Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opłynąłem Europę

tkrawczyk
tkrawczyk
Marian Galant przez trzydzieści lat pływał na statkach Polskiej Żeglugi Morskiej.

Zawitał do Holandii, Belgii, Danii, Włoch, Rosji (dawnego ZSRR) i Anglii. W pamięci najbardziej mu utkwiły dwa miejsca.

– Port w Antwerpii zachwycił mnie tajemniczością i klimatem niczym z baśni – opowiada. – Nabrzeże wybrukowane „kocimi łbami”. Niedaleko znajdowała się też dzielnica handlowa, która dostarczała nam rozrywki. Można tam było kupić rzeczy, o których nie śniło się w tamtych czasach w Polsce.

Drugie miejsce to Anglia. Jak wspomina Galant, załoga cumowała między dwoma mostami: Tower i London, dosłownie w błocie.

Urodził się przed drugą wojną światową. Zamknięcie szkół zmusiło go do chodzenia na tajne komplety. W ten sposób skończył podstawówkę. Od najmłodszych lat ciągnęło go do techniki i morza. W rodzinnym Sandomierzu należał nawet do ligi żeglarskiej. Na początku lat sześćdziesiątych przyjechał do Szczecina. Na Politechnice studiował budowę maszyn. Z tym też związana była pierwsza praca, w stoczni remontowej.

– Szybko ją zmieniłem – mówi. – Mało zarabiałem, a musiałem utrzymać rodzinę. Wtedy właśnie urodziła mi się córka. Po różnych perypetiach trafiłem do Polskiej Żeglugi Morskiej i zostałem w niej trzydzieści lat.

Swoją karierę zaczął jako inspektor techniczny, ale to mu nie wystarczyło. Chciał pływać i szybko zrealizował swoje marzenie. Został mechanikiem w siłowni i dzięki temu zwiedził cały kontynent. Przez czas pływania, przytrafiła mu się tylko jedna niebezpieczna przygoda.

– Płynąłem na małym statku „Soła” i zaskoczył nas sztorm – opowiada. – Musieliśmy przywiązywać talerze do stołu, bo inaczej byśmy głodowali. I tak przez prawie dwie doby. Czułem się wtedy, jakbym kajakiem płynął przez ocean. Na szczęście kapitan nie stracił głowy.

Pan Marian zachorował imusiał wrócić na ląd. Zajął się „opieką” nad statkami pod kątem technicznym, czyli pilnował, aby odpowiednie instytucje wyremontowały je na czas.
Od pięciu lat Galant jest na emeryturze. Choć na karku ma siedemdziesiątkę, nie zamierza odpoczywać. Założył niewielką firmę, naprawia piecyki gazowe.

– Syn sprzedawał takie piecyki. Kiedy się psuły, prosił mnie o pomoc, bo miałem sprawne ręce. Taki typ majsterkowicza ze mnie – śmieje się.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto