Pan Łukasz już od rana miał mnóstwo klientów, około godziny 10 nie miał już co sprzedawać. – Chleb i inne pieczywo skończyło się bardzo szybko – mówi. - Pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja. Na szczęście piekarnia ma piece gazowe, więc chleba nie zabrakło.
Klienci byli zaskoczenie rozmiarami katastrofy. Najczęściej starsze panie biadoliły i porównywały sytuację do końca świata albo do wojny.
- Dowiedziałem się o awarii, gdy podczas jazdy samochodem słuchałem radia. Z tego co wiem to mało osób miało dostęp do informacji, bo nawet brakowało baterii, stąd pojawiały się fantastyczne wersje tego co się stało – dodaje.
O tym wie najlepiej Ewa Śmielińska, którą na co dzień możemy spotkać w kiosku przy ul. Konopnickiej.
- Pamiętam zimę stulecia, gdy w śniegu budowano tunele, ale coś takiego przeżyłam pierwszy raz – opowiada pani Ewa. – Najgorszy jest brak kontaktu z bliskimi, nie wiem co u córki i trzymiesięcznego wnuka. Martwię się o nich, bo zimno mi nie przeszkadza.
W chwili, gdy z nami rozmawiała raz po raz przychodzili klienci, i pytali o baterie: R 14 albo R 20, ewentualnie o świeczki, to był najbardziej poszukiwany tego dnia towar. Najbardziej zapobiegliwy okazał się sąsiad, który zaopatrzył się w baniaki z wodą.
- To on uzmysłowił nam rozmiary katastrofy – mówi pani Ewa.
Jednak najgorzej było tam, gdzie były małe dzieci, jak u pani Kazimiery z osiedla Somosierry, która opiekuje się wnukami: dwuletnim Krzysiem i zaledwie miesięcznym Pawełkiem.
- Szkoda mi dzieci, bo marzną, siedzimy w kuchni i podpalamy sobie gazem. Malutki jest zawinięty w kocyk. Dobrze, że chociaż mamy wodę – mówi pani Kazia.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?