Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Temat z okładki: Dominator wrócił do domu

MM Trendy
MM Trendy
Marek Kolbowicz z żoną Aleksandrą i córkami
Marek Kolbowicz z żoną Aleksandrą i córkami Foto: Joanna Skrzyniarz / MUA: Sylwia Cyza
Jeżeli facet płacze, to musi być święto. Łzy na jego policzkach pojawiły się dwukrotnie. Po największym sukcesie w karierze i po ostatnim występie. Marek Kolbowicz zakończył właśnie przygodę ze sportem, która uczyniła go legendą polskiego wioślarstwa i najwybitniejszym sportowcem w dziejach Szczecina.

Tekst: Paweł Pązik / Foto: Joanna Skrzyniarz / MUA: Sylwia Cyza

Wioślarstwo na co dzień nie gości na czołówkach gazet, nawet stron sportowych, choć dało Polsce więcej medali olimpijskich (łącznie 16) niż chociażby pływanie (6), czy wszystkie dyscypliny zespołowe razem wzięte (7).

Zasady są proste: trzeba przepłynąć dystans od startu do mety (zwykle 2 km) szybciej niż rywale. Największy splendor zdobywa się startując pojedynczo, ale prawdziwą sztuką jest tak dobrać czterech czy nawet ośmiu facetów, by łódka płynęła równo i szybko. A już prawdziwe mistrzostwo osiąga się wtedy, gdy wygrywa się przez kilka lat, jak to miało miejsce w przypadku Marka Kolbowicza i jego kolegów z czwórki podwójnej (wiosła z obu stron łodzi): Adama Korola, Konrada Wasilewskiego i Michała Jelińskiego.

Wiosła zamiast smartfona

Jego przygoda z wioślarstwem zaczęła się w 1986 roku. Za oknem jeszcze było szaro i buro. Dzieciaki, zamiast zabaw smartfonami, rozdzierały spodnie wspinając się na drzewa i całe dnie spędzały nad wodą.

- Rodzice byli za tym, abym ukończył szkołę i to najlepiej tę, którą kończył mój tata, czyli Technikum Łączności, ale wyszło inaczej. W dniu egzaminów, zamiast stawić się przed komisją egzaminacyjną, wraz z kolegami z ul. 9. Maja trafiłem na kąpielisko Dziewoklicz i tak się zakończyła moja przygoda w technikum - wspomina popularny „Kolba”.

Drugą sportową miłością okazał się później tenis, ale to wioślarstwo pochłonęło go bez reszty. - Tenis zawsze był gdzieś z tyłu mojej głowy, ale rodzina nie miała pieniędzy na opłacanie drogich treningów. Wioślarstwo wtedy i obecnie można uprawiać całkowicie bezpłatnie, więc sprawa rozwiązała się sama - wyjaśnia.

Z Adamem Korolem poznali się na mistrzostwach świata seniorów w czeskich Racicach w 1993 roku. 20 lat temu. Kolbowicz zajął tam wówczas 4. miejsce w czwórce podwójnej. Korol przyjechał jako widz i sympatyk wioślarstwa. - Dostał ode mnie reprezentacyjny dres za płytę Depeche Mode. Mam ją do dziś, Adam wdzianka pewnie już nie... - wspomina szczecinianin.

Kolbowicz na przełomie wieków jeździł na igrzyska, przywoził medale z dużych imprez rangi mistrzowskiej, ale jego ambicje sięgały wyżej. Celem było olimpijskie podium. W 2000 r. w Sydney z Korolem zajął 6. miejsce w finale. Przez kolejne cztery lata ciężko pracowali, aby płynąc w czwórce wreszcie zdobyć medal.

Sukces zaczął się od rozczarowania

Wtedy pojawiły się plotki, że Kolbowicz chce opuścić rodzinny Szczecin i rozpocząć treningi w Bydgoszczy bądź w Poznaniu. Miał już ponad 30 lat, ogromną chęć posmakowania olimpijskiego medalu, ale w mieście nie mógł liczyć na niezbędne wsparcie finansowe.

- To były tylko dywagacje, które pojawiły się po przejściu kilku naszych kajakarzy do Poznania - wyjaśnia Kolbowicz. - Podziwiam ludzi decydujących się na zmianę miasta, w którym żyją i pracują. Ja aż taki odważny nie jestem. Poza tym mam tu rodzinę, oddanych przyjaciół, moją uczelnię, a za czasów kariery wspaniałe warunki do uprawiania wioślarstwa. Cóż więcej trzeba?

W 2002 r. zaczęło się niesamowite pasmo sukcesów. Przez blisko 10 kolejnych lat, w każdych zawodach, w których startowała jego osada, zawsze zajmowali miejsce w finale. Na początku przełożyło się to na srebrny i brązowy medal dwóch kolejnych mistrzostw świata. Na igrzyska do Aten Kolbowicz jechał z ogromnymi nadziejami na spełnienie marzeń.

Kilka lat później, w trakcie spotkań z młodzieżą, wioślarz będzie pokazywał prezentację multimedialną, która zaczyna się od scen ze stolicy Grecji. Niczym we wzorcowym scenariuszu amerykańskiego filmu sportowego punktem zwrotnym jest wielkie rozczarowanie. Kolbowicz przeżył je właśnie w Atenach.

Czwórka podwójna w składzie ze szczecińskim asem na metę przypłynęła czwarta, ze stratą 0,07 sekundy do miejsca na podium. Przekładając to na odległość, olimpijski medal Polacy przegrali o długość palca.

Sportowe życie lubi jednak pisać pozytywne zakończenia. Cztery lata później szczecinianin był już na szczycie. Jego osada na igrzyskach w Pekinie od początku była faworytem i w najważniejszym starcie nie zawiodła. Adam Korol, Michał Jeliński, Konrad Wasielewski i Marek Kolbowicz zdeklasowali rywali w finale i polscy kibice mogli wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego.

Zacisnąć zęby i pójść do przodu

Jednak dla kibiców w Szczecinie liczył się przede wszystkim medal wywalczony przez dwóch ludzi wychowanych i przez całe życie związanych z naszym miastem. Konrad Wasielewski i Marek Kolbowicz zostali pierwszymi (i są do tej pory jedynymi) złotymi medalistami olimpijskimi z tego miasta. Szczecin przywitał ich godnie. Była feta i przejazd otwartym samochodem ulicami miasta, a także wzruszające chwile przy ul. Swarożyca, gdzie Kolbowicza przywitali sąsiedzi.

Na spotkaniach z uczniami wioślarz do dziś puszcza radosne migawki z Pekinu. W ten sposób tłumaczy młodym ludziom, jaki wpływ na nasze życie mają wybory, których dokonujemy. Choć po niepowodzeniu w Atenach mógł rzucić sport w diabły i skoncentrować się na pracy na uczelni, to zacisnął zęby i ciężką pracą doszedł do sukcesów niewidzianych nigdy w szczecińskim sporcie. Dokonał tego w wieku, w którym piłkarze nożni myślą o zarobieniu ostatnich przyzwoitych pieniędzy grając w lidze cypryjskiej czy katarskiej. Jak to w życiu bywa, sukces stał się możliwy dzięki porażce. - Po starcie w Atenach mąż miał chwile zwątpienia - przyznaje Aleksandra Kolbowicz. - Zastanawiał się, czy dalej uprawiać wioślarstwo, a jeśli tak, to czy nadal pływać w czwórce.

Czynnikiem decydującym o pozostaniu na wodzie okazała się w dużej mierze ciekawość. - Gdy Marek dowiedział się, że kolejne mistrzostwa świata odbędą się w Japonii, od razu powiedział, że chce tam jechać - śmieje się małżonka Dominatora.

Rywale podziwiali ich plecy

Do osady dołączyli młody szczecinianin Konrad Wasielewski i pochodzący z Gorzowa Michał Jeliński.

Nowa czwórka odpaliła od pierwszych wspólnych występów. Po kilku miejscach na podium w Pucharze Świata, pojechali na mistrzostwa do Japonii, gdzie wywalczyli pierwszy wspólny zloty medal. Przez kolejne cztery lata rywale oglądali tylko plecy Dominatorów.

Inne zainteresowania, miejsca zamieszkania, czy różnice wieku - nic nie miało wielkiego wpływu na to, że cała czwórka dobrze się rozumiała. - Gdyby były między nami konflikty, to osada rozpadłaby się w pięć minut - argumentuje Adam Korol. - Oczywiście nie zawsze wszystko jest fajnie, szczególnie jak coś nie idzie. Atmosfera wówczas robi się nerwowa. Każdy chce jak najlepiej, a nie zawsze wychodzi.

W ostatnich latach czterej wioślarze spędzali ze sobą więcej niż pół roku na treningach, zgrupowaniach i startach.

- Odkąd pamiętam, Marek w pokoju mieszkał z Adamem. Zawsze trzymali się razem, takie drugie małżeństwo - śmieje się Konrad Wasielewski. - Ale na wodzie „Kolba” bardzo pomagał nam młodszym, mnie i Michałowi. Umiał nas tak dopasować, aby łódka płynęła szybko. Dlatego mieliśmy te wszystkie sukcesy na dużych imprezach - już z powagą dodaje popularny „Kondziu”.

Ptasie mleczko szło na raz

A po powrocie ze zgrupowań i startów, w domu w Szczecinie czekała z utęsknieniem rodzina i... ciasto.

- Ono musiało być zawsze. Marek jest łasuchem - zdradza żona mistrza.

Po zakończeniu kariery o linię dbać nieco trudniej. - Mąż zawsze starał się jeść mądrze, ale mógł sobie pozwolić na wiele, bo spalał ponad 6 tys. kalorii. Teraz z żalem pożegnał się z ptasim mleczkiem. Na drodze Szczecin - Wałcz, dokąd jeździł na obozy, jeden kartonik szedł na raz - dodaje z uśmiechem Aleksandra Kolbowicz.

Po zakończeniu występów byłemu już wioślarzowi nadwaga raczej nie grozi. W macierzystym klubie AZS Szczecin ma uczyć nastolatków podstaw wioślarstwa. Adam Korol namawia go też do udziału w maratonach.

- On planuje starty w Polsce, ja myślę o spróbowaniu swoich sił w słynnym maratonie w Berlinie. Z pewnością będę brał udział w podobnych przedsięwzięciach, jednak nie mam zamiaru już rywalizować - zaznacza Marek Kolbowicz.

Teraz bryluje na parkiecie

Zawieszenie wiosła na kołku nie oznacza jednak, że Marek Kolbowicz siedzi w domu i spogląda na wywalczone medale. - Wraz z córkami rzeczywiście mamy Marka częściej w domu, ale proszę mi wierzyć - on zawsze znajdzie sobie coś do zrobienia. Wioślarstwo to skończony etap w jego życiu. Boli go, że zostawił za sobą tyle lat pracy. Ciężko mu się przestawić - mówi żona Aleksandra.

Jeszcze za czasów swojej przygody ze sportem (Kolbowicz unika słowa „kariera”) miał spory problem, który teraz jeszcze bardziej się nasilił. - Mąż bardzo przeżywa, gdy oglądamy w telewizji występy polskich sportowców. Większość z nich poznał osobiście, z wieloma się zaprzyjaźnił, jak np. z narciarką Justyną Kowalczyk czy ze szczypiornistą Marcinem Lijewskim. Czasem wychodzi z pokoju lub każe mi zmienić kanał. Nawet sam osobiście nie przeżywał tak swoich startów - twierdzi pani Aleksandra.

W świecie sportu Kolbowicz zapisał się jeszcze w jeden sposób. Otóż na organizowanych co roku przez „Przegląd Sportowy” Balach Mistrzów Sportu wioślarz brylował na parkiecie.

- Potwierdzam. Marek jest dobrym tancerzem, lubimy razem tańczyć, dobrze nam to wychodzi - komentuje żona. Dlaczego więc nie oglądaliśmy Kolbowicza w popularnych programach tanecznych? - Nigdy nie otrzymałem propozycji udziału w czymś takim. Z puntu widzenia popularyzacji sportu byłaby to jednak oferta godna rozważenia - uważa wioślarz.

Na razie jednak państwo Kolbowicz chcą przede wszystkim odpocząć po latach wielu wyrzeczeń i emocji.

- Może wybierzemy się na jakąś egzotyczną wycieczkę? Marek startował w tylu pięknych krajach. Chętnie odwiedziłabym któryś z nich. Czekam na propozycje od męża - kończy uśmiechnięta Aleksandra Kolbowicz.


Lista miejsc, gdzie można otrzymać nasz magazyn »

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto