MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Po meczu ze Śląskiem. Wciąż Pogoń gra słabo z przodu

Redakcja MM
Redakcja MM
Wiola Borzym/ www.pogonszczecin.pl
Niewykorzystany napastnik, brak spokoju i dokładności w grze, za szybkie pozbywanie się piłki. To główne przyczyny porażki ze Śląskiem. Cieszy jedynie, że Portowcy nie opadli z sił, a może to rywal był tak podmęczony?

Marcin Dworzyński
[email protected]

Niewiele zabrakło Portowcom do wywiezienia z Wrocławia choćby remisu. Na pięć minut przed końcem szczecińska defensywa dała się zaskoczyć Piotrowi Ćwielongowi. Martwi to, że ważnych punktów pozbawił jeden z bardziej leniwych zawodników. Trener Pogoni, Dariusz Wdowczyk także nie może przeboleć tamtej porażki.

– Jeszcze trochę – mówi Wdowczyk. – We Wrocławiu nie chcieliśmy zremisować, tylko wygrać, ale też nic w tym kierunku nie zrobiliśmy.

O ile w defensywie do momentu straty bramki, wszystko wyglądało w miarę solidnie, tak nie da się za wiele dobrego powiedzieć o grze do przodu.

– Za mało graliśmy w ofensywie. Oddaliśmy za mało strzałów i za rzadko szukaliśmy dośrodkowań. Martwi to, że drużyna przegapiała momenty, w którym powinna pójść do ataku – dodaje trener.

Przy wielu kontratakach aż prosiło się, by ruszyć do przodu, coś jednak zawodników powstrzymywało. Zwalniali akcję, szukali najbliższego partnera, a rywale mogli spokojnie się formować.

Śląsk zdecydowanie częściej był przy piłce, ale nic dziwnego skoro wrocławianie cierpliwie budowali akcje, często podczas jednego ataku zmieniając strony boiska. Na ich tle Portowcy grali nieporadnie. Brakowało dłuższego przytrzymania piłki, w czym udział miał wysoki pressing rywala.

Portowcy zbyt szybko pozbywali się piłki, a jeśli już wymienili trzy podania, to czwarte zazwyczaj kończyło się stratą.

Niewidoczni w ofensywie byli Robert Kolendowicz i Radosław Wiśniewski. Ten pierwszy zresztą od dłuższego czasu nie potrafi stworzyć zagrożenia pod bramką przeciwnika i zagadką pozostaje jego obecność na boisku. Z kolei Wiśniewski zagrał w ataku po raz pierwszy. Wiele oczekiwaliśmy po jego obecności na tej pozycji, może nawet za dużo, ale trudno też mieć do zawodnika pretensje o jego bezbarwność, skoro podania w jego kierunku od razu były skazywane na niepowodzenie. Były zawodnik Iny Goleniów nie jest typem zawodnika, który wygra pojedynek główkowy, lub przepchnie rywala, a podania od pozostałych kolegów właśnie na to wskazywały. Trener Wdowczyk nie przekreśla 22-latka i zapewnia, że dostanie jeszcze szansę.

Nie zamierzamy dłużej pastwić się nad Portowcami, bo oni doskonale robią to sami poprzez swoją grę. Szukając pozytywów...

– Wytrzymaliśmy spotkanie pod względem fizycznym. Śląsk dominował, ale nie stworzył sobie sytuacji podbramkowych – mówi Wdowczyk. – Nie wykorzystaliśmy swojej szansy.
A ta była ogromna. Wrocławianie w ostatnich meczach grali słabo. Zostali rozbici przez Zagłębie Lubin 0:4.

W dodatku byli zmęczeni po czwartkowym starciu z Legią Warszawa. Na plus można zapisać także upilnowanie najlepszego rozgrywającego polskiej Ekstraklasy.

– Śląsk to Mila, musieliśmy go wyeliminować – mówi Wdowczyk i trzeba przyznać, że to po części się udało, bo kapitan Śląska w tym meczu nie błysnął.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia.eu Pożegnanie Pawła Paczkowskiego z Industrii Kielce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto