Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Podróże: Kolumbia... realne ryzyko zakochania

MM Trendy
MM Trendy
MM Trendy. #Podróże: Kolumbia... realne ryzyko zakochania
MM Trendy. #Podróże: Kolumbia... realne ryzyko zakochania Bartosz Bączkowski
Południowa Ameryka kusi klimatem, temperamentem i życzliwością mieszkańców. Do tego świetne jedzenie, no i przede wszystkim egzotyka. Ostatnio do grona państw Ameryki Łacińskiej, które stawiają na turystykę, dołączyła Kolumbia. Kto się tam wybiera, poważnie ryzykuje... że nie będzie chciał wracać.

Tekst i zdjęcia Bartosz Bączkowski

Jadąc do Kolumbii trzeba pamiętać, a właściwie zapomnieć o jednej rzeczy: stereotypach, którymi karmimy się na co dzień. Kolumbia jest już jednym z bezpieczniejszych krajów Ameryki Łacińskiej. Od ponad dziesięciu lat rozwija się w szybkim tempie, a wewnętrzny konflikt, który wzbudza tak wiele emocji, jest na etapie wygaszania. Z takim nastawieniem pojechałem tam i ja, odkrywając fantastyczne miejsce na kuli ziemskiej.

Zbawienne wentylatory

Kolumbia (trzy razy większa od Polski) składa się z sześciu regionów przyrodniczych: Amazonia, Andina (Andy), Caribe (Karaiby), Insular (archipelag San Andrés i Providencia na Morzu Karaibskim oraz wyspy Malpelo i Gorgona na Oceanie Spokojnym), Pacífico oraz Orinoquía.

Już same nazwy wskazują, że kraj oferuje mnóstwo atrakcji. Moja wyprawa nie była typową objazdówką, chciałem skupić się przede wszystkim na poznaniu ludzi żyjących w tym kraju. W ciągu trzech tygodni odwiedziłem Cartagenę, Santa Marta i Park Narodowy Tayrona na Wybrzeżu Karaibskim oraz drugie co do wielkości miasto - Cali. To wystarczyło mi, aby zakochać się w Kolumbii i podjąć decyzję o powrocie.

Cartagena de Indias to duma Kolumbijczyków. Jedno z pierwszych założonych przez Hiszpanów miast, ważny port i przepiękna starówka wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Chodząc wąskimi uliczkami i podziwiając starannie zachowaną architekturę kolonialną, przenosimy się w siedemnasty czy osiemnasty wiek. Niektóre części starego miasta niewiele zmieniły się od tamtego czasu.

Miasto słynie również z olbrzymich fortyfikacji (ochotę na port mieli i Brytyjczycy, i Francuzi). Niestety upał skutecznie przeszkadza w zwiedzaniu (podobno równie skutecznie przeszkadzał obcym flotom atakującym Cartagenę). Wentylatory w skromnych restauracjach były wybawieniem.

Książka w morzu

Około trzech godzin jazdy autobusem na wschód leży kolejne urocze miasto - Santa Marta. Jeszcze starsze, a w moim odczuciu jeszcze przyjemniejsze od Cartageny. Tu również zachowane są całe dzielnice kolonialne, ale przewagą Santa Marty są długie plaże nad Morzem Karaibskim, gdzie spędzaliśmy większość czasu. Najpopularniejszą jest El Rodadero. Pływanie w tamtejszym morzu to czysta przyjemność. Z racji zasolenia wody możemy swobodnie utrzymywać się na powierzchni i spokojnie poczytać książkę. Jeszcze ciekawiej jest nocą. Kiedy upał odpuszcza, na plaży rozbrzmiewa muzyka (typowa dla tamtego regionu vallenato, cumbia i salsa), ludzie zaczynają tańczyć i leją się litry mojito.

Z Santa Marta już tylko godzina drogi do miejsca priorytetowego na mojej liście must see - Park Narodowy Tayrona - jeden z najważniejszych rezerwatów ekologicznych w Ameryce Południowej. Rozśpiewany autobus podwozi pod samo wejście. Tam przechodzimy kontrolę bagażu (strażnik znał się na europejskiej piłce nożnej, kojarzył Lewandowskiego i po krótkiej wymianie zdań na temat czterech strzelonych bramek Realowi przymknął oko i z uśmiechem przepuścił nas dalej), kupujemy bilety wstępu i zaczynamy trwającą mniej więcej cztery godziny, pieszą przeprawę przez dżunglę.

Wygodni (i zamożniejsi) mogą wybrać konia, ale ominie ich niewątpliwa przyjemność spaceru w upale, w towarzystwie egzotycznej fauny i flory. Po przejściu przez tropiki docieramy do kolumbijskiego raju - jednej z wielu malutkich plaż. Oferta noclegowa w takich miejscach jest skromna: możemy spać w bungalow, namiocie lub po prostu w hamaku. W ciągu dnia najlepiej przebywać w ciepłym błękitnym Morzu Karaibskim, ale atrakcji jest więcej: nurkowanie, wspinaczka, wyprawy w głąb dżungli (na przykład tygodniowa do Ciudad Perdida - zaginionego miasta).

Park Narodowy Tayrona ma tę zaletę, że nie jest tłumnie odwiedzany, można odnaleźć spokój i w pełni delektować się przyrodą. Dla samych Kolumbijczyków nie jest to wielka atrakcja. Bądź co bądź dwie trzecie terytorium kraju to dżungla tropikalna, a prawie wszystkie plaże zachowały rajski charakter.

Ludzie z nieba

W całkiem innej części kraju leży Cali - miasto uznawane za międzynarodową stolicę salsy, a przez mieszkańców z dumą nazywane la sucursal del cielo (filia nieba). Kolumbijczycy są wyjątkowymi patriotami, również w kontekście lokalnym - miejsca, w których żyją, kochają całym sercem, czego wyraz dają w każdym momencie, również stosując wymyślne nazwy. Cali jest pięknym miastem, fascynującym wielkością, położeniem (wokół góry Andy), zabytkami, ale filią nieba bym go nie nazwał.

Chyba że nazwa odnosi się nie do miejsca, ale do mieszkańców - wtedy zgadzam się w stu procentach. Bo Kolumbijczycy (a na pewno ci mieszkający w Cali) to ludzie tak przyjaźni, mili i serdeczni (w dodatku głęboko wierzący katolicy), że po paru dniach pobytu odnosi się wrażenie przebywania wśród aniołów.

Pogoda (czyli trwające 365 dni w roku lato) na pewno wywiera wpływ na charakter Kolumbijczyków. Siłą rzeczy więcej czasu spędzają na zewnątrz, w towarzystwie znajomych. Temperament nie pozwala im na bierny wypoczynek.

Poza tym taniec mają we krwi. W okresie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem w Cali odbywa się Feria de Cali - wielkie święto muzyki i tańca. Parady tancerzy, festiwal salsy, najlepsza kuchnia - na kilka dni miasto zamienia się w ogromną imprezę, a wymawianie słowa „praca” staje się nielegalne.

Życie w Kolumbii nie należy do łatwych, ale skromność mieszkańców, przyjazna natura i lekceważenie czasu na pewno sprawia, że jest dużo swobodniejsze niż chociażby w Polsce. Takiego podejścia do życia bardzo zazdroszczę.

Do permanentnego przekładania spraw na mañana (jutro) można się szybko przyzwyczaić, bałagan organizacyjny prędzej czy później staje się porządkiem, brak zimy nie doskwiera („kaloryfer” występuje tylko w kolumbijskiej literaturze fantastycznej), a zadawane najczęściej pytanie brzmi: „kiedy w końcu pójdziemy jeść”, bowiem...

Bez almuerzo życie nie ma sensu

Mniej więcej dwunasta to najważniejsza godzina w życiu każdego Kolumbijczyka - pora obiadu, głównego posiłku. Bez niego nie można się skoncentrować, nie można funkcjonować, dzień jest stracony, a życie traci swój koloryt. Tym bardziej, że kolumbijskie śniadania, o ile w ogóle się pojawiają, są bardzo skromne. Stąd też almuerzo (obiad) jest tak obfity, że prawie zawsze po takim posiłku potrzebowałem jeszcze pół godziny odpoczynku.

W Cali restauracji jest tak wiele, że zaliczenie wszystkich w ciągu całego życia jest chyba niemożliwe. Podobnie jest z menu. Ale muszę wspomnieć o bandeja paisa - kulinarnej wizytówce Kolumbii, daniu pochodzącym z departamentu Antioquia ze stolicą w Medellin.

Danie dla odważnych, a przede wszystkim dla bardzo głodnych. Skład: smażona wołowina, sadzone jajko, frilloles rojos (czerwona fasola), arepa (specyficzna tortilla z mąki kukurydzianej), chorizo (kiełbasa z rusztu), smażone ziemniaki, smażone platanos (zielone banany) na słono, ryż, chicharrón (skwarki), awokado. Nie do zjedzenia na raz.

Z produktów niespotykanych w Polsce trzeba spróbować empanadas (smażone nadziewane pierożki z mąki kukurydzianej podawane z dipami), mango biche con limón y sal (dojrzewające mango z solą i limonką), cholado (miks owoców, kruszony lód, skondensowane mleko), manjar blanco (przypomina mleczko w tubce) oraz wszelkie soki owocowe (np. z owoców lulo albo tomate de arbol - słodkich pomidorów rosnących na drzewach) w wersji z wodą lub mlekiem. Przy kolumbijskiej kuchni zwykły schabowy jest bez szans.

Co ryzykujemy?

Hasło jednej z obecnych kampanii reklamowych Kolumbii mówi wprost: Colombia, el riesgo es que te quieras quedar (Kolumbia, ryzykujesz, że będziesz chciał zostać). I niewątpliwie jest to miejsce na tyle ciekawe i urocze, że chce się do niego wracać. A zakochiwanie się w Kolumbii przychodzi stosunkowo łatwo. W moim wypadku trwało chwilę. I wracam.


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto