MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Na statku zawsze była choinka

GJ
GJ
Sochaccy przyjechali do Szczecina z Łodzi jesienią roku 1945 i zamieszkali na Niebuszewie.

Tam pan Tadeusz otrzymał polecenie pracy w miejscowej stacji PKP. Natomiast pani Irena była pierwszym dyrektorem „Fabryki Chleba” przy ulicy Łukasińskiego. Rok później Tadeusz Sochacki został zatrudniony w PŻM i pływał na statkach handlowych jako ochmistrz.

- Odwiedzałam swego ojca na statku, gdy tylko zawinął do portu - wspomina Grażyna Czapp. - Tam było mi dane poznać swego obecnego męża Witka, który po ukończeniu trzyletniej Państwowej Szkoły Morskiej w Szczecinie w roku 1953 otrzymał nakaz pracy na statkach PŻM.

Ochmistrz Sochacki troszczył się, by niczego nie brakowało w czasie długich rejsów. Do pomocy angażował swoją jedyną córkę Grażynę.

- Przed świętami Bożego Narodzenia spieszyłam do kościoła, aby ksiądz poświęcił opłatki wigilijne, które potem zanosiłam na statek, by ich nie brakowało na wieczerzy wigilijnej, gdy okręt odbijał nieraz dzień przed świętami płynąc w dalekomorski rejs.

W lipcu 1960 roku Wiktor Czapp poślubił córkę ochmistrza - Grażynę. Mieszkają na Gumieńcach, gdzie ich odwiedzam. Emerytowany kapitan żeglugi wielkiej podejmuje mnie w swoim gościnnym domu.

- Pochodzę z Gdyni z rodziny kaszubskiej, która od pokoleń zajmowała się rybołówstwem - opowiada kpt Wiktor Czapp. - Od najmłodszych lat pasjonowało mnie żeglarstwo.

- Był pan starszym marynarzem…

- Ale nie dostałem prawa pływania, dlatego przez pewien okres czasu poniewierałem się po statkach cumujących w porcie lub remontowanych.

- Ale wreszcie marzenie o morskich podróżach spełniło się…

- Zamustrowałem na masowiec „Gdynia” i to nawet pięciokrotnie. Było mi dane na tym statku raz przewozić do Indonezji ładunek wojskowy zawierający samoloty bojowe MIG, armaty, karabiny, amunicję, materiały wybuchowe. Taka podróż trwała 150 dni i nie było wolno zawijać do jakichkolwiek portów. Przepłynęliśmy ponad 25 tysięcy mil morskich.

- Bakcyl morski przeniknął też wasze dzieci?

- W moje ślady poszedł młodszy syn Krzysztof, który jest też kapitanem żeglugi wielkiej i obecnie przebywa w Meksyku. Drugi syn Marcin jest informatykiem, ale z kolei jego syn, czyli nasz wnuk 24-letni Błażej jest słuchaczem trzeciego roku angielskiej szkoły morskiej i obecnie odbywa roczną praktykę na statku.

- A jak wyglądała wigilia dowodzonych przez pana statkach?

- „Baltona” dostarczała nam zawsze trzy choinki: jedna była stawiana w mesie załogowej, druga - w oficerskiej, a trzecia na przednim maszcie. Kucharz przygotował 12 potraw wigilijnych. Wieczerzę zaczynaliśmy około godziny 18. Najpierw składałem życzenia świąteczne i dzieliłem się opłatkiem. Przede wszystkim życzyłem wszystkim szczęśliwego powrotu do domu i wszelkiego dobra w marynarskich rodzinach na lądzie. Po uroczystej kolacji wzajemnie obdarowywaliśmy się drobnymi upominkami i oczywiście śpiewaliśmy kolędy. Niektórzy we wspólnej wieczerzy brali udział jak najdłużej, ale byli też tacy, którzy w samotności przeżywali dramat rozłąki.

Tekst i zdjęcie Bogdan Nowak
Kapitan Wiktor pomimo wieku emerytalnego (75 lat) nie nudzi się. Pełni funkcję prezesa Szczecińskiego Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej. Na piętrze domu posiada własną izbę pamięci z licznymi pamiątkami, dokumentami i zapisami tekstowymi oraz fotograficznymi swego pięknego życia „wilka morskiego”.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto