Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O hetmanie, co łupił Pomorze

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Gdy ktoś zejdzie ulicą Podgórną w dół, znajdzie fragment murów obronnych Szczecina. Jest tam tablica upamiętniająca pobyt hetmana Stefana Czarnieckiego na ziemi szczecińskiej.

W 1657 roku wódz wiódł wojsko na szwedzkie wówczas Pomorze, by siać zniszczenie i odpłacić za potop.

MAREK JASZCZYŃSKI
[email protected]

Rok później poprowadził kolejną wyprawę, przez Pomorze - powiódł wojsko do sojuszniczej Danii. „Prowincyja dymem śmierdzi, wielkie i gęste trzody głodne ryczą” - tak wyglądały okolice Szczecina po tym, jak najechał je hetman Stefan Czarniecki. Warto wierzyć tym słowom, bo napisał je kapelan wodza, jezuita Piekarski.

Zamęt, popłoch i pożoga
Hetman Czarniecki ruszył w ramach dywersji na szwedzkie Pomorze. We wrześniu 1657 r. zaczął odpłacać za spustoszenia ziem polskich. Szlak pochodu znaczyły popioły spalonych wsi. Wyprawa zagonów Czarnieckiego miała spowodować zamieszanie na tyłach wojsk Karola Gustawa walczącego z Danią.

- Była to typowa dywersja, której celem było odciągnięcie Szwedów od działań w Polsce – mówi Dariusz Okoń, historyk z VI LO, którego patronem jest hetman Stefan Czarniecki. - Dywersja zmieniła się w łupieżczą i okrutną wyprawę odwetową. Czarniecki wszedł na Pomorze przekraczając Drawę pod wsią Barnimie, skierował się na Stargard, założył kwaterę pod Klępinem. Stąd słał podjazdy w sile 10, 20 lub 40 ludzi przede wszystkim w celu siania zamętu, popłochu i pożogi. Jeden z takich podjazdów podszedł pod miasteczko Dąbie, gdzie spalił owczarnię. Szczecińskiej twierdzy nie zamierzał atakować. Ucierpiały również ziemie elektora brandenburskiego, w następnych dniach plądrowali już okolice Drawska, Złocieńca, Łobza i Mirosławca.

Odrę przekroczył w okolicach Lubusza i poszedł szybkim marszem przez Angermuende, Gartz, ominął Szczecin i opanował Pasewalk. Gartz ograbiono i spalono, podobnie jak ponad 100 wsi w okolicach Szczecina, Anklam, Pasewalk i Penkun. Na początku listopada zdecydowano nie iść jednak dalej na Danię i 11 listopada Czarniecki z wojskiem przekroczył z powrotem Odrę w tym samym miejscu. Efektem tej wyprawy było więc splądrowanie, zniszczenie prowincji należących do elektora i króla szwedzkiego, lecz straty poniosła przede wszystkim pomorska ludność, w której pamięci na bardzo długo pozostały wspomnienia rabunków.

Wielki wódz i okrutny człowiek

Czarniecki, uzasadniając łupieżczą wyprawę, miał się zwrócić do jednego ze swoich oficerów następującymi słowami: „niech wie lis zdradziecki (mowa o elektorze brandenburskim – przyp. red.), czego się po nas spodziewać. Mamy wciąż własnych chłopów z bydła i kur obdzierać? Lepiej elektorskich krów posmakujmy. Tak, panowie, na koń, do Marchii! Tam należną zapłatę z elektora ściągniemy. Będzie on krzyczeć, to pewne, ale się tym zasłonimy, żeśmy o traktacie nie wiedzieli.”

- Wielki wódz, ale i okrutny człowiek. Potrafił być bezwzględny dla jeńców i ludności cywilnej, ale to w niczym nie odbiegało od zachowania innych wodzów tej epoki – mówi Dariusz Okoń, nauczyciel historii w VI LO im. Stefana Czarnieckiego. – Na pewno odegrał wybitną rolę w czasie potopu szwedzkiego. Przeszedł do historii jako wzór niezłomnego i ofiarnego żołnierza. Jako jedyny wymieniony jest w „Mazurku Dąbrowskiego”.

Należy jednak dodać, że takie obchodzenie się z ludnością cywilną było na porządku dziennym. Okrucieństwo i połączony z bezwzględnością odwet były w XVII wieku w równym stopniu stosowane przez wszystkie ówczesne armie europejskie. Kłopoty z aprowizacją były przyczyną łupiestwa. Dla żołnierza łupy wojenne były jedynym źródłem utrzymania, stąd też bezwzględność hetmana.

Dla Ojczyzny ratowania

Rok później rozpoczęła się druga, słynna wyprawa Czarnieckiego uwieczniona w naszym hymnie narodowym. Jesienią roku 1658 Czarniecki podjął słynną wyprawę do Danii, po której nasz bohater „dla Ojczyzny ratowania wrócił się przez morze”. Tym razem przemarsz przez ziemie elektora odbywał się w całkowitym porządku. Żelazna ręka Czarnieckiego umiała utrzymać dyscyplinę. O tym, jak wyglądały kary przekazał relację Jan Chryzostom Pasek w swoim pamiętniku: „karanie zaś było za ekscesy już nie ścinać ani rozstrzeliwać, ale za nogi u konia uwiązawszy włóczyć po majdanie tak we wszystkim, jak kogo na ekscesie złapano, według dekretu dwa albo trzy razy naokoło. I zdało się to zraz, że to nie tylko suknie, ale i ciało tak opada, że same tylko zostaną kości”.

Przez Pomorze i Meklemburgię wojska dotarły w okolice Hamburga, a dalej na wybrzeże Morza Północnego, skąd 14 grudnia 1658 roku rozpoczęto przeprawę na wyspę Als. W podjętej wczesnym rankiem wyprawie wzięły udział połączone siły polsko-brandenburskie pod wodzą Czarnieckiego, wspierane przez duńskie okręty wojenne. Wojskowi przeprawili się przez cieśninę Mały Bełt na łodziach, obok których płynęły konie. Wylądowali ok. 2 km na północ od zamku Sonderborg. Odziały Czarnieckiego rozbiły piechotę i jazdę szwedzką, która przybyła z pomocą załodze zamku, a następnie zmusiły Szwedów do wycofania się i zamknięcia się w Sonderborg i w pobliskim Nordborg.

W ciągu kilku miesięcy zamki się poddały, podobnie jak inne atakowane przez Polaków twierdze na wyspie i całym pobliskim półwyspie Jutlandzkim. Ostatnia z nich - Fredericia - padła 27 maja 1659 roku. Szwedzi zrezygnowali z dalszej obrony i opuścili Jutlandię ewakuując się na Fionię. Wojska polskie opuściły Danię w sierpniu 1659 roku, udając się w drogę powrotną do ojczyzny.

Ale w drodze powrotnej popsuła się dyscyplina. Ze strony polskich żołnierzy doszło do rabunków i grabieży, spowodowanych głównie brakiem dostatecznej aprowizacji. Wycofujący się Polacy pozostawili na terenie Szlezwiku, Holsztyna i Meklemburga niekorzystną pamięć. Po rocznej nieobecności, 11 października Czarniecki wkroczył ze swą dywizją na polską ziemię.

Zdjęcie: - Stefan Czarniecki jest postacią kontrowersyjną i bywa różnie oceniany – mówi Dariusz Okoń, historyk. – Patriota, mężny żołnierz, ale i człowiek chciwy oraz okrutny. Nieustanny udział w wojnach mocno nadszarpnął jego zdrowie. Kula strzaskała jego podniebienie, więc cyrulik założył mu metalową płytkę. To właśnie rany przyczyniły się do śmierci Czarnieckiego, który zmarł w drodze do Lwowa. Na łożu śmierci otrzymał buławę hetmańską.


od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto