Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Olek Różanek, nasz człowiek renesansu. Zajmuje się muzyką, kinem, teatrem, organizuje festiwal

Redakcja MM
Redakcja MM
Olek Różanek, szczeciński muzyk i autor tekstów, wokalista zespołu Chorzy na Odrę
Olek Różanek, szczeciński muzyk i autor tekstów, wokalista zespołu Chorzy na Odrę Marcin Bielecki
Rozmowa z Olkiem Różankiem, wokalistą zespołu Chorzy na Odrę, organizatorem festiwalu Akustyczeń.

- Jesteś postrzegany jako człowiek renesansu – muzyka, kino, teatr, organizacja festiwalu. Jak udaje ci się to wszystko pogodzić? - To pasja. Ale skoro wybrałem taki sposób na życie, to muszę przyjąć, że nie zawsze będzie kolorowo. W naszym kraju mamy dużą ilość nadawców i małą liczbę odbiorców, w związku z tym poza twórczością zająłem się także organizacją imprez, czyli działalnością biznesową, z której mogę się utrzymać.

- To dosyć rozsądne podejście. Artyści zazwyczaj o takich sprawach nie myślą.
- Ja też czasami nie myślę i kończy się to upomnieniami z różnych urzędów. Nie jestem stworzony do papierkowej roboty, ciężko mi wszystko poukładać, rozliczyć. Dlatego cieszę się, że ta biznesowa strona mojej działalności dotyczy kultury, że robię festiwal, a nie płyty wykończeniowe dla centrów handlowych. Robię to na czym się znam.

- Stwierdziłeś, że musisz prowadzić działalność gospodarczą i wymyśliłeś festiwal?
- Festiwal wymyśliłem wcześniej. Dopiero lata pracy na etacie w różnych miejscach nauczyły mnie czego nie należy robić, żeby odnieść sukces. Przyznam, że nie jestem stworzony do wykonywania czyichś poleceń. Często mam własne zdanie lub przepis na rozwiązanie problemu.

- To gdzie pracowałeś?
- W sklepie muzycznym, byłem barmanem, kelnerem. Pracowałem też na budowie po niemieckiej stronie.

- Kiedy zakładałeś zespół Rykoszept, chciałeś grać hip hop, ale wyszła z tego trochę inna muzyka.
- Chciałem grać hip hop. Nie wiem co mnie napadło. Musiałem trochę podrążyć temat i zrozumieć, że jest to inna jakość. Nie można tego zestawiać z innymi kierunkami. Zespół jednak został zaniedbany przez nas samych, co się często zdarza, kiedy trzeba się zmagać z realiami życia codziennego.

- Z Chorymi na Odrę nie ma takich problemów?
- Problemy są, ale na tle twórczym. To świadczy o tym, że jesteśmy w stanie kreacji twórczej. Do wszystkiego trzeba dojrzeć, a żeby dojrzeć, to trzeba dużo temu poświęcić, nie poddawać się, nie bać się wyzwań. No i trzeba kalkulować zyski i straty, ale nie po to, żeby rozważać wycofanie się, tylko żeby wiedzieć ile można stracić. Praca w kulturze to ryzykowne zajęcie, bo różnie bywa w tej branży, ale to mnie nie zwalnia od płacenia podatków.

- Mówisz o dojrzałości. Dosyć wcześnie się usamodzielniłeś. Czułeś się wtedy dojrzały?
- Dopiero po latach okazało się, że nie jestem dojrzały. Usamodzielniłem się finansowo, mam mieszkanie, ale teraz z perspektywy widzę, że jeszcze trzy lata temu byłem żółtodziobem w myśleniu o pewnych rzeczach. Pewne doświadczenia pozwoliły mi spojrzeć na siebie, na to jaki jestem. Dzięki temu to, co teraz kreuję, jest bardziej wiarygodne. Nagrywam teraz więcej utworów, których nie wstydzę się słuchać, co jest dowodem na świadomość artystyczną.

- Są utwory, których się wstydzisz?
- Tak, to ma wielu twórców. To, jacy jesteśmy, stanowi jakość tego, co robimy. Ostatnio rozmawiałem z Mateuszem Czarnowskim z zespołu Bubliczki i przyznał mi się, że pewne pomysły ze swojej pierwszej płyty rozwiązałby inaczej, a według mnie jest ona świetna. To jest dowód na to, jak człowiek bardzo się zmienia. On mi uświadomił, że jest już krok dalej i się rozwija, że ta płyta to przeszłość. Ja chcę wierzyć, że będę miał to samo. Będę słuchał za dwa lata płyty Chorych na Odrę (ukaże się w maju) i jeśli będę w jakimś stopniu wstydził się tej płyty, to będzie dowód na mój rozwój. To jest tak samo jak z modą, jeśli ktoś chce być modny, kupuje nowe ubranie, a po roku czy dwóch okazuje się, że to już nie to i ulubione rzeczy zastępuje się nowymi. Zmienia się nasze spojrzenie na nas samych.

- Łatwo namówić znanych artystów, żeby przyjechali na twój festiwal?
- Jako organizator nie mam z tym problemu. Nie znam artysty, który byłby takim kamikaze w kwestiach artystycznych, że nie chciałby rozmawiać z organizatorami imprez. Niestety, kontrakty załatwia się poprzez management artysty i tu zaczynają się negocjacje. Moją przewagą jest to, że niektórzy widzieli mnie wcześniej na scenie, jak na przykład Soyka. Wtedy dochodzi do kontaktu stricte artystycznego i rozmowa jest zupełnie inna. Artyści patrzą na mnie przez pryzmat tego, że ja też jestem artystą i jestem tak samo postrzelony jak oni.

- Skoro z artystami nie ma problemu, to z czym jest największy problem przy organizacji festiwalu?
- Z dotacją od miasta. Mamy w Szczecinie taką mentalność, że podejmujemy się pewnych tematów, a potem porzucamy je. Tak było z instytucją Szczecin 2016. Po porażce w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury instytucję się rozwiązuje, choć podejmowała wiele dobrych działań dla miasta. Ciągle nie potrafimy zrozumieć, że kultura i sztuka to najtańsza i najlepsza inwestycja w wizerunek miasta. Niemcy to zawsze rozumieli i są tam gdzie są. A ja się martwię o ofertę kulturalną naszego miasta.

- Mimo wszystko promujesz Szczecin wszędzie, gdzie się znajdziesz. Jak patrzysz na to miasto?
- Coś się zaczyna tu dziać z inwestycjami. Przeszliśmy z etapu planowania do realizacji. Pojawiły się firmy, które oferują miejsca pracy, zaczęliśmy inwestować w zaplecze biurowe i logistyczne. Zaczynają ruszać inwestycje, które były tylko na papierze. Cieszę się, że ruszyła budowa nowej filharmonii, której powstanie spowoduje przełom w dostępie do kultury. Chodzi na przykład o bilety. Mając salę na 500 osób nie jesteśmy w stanie zorganizować koncertu z biletami w przystępnej cenie, żeby wyjść na swoje.

- To porozmawiajmy o przyjemniejszych rzeczach. Czym jest dla ciebie teatr?
- Praca w teatrze dużo mi dała. Realizacja „Fumum Vendere” bardzo mnie otworzyła, co przeniosło się na stronę muzyczną. Ten spektakl cały czas żyje i rozwija się. Mamy coraz więcej zaproszeń na festiwale, a z każdym takim zaproszeniem zdobywam więcej pewności siebie. Taki spektakl fabularny jest wyzwaniem dla każdego aktora, a ja nie będąc aktorem profesjonalnym podjąłem się trudnego zadania.

- Zagrałeś też w filmie.
- Pojechałem raz w życiu na casting do filmu o księdzu Popiełuszce. Pojechałem na pewniaka, stanąłem jak wryty przed kamerą i poza przedstawieniem się nie powiedziałem żadnego słowa. Poległem na pierwszym zdaniu, ale dostałem rolę Młodzieńca na przystanku i pojawiam się w napisach końcowych. Dostałem gażę aktorską, ale filmu nie widziałem. Był to rodzaj buntu przeciwko temu, że film okazał się polityczny i tendencyjny. Jak się dowiedziałem, że wykorzystano w nim wizerunek prymasa Glempa, to wiadomo było w jakim celu, a ja nie lubię tego w sztuce. Postanowiłem się od tego odciąć poprzez nieoglądanie.

- Kiedyś myślałeś o aktorstwie poważnie i chciałeś zdawać do szkoły aktorskiej.
- Chciałem, ale nie umiałem jakoś się zebrać, żeby coś zrobić w tym kierunku. Myślę, że nie zmarnowałem tego czasu. Przy dużym nakładzie pracy jestem w stanie wykreować coś własnego w oparciu o to, że jestem amatorem i naturszczykiem.

- To co będziesz kreował w najbliższej przyszłości?
- W kwietniu mam koncert w Warszawie, potem występujemy z „Fumum Vendere” na Północy Teatrów podczas Kontrapunktu. Dla nas to duży prestiż, że bierzemy udział w Kontrapunkcie. Dla ludzi związanych z teatrem to jest najlepszy festiwal teatralny w Polsce. Może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale mamy tu w Szczecinie coś bardzo cennego.

Olek Różanek

szczeciński muzyk i autor tekstów, wokalista zespołu Chorzy na Odrę, twórca ogólnopolskiego festiwalu twórczego Akustyczeń. Współpracował ze Staszkiem Soyką, Robertem Kasprzyckim, Piotrem Roguckim i Joanną Piwowar, współtworzył grupę Rykoszept, z którą nagrał album Torba na rzeczy pospolite. W 2009 roku zadebiutował na dużym ekranie rolą studenta w filmie Popiełuszko. Obecnie współpracuje z łódzkim Muzeum Kinematografii, Teatrem Pinokio oraz Nieformalną Grupą Avis.

Zobacz też:

Dariusz Startek: kulturę robi się prawie jak chleb

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto