Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: W garniturach niedobrze się czuję

Bogna Skarul
Sebastian Wołosz
Rozmowa z Oskarem Masternakiem, dziennikarzem Głosu Szczecińskiego, który w tym roku otrzymał dziennikarską nagrodę za Debiut Roku.

- Co u Ciebie, Oskar, słychać?
- Ostatnio dużo się zmieniło, bo mam nową pracę w zupełnie nowym miejscu. A w tej pracy dużo się dzieje.

- To dobrze?
- Oczywiście. Jestem zadowolony.

- Zdobyłeś tytuł „Debiutanta Roku” w konkursie dziennikarskim organizowanym przez szczecińskie stowarzyszenia. Zaskoczyło Cię to?
- Starsi koledzy trzymali tę wiadomość przede mną w tajemnicy. Wiedziałem, że jestem nominowany, ale zupełnie nie spodziewałem się, że otrzymam tytuł. Kiedy wyczytano moje nazwisko, byłem ogromnie zaskoczony i w głowie miałem pustkę. Nawet nie wiedziałem, jak podziękować. Ale jakoś wybrnąłem.

- To nagroda za debiut. Kiedy debiutowałeś?
- Moja przygoda z dziennikarstwem zaczęła się w 2015 roku, gdy zacząłem pisać dla portalu „Wspólna Pogoń”. To portal o tematyce sportowej. Robiłem relacje ze spotkań szczecińskiej drużyny, wywiady z piłkarzami. W styczniu 2016 roku dowiedziałem się, że „Głos Szczeciński” szuka współpracowników. Zgłosiłem się i tak się zaczęło.

- Czym zajmowałeś się wcześniej?
- Skończyłem muzykologię na Uniwersytecie Warszawskim i przez pierwsze dwa lata po studiach pisałem doktorat, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie dla mnie - takie siedzenie w bibliotece i szperanie w książkach. Postanowiłem to zmienić. Zacząłem pracować jako doradca finansowy, ale to też nie była moja bajka. Na szczęście zahaczyłem się w portalu sportowym. Tam odnalazłem siebie.

- Sport i muzyka to zupełnie inne światy. Wcześniej interesowałeś się sportem?
- Tak. Jestem pasjonatem sportu. Moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa, to mecz finałowy Brazylia-Włochy. Płakałem wtedy jak bóbr z powodu przegranej Włochów. Później byłem na każdym meczu Pogoni w Szczecinie i na paru wyjazdowych. Gdy był martwy sezon piłkarski, to ciągnęło mnie, by zobaczyć na przykład rozgrywki koszykówki, piłki ręcznej...

- Odkryłeś w sporcie coś z muzyki?
- Przede wszystkim pasję i poświęcenie. I muzycy i sportowcy muszą poświęcić całe swoje życie na te dyscypliny. Muzycy i sportowcy cały dzień ćwiczą. Poza tym wspólne są emocje. Te u wykonawców i te wśród widzów. Wspólny jest rytm - i sport, i muzyka mają swoją dynamikę.

- Dlaczego nie zostałeś muzykiem? Po muzykologii nie trzeba koniecznie zostać naukowcem.
- W moim przypadku jest tak, że muzyka jest moją pasją. Ale nie zostałbym wybitnym muzykiem. Z drugiej strony muzykologia dziś jest dla mnie za bardzo garniturowo-garsonkowa. A ja w garniturach niezbyt dobrze się czuję.

- To skąd wybór muzyki do studiowania?
- To trochę rodzinne. Skończyłem szkołę muzyczną I i II stopnia. Mój brat jest pianistą i uczestnikiem Konkursu Chopinowskiego, ambasadorem Szczecina. Tata co prawda jest lekarzem, ale szalenie pasjonuje się muzyką. Cały czas gra na fortepianie. Muzyka była w moim życiu obecna od zawsze. Skończyłem szkołę muzyczną w klasie fletu, ale na koniec wiedziałem, że raczej nie będę solistą. Tymczasem flecistów, którzy grają w orkiestrach, jest w Polsce sporo. Nie przebiję się. I tak zostałem dziennikarzem.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto