- Jestem szczęśliwa, choć wiem, że to początek długiej drogi do odzyskania mojej własności - mówiła po ogłoszeniu wyroku Maria Zaręba.
W czwartek sąd cywilny unieważnił umowę, którą zdesperowana kobieta podpisała trzy lata temu z Sylwią B. Za 10 tys. zł pożyczki zgodziła się oddać swoje mieszkanie jako zabezpieczenie. Gdy popadła w kłopoty finansowe, wierzycielka przejęła kawalerkę. Potem mieszkanie sprzedała.
Sąd uznał, że umowa przeniesienia własności była nieważna.
- Kwota pożyczki jest niewspółmierna do zabezpieczenia, czyli mieszkania, które jest warte wiele więcej. Nadmierne zabezpieczenie wierzytelności jest wystarczającym powodem do stwierdzenia nieważności umowy przeniesienia prawa do lokalu - uzasadniała sędzia Agnieszka Tarasiuk-Tkaczuk.
Zdaniem sądu umowa była niezgodna nie tylko z prawem, ale i z zasadami współżycia społecznego.
- Była zawarta w trudnych dla dłużniczki warunkach, gdy miała długi i była chora. Pożyczkodawca wiedział o tej sytuacji i miał świadomość, że kobieta nie będzie w stanie spłacać rat - dodaje sędzia Tarasiuk-Tkaczuk.
Pani Maria w swojej niewielkiej kawalerce przy ul. Rynkowej mieszkała od 30 lat. Lokal jest w zasobach spółdzielni mieszkaniowej, ale kobieta wykupiła je. Trzy lata temu popadła w kłopoty finansowe. W prasie znalazła ogłoszenie o szybkiej pożyczce.
- Potrzebowałam 10 tysięcy złotych. Byłam przekonana, że uda mi się dług spłacić - mówi.
Jednego dnia, 7 lipca 2009 r. załatwiono wszystkie formalności. Także u notariusza,
- Pamiętam jak dziś, że tak dziwnie się uśmiechnął, gdy zobaczył umowę - wspomina pani Maria.
Warunki umowy były wyśrubowane. Pani Maria zgodziła się przenieść na Sylwię B. spółdzielcze, własnościowe prawo do swojej kawalerki. I to jeszcze zanim zaczęła spłacać pożyczkę.
Gdy po miesiącu nie starczyło jej pieniędzy, nowy właściciel poprosił ją o klucze. Najpierw jedne, potem drugie. Kobieta stała się bezdomna. Obecnie ma niespełna 1000 zł emerytury i mieszka na sublokatorce.
Pozwana pożyczkodawczyni nie zjawiła się w sądzie. Wcześniej jej obrońca twierdził, że umowa jest ważna, a pani Maria w ogóle nie miała prawa do wytaczania procesu o ustalenie własności mieszkania.
Według nieoficjalnych informacji, nowi właściciele kawalerkę zdążyli już sprzedać.
Czwartkowy wyrok jest nieprawomocny. Gdyby sąd odwoławczy utrzymał wyrok, pani Maria mogłaby pozwać dawnych wierzycieli o zwrot wartości mieszkania lub o wydanie nieruchomości.
- To dopiero początek drogi przed panią. Finał nie musi być wcale pozytywny. W sprawie jest dużo wątpliwości, które sąd odwoławczy może ocenić inaczej niż sąd pierwszej instancji - mówiła sędzia Tarasiuk-Tkaczuk.
- Teraz na pewno nie zrezygnuję. Chcę mieć gdzie mieszkać. Całe życie na to pracowałam - mówi szczęśliwa kobieta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?