W takich warunkach pani Anna musi żyć z czwórką małych dzieci. Zarządca rozkłada ręce.
Paulina Targaszewska
[email protected]
– Zimą chodziliśmy po mieszkaniu w kurtkach, bo było tak zimno. Teraz dzieci stale chorują, bo w każdym kącie można znaleźć grzyby – mówi przez łzy Anna Janczak. – Ja jakoś to przetrwam, ale jak mam wytłumaczyć to wszystko moim dzieciom? Tylko o nie się martwię.
Pani Anna samotnie wychowuje czwórkę dzieci. Najstarszy chłopiec ma 14 lat, najmłodsza dziewczynka zaledwie 3 latka. Razem mieszkają w dwupokojowym lokalu przy ul. Parkowej, który otrzymali jako lokal socjalny od Zarządu Budynków i Lokali Socjalnych.
– Nie stać mnie na własne mieszkanie – tłumaczy kobieta. – Nie mam dokąd pójść. Przez pewien okres razem z dziećmi spaliśmy nawet w ośrodku dla bezdomnych. Strasznie się wtedy czułam, ludzie patrzyli na mnie jakbym była z rodziny patologicznej, a to nieprawda. Nie piję, nie kradnę. Po prostu nie stać mnie na wynajem czy kupno mieszkania.
Zła passa miała się zakończyć w grudniu 2010 roku, kiedy pani Annie i jej dzieciom przyznano lokal socjalny przy ul. Parkowej.
– Czekałam na mieszkanie od miasta blisko dziewięć lat – opowiada kobieta. – Ucieszyłam się ogromnie, kiedy okazało się, że wreszcie będę mieszkać z dziećmi w normalnych warunkach.
Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Dwupiętrowe mieszkanie przy ul. Parkowej nie przypomina przytulnego lokalu, w którym dzieci mogą czuć się bezpiecznie. Na ścianach pełno jest grzybów. Stare,
rozklekotane okna zupełnie nie trzymają w pomieszczeniach ciepła. Zimą, kiedy na dworze panowały mrozy, szyby w oknach całe były pokryte lodem.
– Dzieci chodziły ubrane w kurtkach, a mimo to strasznie marzły. Wciąż chodziły za mną i mówiły, że im zimno – opowiada ocierając łzy pani Anna. – Później zaczęły się choroby i kaszel. Okazało się, że wszystkiemu winne są grzyby, które powychodziły na ścianach. W sumie nic dziwnego, że jest ich aż tyle. Sąsiedzi opowiadali mi, że zanim się tu z dziećmi wprowadziłam, lokal przez siedem lat stał pusty, nieogrzewany. Stale były tu otwarte okna, a we wnętrzu ptaki zrobiły sobie gołębnik. ZBiLK tylko powynosił ptasie odchody, odmalował ściany i podłogę. Na dodatek wciąż nie mamy ciepłej wody, kiedy się Wprowadziliśmy nie było nawet gazu. Łazienki też nie ma. Dzieci myją się w miskach. Zamiast normalnej toalety mamy obskurny wychodek na półpiętrze. Nie chcę, żeby moje dzieci żyły w takich warunkach. Myślałam nawet o tym, żeby pożyczyć trochę pieniędzy i zrobić choć niewielką łazienkę z ciepłą wodą. Dowiedziałam się, że jeśli to zrobię podniosą mi czynsz. Nie mam już sił na takie życie.
Pani Anna zgłaszała sprawę do ZBiLK-u. Prosiła o remont, wymianę okien lub zamianę lokalu na inny – ciepły, czysty i bezpieczny.
– Przecież płacę czynsz regularnie, nie mam żadnych zaległości – mówi kobieta. – Ja i moje dzieci zasługujemy na ludzkie warunki.
– Mieszkanie było odnowione – twierdzi Szymon Dominiak-Górski, rzecznik prasowy ZBiLK-u. – Po wprowadzeniu się pani Anna prosiła o wymianę stolarki okiennej. Realizacja prac jest możliwa najwcześniej w 2018 roku.
W poniedziałek planowana jest wizyta w lokalu w sprawie zagrzybienia. W kwietniu pani Anna ma też zaplanowane spotkanie z wiceprezydentem miasta.
– Nie mogę czekać sześciu czy dziesięciu lat na remont – mówi pani Anna. – Przecież zdrowie dzieci nie będzie czekać.
– Grzyb jest w tym lokalu wszechobecny – mówi pani Anna. – Staram się go wycierać domestosem, ale on po kilku dniach znów się pojawia. Chemikalia nie rozwiązują problemu, a tylko dodatkowo zanieczyszczają powietrze w mieszkaniu.
Konkurs "Żywe Miasto". Zostań dziennikarzem obywatelskim MM. Opublikuj artykuł, zgarnij honorarium!
Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?