Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Temat z okładki: Dr House czuje bluesa

MM Trendy
MM Trendy
MM Trendy. #Temat z okładki: Dr House czuje bluesa
MM Trendy. #Temat z okładki: Dr House czuje bluesa Mat. promocyjne
Hugh Laurie to bardzo zapracowany człowiek. Gra w filmach i koncertuje. Do Szczecina zgodził się przyjechać, kiedy usłyszał, że zagra na Zamku Książąt Pomorskich. Sceneria go zaintrygowała i decyzję podjął błyskawicznie. Spotkamy się tam z nim 29 lipca.

Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Warner Music Poland

Hugh Laurie o Polsce słyszał niewiele, ale wie, że można u nas wypić dobrą wódkę. Zaczęło się od tego, że na swoim profilu na Twitterze kpił z Rosji. Wszystko przez tekst brytyjskiego „Guardiana” o tym, że Putin mówiąc o igrzyskach w Soczi nakazał osobom homoseksualnym zostawienie dzieci w domu.

Aktor stwierdził wtedy, że zbojkotowałby rosyjskie produkty, gdyby tylko jakieś znał - oczywiście oprócz nieustannego wpędzania świata w depresję. Na liczne uwagi użytkowników, że rosyjska wódka jest jednym z takich produktów, Laurie znowu zakpił z Rosjan.

- Tak, w porządku, rosyjska wódka jest ok, jeśli musisz wyczyścić piekarnik. Do picia musi być polska wódka - podkreślił serialowy Dr House, natychmiast zyskując szacunek tysięcy Polaków, którzy i bez tego uwielbiali go już wcześniej. Podoba mu się też polskie wydanie jego debiutanckiej powieści „Sprzedawca broni”. Kiedy zobaczył niemieckie wydanie swojej książki, załamał się. Nie spodobała mu się okładka. - Polska jest ok - powiedział publicznie w telewizji.

Lekarz

Kiedy mówimy Hugh Laurie, niewiele osób kojarzy o kogo chodzi. Kiedy powiemy Dr House - niewiele jest osób, które by tego nie wiedziały. Rola amerykańskiego lekarza z okropnym charakterem przyniosła mu popularność na całym świecie.

- Bardzo lubię tę postać - mówi Hugh Laurie. - House jest zabawny, piekielnie inteligentny i fascynujący. Choć oczywiście ten jego pesymizm i trudny charakter mogą dać się we znaki. Czasami mam dość jego trudnego charakteru i nieustannego użerania się z ludźmi. Do tego jeszcze House niemal bez przerwy ma do czynienia z chorobami, bólem i śmiercią. Mało kto zachowałby zdrowie psychiczne przy takiej pracy. Dlatego są takie chwile, kiedy mam ochotę uciec gdzieś daleko i zająć się czymś zupełnie innym. Na przykład wystąpić w jakimś lekkim, pogodnym musicalu. Gershwin byłby idealny.

Do serialu „Dr House” Laurie musiał nauczyć się amerykańskiego akcentu. - Nadal sprawia mi to trudności - mówi. - Są dni, kiedy wychodzi mi lepiej, są dni kiedy idzie gorzej. Nadal nie mam pojęcia od czego to zależy: czy jadłem banana na śniadanie, czy mam na sobie coś niebieskiego... To loteria. Chyba nigdy się nie dowiem z czego wynika ta sprawa z akcentem.

A to dlatego, że Hugh Laurie jest Brytyjczykiem z krwi i kości i raczej nie grozi mu przemiana w Amerykanina. Gdy mieszka w Stanach, cały czas przyłapuje się na tym, że odruchowo stara się jeździć lewą stroną ulicy.

Bluesman

Do Ameryki jednak ciągnie go wyjątkowo. Z tego kraju wywodzi się muzyka, która zainspirowała aktora do nagrania dwóch płyt: „Let Them Talk” (2011) i „Didn't It Rain” (2013). To właśnie utwory z tych płyt usłyszymy w lipcu na Zamku, gdzie Hugh pojawi się na scenie z zespołem The Copper Bottom Band. Jego muzyka to mieszanka różnych gatunków muzycznych, ale najwięcej w niej bluesa.

- Muzyka zawsze była moją pasją - mówi Laurie. - Aktorstwo przychodzi mi z trudem, a muzyka daje poczucie wolności. Każe mi się całkowicie odsłonić. Mówimy przez nią wszystko, zdradzamy swój gust, sympatie, antypatie. Nie miałem pojęcia skąd pochodzi blues, ale nie chciałem bez niego żyć. Dla mnie blues pulsuje radością, namiętnością. Oczywiście jest w nim także ból złamanych serc, zawiera w sobie całe ludzkie życie. Utarło się, że blues to męska muzyka. Dla mnie jednak blues zaczął się od kobiet śpiewających kołysanki swoim dzieciom.

Laurie zdaje sobie sprawę, że nie jest wybitnym wokalistą czy muzykiem, ale podziwia innych i ma swoich mistrzów. Bardzo przeżył sesję w studio z Dr. Johnem. Aktor jest wielkim fanem muzyka i możliwość nagrania czegoś razem mocno nim wstrząsnęła.

- Omal nie dostałem zawału - stwierdził Laurie. - Po sesji poszedłem do swojego auta, usiadłem i płakałem. Nie mogłem uwierzyć, że gram z jednym z moich bohaterów i na dodatek poszło tak gładko.

Sukcesy jego płyt i reakcje widowni wciąż wydają się nieco go zaskakiwać.

- Jest tyle rzeczy na świecie, nie wiem dlaczego ktoś miałby skupić się na śpiewającym aktorze - mówi Laurie. - Nie mam ambicji, żeby zostać gwiazdą rocka, nie o to wcale chodzi. Ja po prostu kocham tę muzykę i chcę, żeby inni też ją pokochali. Dopiero w Nowym Jorku zrozumiałem na co się porywam. Ja, Angol, chcę oczarować Amerykanów, grając ich własną muzykę. To szaleństwo. Ale kocham piosenki i ludzi, którzy je wykonują. Rodzi się wspólnota między nami a publicznością. My gramy na oświetlonej scenie, a oni są na ciemnej widowni, ale wyczuwalna jest więź.

Sportowiec

Oprócz zainteresowań artystycznych Hugh Laurie ma sporo innych pasji. Na przykład sportowych. Na studiach uprawiał wioślarstwo i to z dużymi sukcesami, bo zdobywał nagrody. Ostatnio zafascynował go boks. Co prawda kontuzje ręki, które mógłby odnieść uprawiając ten sport, utrudniają grę na pianinie w The Copper Bottom Band, ale jak dotąd nie odwołał żadnego koncertu. Boksuje nadal, mimo różnych przeciwieństw. Na przykład emocjonalnych.

- Mam pewną trudność z biciem ludzi - mówi. - Zostałem nauczony, że przemoc to najgorsze rozwiązanie. Dlatego kiedy jestem na ringu i pojawia się kilka sekund gdy przeciwnik jest odsłonięty, a ja powinienem zaatakować, w głowie słyszę głos »Proszę, nie bij tego miłego pana«. Zaraz potem drugi głos mówi: »Jeśli nie uderzysz tego pana, on uderzy cię mocniej!«.

Celebryta

Laurie należy do elity towarzyskiej Londynu. W kręgu jego znajomych są znani intelektualiści i artyści, z księciem Karolem na czele.

- To świetny facet, skromny i uważny - rozpływają się nad nim znajomi. On sam ma świadomość, że sporo dostał od życia. Gdy więc bliscy zorganizowali szalony koncert z okazji jego 50. urodzin, cały dochód przekazał na cele dobroczynne.

- Hugh jest doskonały, a mimo to boleśnie samokrytyczny - mówi aktor Stephen Fry. - Nie pamiętam, by ze swoich życiowych, w tym zawodowych osiągnięć był zadowolony. No, chyba że chodzi o przyjaźń, rodzinę i miłość. Wie, że to mu się udało.

Wysoki (189 cm), niebieskooki artysta zawsze miał powodzenie, ale ostatnio zainteresowanie nim przybrało postać kultu. Jego wielbicielki, widać znudzone potulnymi mężami, oszalały na punkcie utykającego, nieczułego tyrana o intelekcie geniusza. Żonaty od 21 lat ze starszą o trzy lata reżyserką teatralną Jo Green, aktor ma troje dzieci.

Jedyna sensacja o gwiazdorze pochodzi z lat 90., gdy uległ wdziękom reżyserki filmu, z którą pracował. Romans szybko się skończył, a aktor całą historię przypłacił załamaniem nerwowym.

Przez dwa lata korzystał z pomocy psychoterapeuty, ma nawet za sobą pobyt w zakładzie zamkniętym. Żona wspierała go przez cały ten czas. Dziś uchodzą za zgodną, zaprzyjaźnioną parę, której spoiwem jest podobne (i ogromne) poczucie humoru obojga, taki sam styl bycia i dzieci. - Jest ciepły, dobroduszny i skromny - powiedziała w jednym z telewizyjnych show jego koleżanka ze studiów w Cambridge, Emma Thompson.

Poznali się na zajęciach aktorskich w amatorskim kółku teatralnym Cambridge Footlights. Brytyjska gwiazda przez chwilę była nawet dziewczyną Hugh. Choć związek im się nie udał, do dziś są dobrymi znajomymi.

- Jako 20-latek miał nadwagę. Zjadał za jednym razem sześć steków i myślał tylko o wioślarstwie. To była jego wielka pasja - wspominała aktorka.

Dzisiaj Hugh, poza tym, że nie ma już problemów z wagą, wciąż przypomina chłopaka ze studiów. Sława nie uderzyła mu do głowy. Woli trzymać się na uboczu, niż błyszczeć w świetle jupiterów. Zamiast mieszkać w Los Angeles, stolicy filmowego blichtru, lepiej czuje się w spokojnej Anglii.

Przez lata to przyjaciele Lauriego robili kariery, a on, zdolny, inteligentny, nieco wycofany, spokojnie czekał na swój czas. Ten czas w końcu nadszedł. Nie spodziewał się, że dostanie angaż do roli House’a. Prawdopodobnie zgłoszenie do roli nagrał w przerwie między zdjęciami do innego filmu, w toalecie, ubrany jak grał: zmięty i nieogolony. Ta nonszalancja tak spodobała się producentom, że klasnęli: tak powinien wyglądać przyciągająco-odpychający House! A gdy poznali Hugh Lauriego lepiej, zachęcili go do współtworzenia postaci. I to był strzał w dziesiątkę!

Jednak sukces serialu i samego Lauriego spowodował masę kłopotów w jego życiu. Stał się celebrytą ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przyciemnił szyby samochodu, aby nie filmowano go na każdym kroku telefonami komórkowymi i przestał robić zakupy spożywcze, bo nie mógł znieść ludzi, którzy robili zdjęcia jego kosza z zakupami.

- Największą korzyścią wynikającą z tego, że przestałem grać w serialu i że ludzie przestali mnie oglądać codziennie w telewizji, jest fakt, że już nikt nie zagląda mi do koszyka, kiedy robię zakupy. Mogę nawet zrezygnować z przyciemnianych szyb - mówi. - Ludzie przestali się już tak mną interesować. Kiedy statek idzie na dno fale bardzo szybko go przykrywają, a cała uwaga zainteresowanych zostaje skierowana gdzie indziej. Taki jest naturalny porządek w telewizji, w życiu i tak powinno być - podsumowuje aktor.

Hugh cieszy się, że teraz, kiedy skończył pracę na planie serialu, będzie mógł poświęcić więcej czasu swoim bliskim. Poza tym czuł się już trochę zmęczony kreowaniem jednej postaci przez osiem lat. Na łamach „Daily Record” wyznał, że praca w telewizji to ogromny komfort dla aktora. A on za komfortem nie przepada. - Gdy nie mam kamyczka w bucie, to sobie go włożę sam. Lubię wyzwania - zdradził.

Zapowiedział też, że w najbliższym czasie nie wróci do telewizji i nie zagra w kolejnej, wieloodcinkowej produkcji. Chce się skoncentrować na muzyce, pisaniu, a także reżyserowaniu i produkowaniu filmów. Od kilku tygodni koncertuje w USA i Ameryce Południowej. Marzy także o długich wakacjach z ukochaną Jo i dziećmi. Z dala od fanek i miłośników serialu. Musi pożyć trochę jak zwyczajny człowiek.

Człowiek z orkiestrą

Wolny czas po zakończeniu serialu Hugh Laurie poświęcił na nagrywanie drugiej płyty. Oba krążki zostały wypuszczone przez wytwórnię Warner Bros. Na obu muzyk sięga po dorobek amerykańskiej kultury muzycznej, czyli bluesa i jazz, choć na „Didn't It Rain” ociera się wyraźnie również o r&b i tango. W znacznej mierze to standardy, ale odegrane ze sporym wkładem własnym.

Anglik wybrał się w podróż ku sercu Ameryki, gdzie odkrywa na nowo pionierów amerykańskiego bluesa. Sięga do takich twórców, jak W.C. Handy, Jelly Roll Morton czy Little Brother Montgomery. Nie zapomina jednak o bardziej współczesnych artystach. Jak choćby wspomniany Dr John czy znany z The Animals, Alan Price. Lauriego wspierała wokalnie między innymi legenda bluesa, laureat Grammy Taj Mahal.

Z tej okazji w ubiegłym roku Hugh Laurie zagrał pierwszy koncert w Polsce, w Sali Kongresowej w Warszawie. Na scenie pojawił się siedmioosobowy zespół The Copper Bottom Band, a za chwilę gwiazda wieczoru - Hugh Laurie.

Artysta przywitał się z fanami i rozpoczął swoją blisko dwugodzinną, wspaniałą muzyczną podróż. Serwował publiczności bluesa oraz nowoorleański jazz na najwyższym poziomie. Ku zaskoczeniu artystów zgromadzona widownia to w większości byli ludzie w wieku 20-35 lat.

Koncert nie był hermetycznym wydarzeniem. Wszechstronni muzycy zespołu The Copper Bottom Band, towarzyszący aktorowi na scenie, nadawali klasycznym, bluesowym kawałkom  bardziej rhythmandbluesowego sznytu, zdecydowanie jazzowego czy niemal rockowego. Nieustannie wychodzili poza konwencję.

Dr House na żywo okazał się bluesową wersją Piotra Bałtroczyka, sypiącą ku uciesze publiczności licznymi żartami.

Jego zdaniem Polacy śpiewają dużo lepiej od Rosjan, a Warszawa będzie mu się kojarzyła z piskiem. A były powody żeby piszczeć i tańczyć: Hugh Laurie jest wulkanem energii i posiadaczem dwóch zdrowych, przydatnych chociażby w tańcu nóg.

Miejmy nadzieję, że w lipcu w Szczecinie także będziemy mieli okazję się o tym przekonać.


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto