Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Rozmowa miesiąca: Ja i aktorstwo to miłość wzajemna

MM Trendy
MM Trendy
Szczecinianka i aktorka Agata Kulesza
Szczecinianka i aktorka Agata Kulesza Rysunek: Jola Mazur
Szczecinianka i aktorka Agata Kulesza opowiada nam, jak nauczyła się dystansu do swojego zawodu, dlaczego po trudnej roli musi się wyspać i co zyskała po „Tańcu z gwiazdami”. Oprócz tego strasznie żałuje, że Gontyna - jej ukochane miejsce z dzieciństwa - popada w ruinę.

Autor: Małgorzata Klimczak / Foto: Andrzej Szkocki / Radosław Ładczuk / Jarosław Roland Kruk / Rysunek: Jola Mazur

- W filmach „Róża”, „Sala samobójców”, w serialu „Rodzinka.pl” gra pani kobiety silne, dynamiczne.
- Tak, jeszcze jest film „Krew z krwi”, w którym ganiałam z pistoletem.

- A podobno jako dziecko była pani nieśmiała. Co powoduje, że reżyserzy powierzają pani takie role? Przez lata stała się Pani silną kobietą?
- Myślę, że się stałam. Delikatność i nieśmiałość nadal mam w sobie, ale szybko nauczyłam się sama o siebie dbać. Musiałam wejść w pozycję lidera jako dziecko, żeby mnie nie zjedli. Tak się stało i tak już zostało. Generalnie myślę o sobie jak o osobie nieśmiałej. A co reżyserzy we mnie widzą? Widzą to, co chcą widzieć. Widzą to, co jest im potrzebne, żeby użyć akurat mojej osoby. Jestem dosyć bezczelna i może oni w tym widzą moją siłę. Ale jak któryś pogrzebie mocniej to wie, że to jest kruche i delikatne.

- Bezczelność też Pani w sobie wypracowała? Trzeba było ćwiczyć?
- Chyba tak. Chyba ją w sobie wyrobiłam. Nie pamiętam tego momentu, kiedy ona się we mnie obudziła. Ale to nie jest tak, że cały czas jestem bezczelna. Po prostu staram się mówić to, co myślę i czasami tym zaskakuję.

- W wieku 19 lat zdawała Pani do szkoły aktorskiej jeszcze jako nieśmiała Agata. Ta szkoła miała być antidotum?
- Ja w ogóle nie traktuję tego zawodu jako rodzaju terapii. Nie odreagowuję swoich problemów. Jest taka cecha charakteru, jak chęć występowania, którą mają ludzie śmiali i nieśmiali. Widocznie ja taką cechę również miałam, bo od małego znajdowałam sobie takie zajęcia. A to tańczyłam w zespole dziecięcym Gama, później śpiewałam w Chórze Akademickim Politechniki Szczecińskiej, chodziłam na zajęcia do ogniska baletowego przy ul. Pobożnego, więc taka potrzeba we mnie była. Później zdałam do szkoły aktorskiej i to był mój wielki sukces. Nie pomyliłam się w wyborze tego zawodu, co jest wspaniałe. Zawsze mówię swojej córce, że należy robić to, co się lubi. Kiedy wstaję rano, chociaż czasami mi się nie chce, praca nie wydaje się taka ciężka, bo jest moją pasją. Budzę się i się cieszę, że lubię ten zawód, ale też bardzo się cieszę, że od kilku lat ten zawód bardzo lubi mnie. To świetne, jak ta miłość jest wzajemna.

- Nie chciała Pani być piosenkarką, jak bliska koleżanka Kasia Nosowska?
- Nie mam takiej charyzmy i nie jestem takim twórcą, jak Kaśka. Samodzielnym i autonomicznym. Jestem inaczej skonstruowana. Cieszę się, że wybrałam zawód aktora.

- Podobno sąsiedzi radzili Pani rodzicom, żeby posłali Panią na lekarza?
- To zawód, który też mogłabym wykonywać. Byłabym dobrym lekarzem.

- A co fajnego jest w byciu lekarzem?
- Kontakt z człowiekiem. Kiedy idę do lekarza i widzę, co można zrobić i jak pomóc ludziom, a lekarz tego nie wykorzystuje, to się złoszczę, bo mechanizm jest bardzo prosty - kwestia uwagi i szacunku do drugiego człowieka.

- Poszła pani do Liceum Ogólnokształcącego nr 5, które do dziś jest uznawane w Szczecinie za kuźnię lekarzy.
- Większość osób z mojej klasy to dziś nauczyciele, którzy zajmują się językiem niemieckim, ponieważ mieliśmy wybitną nauczycielkę języka niemieckiego, Ilsę Sarecką. Druga część to pewnie lekarze. Jestem z nich dumna.

- Jakie było pani dzieciństwo w Szczecinie?
- Świetne. Nie opowiem całego mojego dzieciństwa, bo musiałybyśmy bardzo długo o tym rozmawiać. Natomiast to, co mnie ostatnio najbardziej dotknęło w Szczecinie, i co jest dla mnie bolesne, to zrujnowana Gontynka, na której spędziłam dużą część mojego dzieciństwa. I to, że nie ma Domu Kultury „Korab”. Jeśli chodzi o Gontynę, to mam nadzieję, że to miejsce odżyje i będą tam świetne baseny. Jest mi smutno, że nikt o to nie dba. A wracając do dzieciństwa, to było normalne. Jak większość dzieciaków siedziałam na trzepaku, grałam w podchody, robiłam niebka. Niebko to były papierki ze szkiełkami, które zakopywało się w ziemi. Okazuje się, że jak w Warszawie o tym z kimś rozmawiam, nikt nie wie, co to jest niebko, bo jest to nazywane w różnych częściach Polski sekretem lub widoczkiem. Tylko u nas, w Szczecinie, to jest niebko. Po liceum wyjechałam. Żyję w Warszawie dłużej niż w Szczecinie. Natomiast cały czas czuję się szczecinianką.

- Dostała się pani do szkoły aktorskiej za pierwszym razem. To było zaskoczenie?
- Nie. To było poczucie wielkiego sukcesu. Zaskoczenie nie, bo skoro tam zdawałam, to chciałam się dostać. Nie wiedziałam wtedy, z czym to się je. Miałam tylko swoją wrażliwość i przeczucie, że może się uda i się udało.

- Przez pierwsze lata po studiach grała pani głównie w teatrze. Sukcesy filmowe przyszły później.
- Grałam w teatrze, trochę w filmach, ale sukcesy rzeczywiście przyszły później. Tak naprawdę po „Tańcu z gwiazdami”.

- Jak się Pani czuła, kiedy po studiach koledzy dostawali role, zaczynali być znani, a Pani jeszcze nie?
- Podchodziłam do tego spokojnie. Zawsze utrzymywałam się z tego zawodu i uważam, że to wielki sukces. A później to jest kwestia szczęścia. Bardzo cenię moją drogę. Gdyby zdarzyło się, że w wieku dwudziestu paru lat odniosłabym taki sukces, jak w przypadku „Tańca z gwiazdami”, mogłabym sobie nie poradzić. A mając tyle lat, ile mam teraz, mam do tego zawodu dystans. Raz jest dobrze, raz jest źle. Wiem co to znaczy, jak telefon milczy i wiem jak to jest, kiedy starają ci się wmówić, że jesteś kimś wyjątkowym. Nie jesteś nikim wyjątkowym! Jesteś utalentowany do tego zawodu, ale tak naprawdę jesteś normalnym człowiekiem! Cała moja droga mnie tego nauczyła i bardzo ją sobie cenię. Mam teatr, jest radio, są audiobooki, jest dubbing, jest film.

- Dopiero masowa produkcja telewizyjna „Taniec z gwiazdami” pomogła Pani zagrać w ambitnych filmach.
- Tak. Choć reżyserzy nie byli widzami tego show. To jest związane z producentami. Do tej pory mówili: Kulesza zdolna, ale nie ma nazwiska. Po „Tańcu z gwiazdami” dla producentów już miałam nazwisko.

- Dlaczego zdecydowała się Pani na „Taniec z gwiazdami”?
- Bo lubię tańczyć i akurat nie miałam nic do roboty ani do stracenia. Jak ktoś mi daje pracę i do tego mogę się jeszcze czegoś nauczyć, jest wspaniale. Wspominam to bardzo dobrze. Mam świadomość, że pewnie byłam wzięta jako mięso armatnie, ale miałam to wkalkulowane. Na dodatek jeszcze udało mi się wygrać.

- Dowiedziała się Pani czegoś o sobie podczas tego programu?
- Bardzo dużo. Również dzięki Stefano, z którym do dzisiaj się przyjaźnię. To było wiele rzeczy, na przykład o mojej kobiecości, ale to są moje prywatne rzeczy. Po „Tańcu z gwiazdami” stałam się odważniejsza. Ludzie, okazując mi swoją akceptację, utwierdzili mnie w przekonaniu, że mogę śmiało zaufać swojej intuicji.

- A co wie Pani o sobie po „Róży” i „Sali samobójców”?
- Że to jest wspaniałe, że człowiek ma bogactwo rzeczy w środku i jak się tam pogrzebie to się okazuje, że tam jest wszystko. Pewnych cech należy unikać, nie wyciągać ich na wierzch, ale one i tak są. O sobie jako kobiecie też wiele się dowiedziałam. Każda kolejna rola wzbogaca mnie jako człowieka. Jeżeli mam taki materiał, jak w przypadku „Sali samobójców” czy „Róży”, to się rozwijam.

- Castingi Panią stresują?
- To część mojej pracy i muszę iść. Denerwuję się, bo myślę sobie: no przecież wszyscy wiedzą jak ja gram. Ale muszą mnie zobaczyć, więc chodzę.

- Przeżywa Pani, kiedy nie dostaje roli?
- Nie, zupełnie nie. Nie dostaje, bo widocznie nie pasowałam.

- Do „Sali samobójców” i „Róży” miała Pani casting?
- Rolę w „Sali samobójców” zaproponował mi reżyser, a do „Róży” miałam casting i to nie jeden.

- Jak po takiej roli wraca się do codzienności?
- Trudno. Idę spać. Moja rodzina wie, że muszę się wyspać. Tak reaguję na stres, na smutki.

- Wpada Pani kilka razy w roku do Szczecina. Jak go Pani ocenia z perspektywy Warszawy?
- Jest piękny. To piękne miasto. Przestrzeń, zieleń, piękne kamienice. Wydaje mi się, że kiedyś było bardziej tętniące życiem, a teraz się trochę zatrzymało, ale nadal jest moje. Mam absolutne poczucie przywiązania do tego miasta.

Agata Kulesza

Aktorka filmowa i teatralna. Absolwentka V LO w Szczecinie oraz PWST w Warszawie. Była aktorką Teatru Dramatycznego w Warszawie. Od września 2011 roku występuje w zespole Teatru Ateneum. W 2008 roku wzięła udział w VIII edycji programu „Taniec z gwiazdami” emitowanego w telewizji TVN, w którym zajęła wraz z partnerem Stefano Terrazzino I miejsce. W 2012 roku otrzymała Polską Nagrodę Filmową („Orzeł”) za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą w filmie „Róża”.


>>> MM Trendy. Lista miejsc, gdzie można otrzymać nasz magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: MM Trendy. #Rozmowa miesiąca: Ja i aktorstwo to miłość wzajemna - Szczecin Nasze Miasto

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto