Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: Wyścigi food trucków

Agata Maksymiuk
Po drogach USA jeździ około 3 miliony food trucków. Po polskich uliczkach nieco ponad 300. Choć daleko nam do prekursorów serwowania jedzenia z okien auta, to zdecydowanie widać, że ich gonimy. W tym nierównym wyścigu najważniejsze to utrzymać swoje tempo.

Podobno, żeby zdobyć dobre miejsce, wystarczy przyjechać, zawrócić, dobrze zaparkować, chwilę pomyśleć o bezpieczeństwie klientów, kupić bilet parkingowy i już. - Nie trzeba walczyć o miejsce, przynajmniej nie w Szczecinie - mówi Sabina Garska, właścicielka śniadaniowego food trucka Bułka z Masłem. - Dookoła jest wiele miejsc, gdzie można ustawić się ot tak, po prostu. Wydaje mi się, że to właśnie stąd rosnąca popularność tego biznesu.

W tej popularności jest też element zwykłego blichtru. Za oceanem food trucki przeżywają swój złoty wiek. W hollywoodzkich produkcjach pojawiają się u boku Scarlett Johansson czy Sofii Vergary (Chef z 2014 roku). Mają też własny reality show „The Great Food Truck Race”, w którym jeżdżą od miasta do miasta i ścigają się, kto zarobi więcej. Z buchającym niemal żywym ogniem zapałem powoli zwiększamy tempo w tym wyścigu. Uczestnicy Orange Warsaw Festival czy Open'era nie wyobrażają sobie koncertów bez strefy food trucków. To, co miało być szybkim rozwiązaniem, stało się podstawą wyżywienia podczas wydarzeń masowych.

Można się wzburzyć - przecież to żadna nowość. Budy na kółkach od zawsze pojawiały się nawet w małych miejscowościach na piknikach rodzinnych. I nikt temu nie zaprzecza, wystarczy wrócić wspomnieniami do legendarnych już tras koncertowych „Lato z Radiem”, gdzie nawet w najmniejszym, nadmorskim kurorcie, na koncertowym placu ustawiały się dziesiątki przyczep oferujących gofry, orzeszki w karmelu, watę cukrową, popcorn, hot dogi i Bóg wie co jeszcze, w cenie trzykrotnie przewyższającej cenę sklepową. Tylko, że wtedy liczył się handel, a teraz liczy się coś jeszcze. - Uczestniczymy w reaktywacji food trucków i myślę, że to małe powstanie szybko nie przeminie – mówi Krzysztof Zaleski, właściciel food trucka Wół i Krowa. - Im więcej o tym w mediach, tym więcej ludzi o nas mówi i tym więcej ludzi decyduje się na własny biznes. Rozgłos, jaki powstał, przełamał pewną barierę w sposobie myślenia Polaków, którzy gdzieś utknęli w wizji food trucka jako starej przyczepy campingowej, przerobionej na bar. Prawda jest taka, że food truck to teraz mała restauracja na czterech kółkach.

Przede wszystkim trzeba zdobyć odpowiednie auto. Możliwości jest wiele, ale żeby się o tym przekonać nie musiałam rozglądać się dalej, niż przez okno naszej redakcji na Podzamczu. Z jednej strony pachnący nowością Wół i Krowa, z drugiej designerski Bajglowóz Króla Jana. Po radę eksperta idę na dół do Bartka Stannego z Bajglowozu. - Kupując gotowego food trucka, możemy zdecydowanie szybciej ruszyć z biznesem, ale nie wszystko może być zaaranżowane tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Cena będzie prawdopodobnie wyższa, gdyż będzie zawierała kosztowne i czasochłonne przeróbki.

Opcja druga pozwala zmodyfikować samochód w taki sposób, aby był idealnie dopasowany do naszych potrzeb. Należy jednak pamiętać, że przerobienie auta dostawczego na działającą kuchnię na kółkach, to skomplikowany proces, wymagający dużej wiedzy, sprytu i kreatywności. Dostosowanie auta od podstaw może zabrać nawet kilka miesięcy. Oczywiście dla przedsiębiorców z zasobniejszym portfelem, albo tych, którzy nie boją się kredytów i leasingów, jest jeszcze trzecia droga, polegająca na skorzystaniu z usług profesjonalnych firm, które zajmują się kompleksowym przygotowywaniem food trucków. Należy przygotować się, że takie rozwiązanie, choć wygodne, może kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych.

Problem większy od samochodu to przestrzeń. - Jest wielu food truckerów, którzy w swoich autach mieszczą drugi dom - opowiada Krzysiek z Woła i Krowy. - Jak to robią? To już ich tajemnica. Moim zdaniem, najważniejszym elementem wyposażenia jest lodówka. Wszystkie produkty, które trzymamy w samochodzie, muszą być przechowywane w odpowiedniej temperaturze. Nie oszukujmy się, samochód to taka duża puszka, która bardzo szybko się nagrzewa. My mamy aż trzy lodówki, do tego zamrażarka, grill, okap, zlew z pompką wody i zbiornikami na wodę czystą i brudną. Nie zapominajmy, że w środku musi się jeszcze zmieścić pracownik.

Wyposażenie uzależnione jest od dwóch rzeczy. Po pierwsze musimy określić, co chcemy z takiego food trucka serwować i ustalić listę niezbędnych sprzętów oraz skonsultować projekt z sanepidem. Niestety, przepisy nie do końca nadążają za swego rodzaju boomem, który nastąpił w tej sferze. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i dużo samozaparcia, aby doprowadzić sprawę do końca. Później zostaje tylko wyruszyć w miasto i odzyskać inwestycję. - W tym przypadku jesteśmy panem własnych zarobków - mówi Sabina Garska z Bułki z Masłem. - Samodzielnie decydujemy kiedy, gdzie i jak mamy ochotę gotować. To jest magnes food trucków. My pracujemy od rana do godz. 13. Jesteśmy królami śniadań. Z okienka można serwować absolutnie wszystko. Przeżyliśmy już boom hamburgerów, ale zmiany w końcu nadejdą i tu.

W takim razie to kuchnia fast czy slow? - Każdy ma własny pomysł na biznes i sam decyduje, co i jak będzie podawać klientom - mówi Bartek Stanny. - Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że jedzenie serwowane z food trucków jest świeższe niż często można dostać w restauracjach, ze względu na ograniczone możliwości przechowywania go. Większość food trucków zaopatruje się codziennie w świeże produkty i po sprzedaniu określonej ilości w ciągu dnia zjeżdża do „bazy”.

Jedną z mantr powtarzanych każdemu, kto chce otworzyć restaurację jest: lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja. To fakt, że nawet najlepsza knajpa w niedogodnej lokalizacji będzie cierpiała. Food truck może się przemieszczać i to przemawia na jego korzyść. Niskie koszty eksploatacji również są dużą zaletą. Minusami są sezonowość, duża podatność na aurę, ograniczone menu i ograniczenia logistyczne. Stacjonarna gastronomia pozwala na zdecydowanie więcej. Można mieć bardziej rozbudowane menu, wpływać na samopoczucie klienta atmosferą w środku lokalu, zbudować społeczność i pozytywnie wpływać na kształtowanie charakteru okolicy. - Wybór pomiędzy food truckiem a lokalem gastronomicznym nie jest łatwy - przyznaje Bartek. - Obie formy mogą być dla siebie doskonałym uzupełnieniem i dlatego tak wielu przedsiębiorców decyduje się dokupić food trucka do istniejącej restauracji lub po sukcesie odniesionym „na kółkach” otwierają lokale stacjonarne. My zaczęliśmy od lokalu i myślę, że posiadanie food trucka pomoże nam w dotarciu do szerszej grupy klientów, a ze względu na wyjątkowość naszego auta, które bardzo zwraca na siebie uwagę, przysłuży się również marketingowo.

Wygląda na to, że ci którzy utrzymają swoje tempo, będą mogli nazywać się prekursorami nurtu w kulinarnej sztuce. - To trochę jak z kurtką ramoneską - mówi Sabina Garska. - Od lat na fali, zmienia tylko grupy użytkowników.

Festiwal Foodtrucków w Szczecinie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Śmieciowe jedzenie zabiera pamięć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto