Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Modelki „Dany” same się malowały i uczyły pozować do zdjęć

Paulina Targaszewska
archiwum CKE Stara Rzeźnia
To szczecińskie zakłady „Dana” i „Odra” w latach 60., 70. i 80. kreowały trendy w Europie. O tamtych czasach opowiadają projektanci i modelki pracujące w tych przedsiębiorstwach

- Dawniej modelki same musiały się malować i czesać. Wzajemnie jedna drugą uczyła chodzić po wybiegu - wspomina Bożena Sochacka, jedna z czołowych modelek ZPO „Dana”.

W minioną niedzielę wspólnie z innymi osobami związanymi z dawną modą w Szczecinie, wspominała w Starej Rzeźni piękne czasy, kiedy nasze miasto było jedną z głównych stolic mody w Europie. A w trakcie tego spotkania można było podziwiać stroje zaprojektowane przed laty w nieistniejącym już szczecińskim Zakładzie Przemysłu Odzieżowego „Dana”. Można było również zobaczyć filmy, zdjęcia i albumy prezentujące dawne trendy wykreowane przez szczecińskim projektantów, tworzących w latach 60., 70. i 80.

Chodziły jak kaczki

- Dawniej przygotowania do pokazów mody były bardzo siermiężne. Nie było fryzjerów ani makijażystów, którzy by nas przed wyjściem na wybieg przygotowali - wspomina Bożena Sochacka. - Modelki same się do pokazów przygotowywały, jedna drugą uczyła poprawnie chodzić. A to wcale nie było takie łatwe! A wyjście na wybieg? To dopiero było wyzwanie, bo wtedy panowała moda na tańczone pokazy mody. My nie potrafiłyśmy ładnie chodzić po wybiegu, a co dopiero tańczyć (śmiech).

- Modelki początkowo w butach na obcasach chodziły jak kaczki, bo przecież na co dzień nosiły jedynie płaskie obuwie - mówi Zofia Zdun - Matraszek, jedna z trzech głównych projektantek, którym „Dana” zawdzięcza swój sukces. - Kazałyśmy im wtedy ćwiczyć w domu, w butach mamy i z książką na głowie (uśmiech).

Modelka z przypadku

Podczas spotkania w Starej Rzeźni można było posłuchać o tym, jak powstała „Dana”, jak wyglądały pierwsze próby projektowania, skąd czerpano inspiracje i jak wyglądało przyjmowanie modelek do zespołu.

- Modelką w Danie zostałam właściwie przez przypadek - opowiada Krystyna Rynkun. - Na taki nabór chciała się wybrać moja koleżanka, a ja miałam jej tylko towarzyszyć. Stałam więc z boku i przyglądałam się kandydatkom na modelki. Wyglądałam wtedy jak dziecko, bo w ogóle się nie malowałam, a włosy miałam spięte w długi warkocz. Dyrektor techniczny pracujący wówczas w „Danie” zobaczył mnie i powiedział, żebym też przeszła się po prowizorycznym wybiegu. Wzbraniałam się, ale dla świętego spokoju poszłam. Zrobili mi też dwa zdjęcia, a potem uciekłam na wykłady na Pomorzany, bo dopiero co zaczęłam wtedy studiować. Po powrocie do domu z mamą śmiałyśmy się głośno z całej tej sytuacji. A potem ten epizod rzuciłam w niepamięć. Jakie było moje zdziwienie kiedy po kilku dniach przyszedł list z informacją, że wybrali mnie na modelkę „Dany”! Byłam jednak święcie przekonana, że to jakaś pomyłka. W dalszym ciągu nie zgłaszałam się więc do zakładu. Zrobiłam to dopiero po rozmowie z koleżanką, która pracowała w „Danie” i oznajmiła, że wszyscy tam na mnie czekają.

Pani Krystyna nie od razu chciała jednak zostać modelką „Dany”, choć o tym marzyło wiele jej rówieśniczek. Dla niej najważniejsze były studia.

- Kiedy wreszcie zgłosiłam się do „Dany” powiedziałam, że bardzo im dziękuję za wybranie mnie do zespołu, ale nie mogę zostać modelką - opowiada pani Krystyna. - Dopiero zaczęłam studiować i nauka była dla mnie priorytetem. Szefostwo zgodziło się jednak, abym pojawiała się w „Danie” tylko kiedy pozwolą mi na to uczelniane obowiązki. Przełożeni byli bardzo wyrozumiali. I tak zostałam w „Danie”, a nawet sprowadziłam do zakładu inne, piękne koleżanki.

Modelki miały podobne figury. Dzięki temu każda mogła nosić zaprojektowane i uszyte w „Danie” stroje.

- Przymiarki trwały jednak godzinami - wspomina pani Bożena. - Stałyśmy przez pół dnia we wzorcowni i cierpliwie znosiłyśmy równanie dołów w sukniach, co trwało całe wieki. Nie raz trzeba było się więc zrywać z wykładów na studiach, żeby można było potem bez obaw wyjść na wybieg.

W „Danie” wiele modelek było studentkami.

- Każda chciała trochę zarobić, a bycie modelką dawało taką szansę - wspomina pani Bożena.

Kłótnie z krawcowymi

Samo projektowanie w „Danie” zwłaszcza na początku, nie było takie łatwe.

- Miałam dużo ścięć z krawcowymi - wspomina pani Zofia. - Nie chciały, żebym pouczała je, co i jak mają przyszyć. Uważały, że wszystko wiedzą najlepiej. A zaczęło się od małej bluzeczki z wielkimi guzikami. Te guziki były zdecydowanie za duże do takiej małej bluzki. Zmieniłam je więc na mniejsze, zmniejszyłam dziurki i od razu było lepiej. Tak zaczęło się moje projektowanie w „Danie”. A należy pamiętać, że nie było wtedy dostępu do gazet z modą zza granicy. Trzeba było się zdać jedynie na własną kreatywność. Trudniej też było o dobre i kolorowe materiały. Dopiero „Dana” zaczęła szyć stroje w kolorowe wzory czy kwiaty.

Katalog trendów

Nie można jednak było projektować strojów tak, jak się chciało. Doskonale wie o tym Bogdan Bombolewski, który od roku 1968 był projektantem w Zakładach Przemysłu Odzieżowego „Odra” w Szczecinie. Później, w 1971 roku, podjął pracę w „Głosie Szczecińskim”, zajmując się publicystyką i reportażem.

- Dawniej istniał taki katalog, który określał wytyczne tendencje i kierunki w modzie, których trzeba się było trzymać - wspomina. - Jak się próbowało odstąpić od tych wytycznych, albo stworzyć coś bardziej oryginalnego, to i tak podczas oceny komisja zakładowa sprowadzała człowieka do parteru i kazała wszystko zmieniać, żeby było łatwiej do uszycia i taniej. Inwencją twórczą i kreatywnością można się było popisać jedynie kiedy projektowało się na specjalne życzenie np. dla jakiegoś artysty.

Zakład Przemysłu Odzieżowego „Dana" mieścił się w budynku u zbiegu ulicy Odzieżowej i alei Wyzwolenia. Nazwa „Dana” obowiązywała od 1976 roku. Potęgę zakładów zbudowała Domicela Mazurkiewicz. Rok po wojnie zaczęła pracę jako szwaczka. Pięć lat później została dyrektorem i była nim przez trzydzieści jeden lat. To dzięki niej niewielki zakład konfekcyjny przeobraził się w nowoczesną fabrykę odzieżową. „Dana” stała się wizytówką Szczecina, dyktatorem mody dziewczęcej i kobiecej. Ubierała miliony kobiet. Na krajowych i zagranicznych targach zdobywała nagrody i medale. W latach 90. zakład sprywatyzowano.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto