinger, w Pani kreacji można było też podziwiać modelkę i aktorkę Amber Rose. Czy z każdą z tych osobowości pracowała Pani indywidualnie?

- Różnie to bywa. Polskie gwiazdy docierają do mnie raczej bezpośrednio. Artyści z zagranicy często działają za pośrednictwem managerów i stylistów. Właśnie tak było w przypadku Nicole. Otrzymałam wiadomość - pani Sylwio potrzebujemy wyjątkowej kreacji, chcemy, aby Nicole zabłysła. Gwiazda szykowała się do koncertu podczas prywatnego pokazu nowej kolekcji Bvlgari i szukała czegoś więcej, niż pięknej biżuterii.

Gwiazdą, która stale występuje w Pani kreacjach jest też Justyna Steczkowska. To chyba coś więcej, niż tylko współpraca?

- Rzeczywiście, w tym momencie łączy nas wieloletnia przyjaźń. Z Justyną realizujemy różne projekty, a obecnie szykujemy się do kolejnego. Planujemy wyjątkową sesję zdjęciową z jednym z najlepszych fotografów na świecie, która odbędzie się pod wodą. To pierwszy taki projekt w Polsce. Chciałabym pokazać Justynę w wizerunku bogini, ale nie mogę zdradzić więcej (uśmiech).

Szykując kolejne wielkie kreacje i projekty jaki jest Pani ulubiony moment? Tworzy Pani też suknie ślubne, emocje muszą być niesamowite.

- Tak naprawdę, w przypadku moich sukni emocje zawsze są podobne. Kiedy kreacja jest już gotowa i kobieta ją zakłada widzę zmianę w jej oczach, w jej twarzy, w samej postawie. I nawet jeśli przedtem miała wątpliwości - czy to na pewno suknia dla mnie? Nie, nie, aż taka - chyba nie będzie mi pasować. To kiedy ma ją już na sobie, zamienia się w prawdziwą księżniczkę. Na co dzień nie mamy wiele okazji, by się tak czuć, dlatego te emocje są w moim atelier widoczne jeszcze bardziej.

Duże domy mody często decydują się też na tzw. dropy skierowane do szerszej grupy klientów. Czy Pani również o tym myślała?

- W atelier mamy nie tylko suknie. Są dostępne naprawdę różne rzeczy! Mam nawet kolekcję dresów. Są płaszcze, apaszki, stroje kąpielowe... Można się u nas ubrać z góry do dołu. Jest też piękna kolekcja świec zapachowych. Nasza pracownia to niesamowite miejsce. To 500 metrów kwadratowych, na które składa się krojownia, wzorcownia… Można przyjść, zobaczyć, jak powstają nowe projekty. Panuje u nas domowa, ciepła atmosfera, dlatego kiedy klientki przychodzą, to nie wychodzą za szybko (śmiech).

W takim razie, co będzie Pani kolejnym krokiem?

- W ostatnim czasie bardzo mocno pracuję nad samorozwojem. Jestem na etapie budowania nowej marki, skupiającej się na pracy z kryształami i energią. To będzie cudowna przestrzeń dla kobiet i nie tylko, ale o tym jeszcze porozmawiamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto