Autor: Bogna Skarul / Foto: Grzegorz Skorny
Dlaczego wybrał się do Birmy? Urzekła go nawet nazwa tego państwa. Kojarzy się z przygodą i egzotyką. Birma to kraj przez lata zamknięty dla obcych, z ciekawą architekturą i jeszcze bardziej nieprzeciętnymi krajobrazami i ludźmi. Nieodkryty przez turystów, trochę dziki, ale dzięki temu wart zobaczenia.
Inny świat krok za lotniskiem
Grzegorz Skorny, rektor Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej w Szczecinie, podróżuje by robić zdjęcia. Na tę wyprawę, do Birmy, zabrał żonę i córkę. Jeszcze w Polsce, przed wyjazdem wiedzieli, że muszą się pożegnać z wygodami na rzecz tego, co mogą zobaczyć i przeżyć. Na rzecz pięknych zdjęć. Nie zawiedli się. Pojechali w drugiej połowie stycznia, kiedy w Azji Wschodniej jest pora sucha, ale jeszcze nie masakrują upały.
- Pierwsze zetknięcie z Birmą to lotnisko w Rangun, które jest na europejskim, całkiem przyzwoitym poziomie - opowiada Grzegorz Skorny. - Ale zaraz po wyjściu zmienia się wszystko. To właśnie ten moment, w którym przekracza się granice światów.
Birma to cywilizacyjnie często nadal XIX wiek, gdzie nawet wodę na ryżowiska pompuje się ręcznie, a na wsiach królują dwukółki ciągnięte przez woły. Dookoła sucha, czerwona, ilasta ziemia, roślinność żółta od słońca i wysoka temperatura. Za to ludzie szczególnie życzliwi i przyjaźni, którzy podzielą się wszystkim, także ciężko zdobytym pożywieniem.
- Życzliwość i uśmiech na twarzach miejscowych zaskoczyła mnie - podkreśla rektor WSTE i opowiada, jak spotkał rolnika na płaskowyżu koło jeziora Inle. - To był mój drugi dzień marszu w ciężkim upale, bez możliwości schronienia się przed słońcem.
A chłop niósł dwa kosze pełne bananów. Niósł je na ramionach, z plantacji na pobliskim stoku, który w Polsce nosiłby raczej miano góry. Każdy kosz ważył po 30 kilogramów.
- Te 60 kilogramów bananów, jak później tłumaczył nam birmański przewodnik, to dla rodziny tego mężczyzny pożywienie, które musi starczyć na tydzień - wspomina Grzegorz Skorny. - Chciałem kupić od niego parę sztuk owoców. Nie sprzedał mi. Po prostu dał.
Święto na birmańskiej wsi
Albo parę dni później, gdy jechał busem, by zobaczyć którąś już z rzędu Pagodę (europejska nazwa buddyjskich świątyń). Po drodze natknęli się na wioskę, gdzie wszyscy mieszkańcy ubrani byli odświętnie, z ciekawie pomalowanymi twarzami.
- Zatrzymałem samochód, bo te niesamowite stroje i niecodzienna atmosfera z miejsca mnie zachwyciły - tłumaczy. - I od razu wyjąłem aparat fotograficzny.
Okazało się, że w wiosce świętowano akurat pożegnanie rodziców ze swoimi 7-letnimi synami. To szczególny dzień dla całej społeczności. Wszyscy chłopcy, którzy ukończyli siedem lat, idą zaraz po uroczystości na siedem dni do klasztoru. Tam są zamknięci, by przez tydzień kontemplować i zastanowić się nad swoim przyszłym życiem.
Niektórzy z klasztoru nie wracają. Postanawiają zostać mnichami. - Chyba jestem jednym z nielicznych Polaków, którzy brali udział w takiej uroczystości - podkreśla wyjątkowość swojej przygody rektor WSTE i opowiada, że ceremonia składa się najpierw z nabożeństwa, a później z poczęstunku, w którym bierze udział cała społeczność wioski.
- Posiłek podawany jest w specjalnie na tę okazję wybudowanym pomieszczeniu - opowiada Skorny. - Może pomieszczenie, to za duże słowo. To raczej taka ogromna płachta na palach. Potrzebna, by można było skryć się w cieniu.
Jest jednak udekorowana tak, jak przyozdobione są wszystkie domy we wsi. Poza tym wszędzie spacerują odświętnie ubrani ludzie, a nawet krowy.
- Mieszkańcy wioski zapraszali nas bardzo serdecznie do wspólnego świętowania - przyznaje fotograf. - Ale nie tylko z sympatii czy gościnności. Oni nas na ten posiłek namawiali z przyczyn niejako religijnych.
Birmańczycy bowiem sądzą, że Skorny z rodziną na uroczystości nie pojawili się wcale przypadkowo. Wierząc w reinkarnację uważają, że każdy kto pojawia się tego dnia w okolicy, był w poprzednim wcieleniu razem z nimi, więc nie jest kimś obcym.
Jedzenie tanie jak barszcz
Tym razem obiadu z Birmańczykami nie zjedli. Ale grzecznie podziękowali za możliwość zrobienia zdjęć.
- Trochę było nam niezręcznie - tłumaczy podróżnik. - Chłopi birmańscy to bardzo uboga warstwa społeczna. Z naszego punktu widzenia raczej nie wypadało przysiąść się do stołu.
Za to parę dni później zjedli wspaniałego homara w restauracji na brzegu Zatoki Bengalskiej i Morza Andamańskiego. Homar, specjalnie przyprawiony i podany, kosztował 40 dolarów (120 zł). - Ale to był najdroższy posiłek jaki jadłem w Birmie - wspomina Skorny.
Na całodniowe wyżywienie w Birmie z napojami i takim trochę luzem w kieszeni trzeba przeznaczyć około 10-12 dolarów. A je się tam przede wszystkim ryż z dodatkami, czyli curry z wołowiną, kurczakiem, czy baraniną. Wszystko ostro przyprawione, ale treściwe. Dominującą przyprawą jest kolendra. W porze suchej nie ma zbyt wiele owoców. Jedynie co warto spróbować, to tamaryndowca, który paskudnie śmierdzi, ale za to wybornie smakuje. - Ale w Birmie świetne jest piwo, wspaniałe whisky i wyśmienity rum, jako jedna z pozostałości po Brytyjczykach. I ten rum jest tańszy od piwa! - mówi podekscytowany tym wspomnieniem Grzegorz Skorny.
Nad morzem i nad jeziorem Inle warto spróbować dań z ryb. Podawane są świeże, prosto z rybackiej łodzi. Rybacy na łowiska wypływają o świcie. Biorą ze sobą do łodzi dzieci. - One później na jeziorze trzymają stery - tłumaczy podróżnik. - W tym czasie mężczyźni wiosłują nogami, aby mieć wolne ręce i swobodnie zbierać ryby do wielkich koszy. To niesamowity widok i niecodzienny sposób połowów. Na długo zostanie w mojej pamięci.
Jak dostać się do Birmy
Najlepiej z Berlina do Bangoku (Tajlandia) - bilety kosztują około 1500 zł i dalej z Bangoku do Randun - bilety kosztują około 200 dolarów USD. Wiza do Birmy przyznawana jest na 28 dni, bez problemu, w ambasadzie Birmy w Tajlandii. W Polsce nie ma ambasady tego kraju i wizę trzeba wyrabiać w Berlinie lub przez pośredników. W Bangkoku, w ambasadzie to koszt 810 bahtów, czyli ok. 80 zł. Czas oczekiwania 2-3 dni.
Jak poruszać się po kraju
Po Birmie można podróżować wygodnym, nocnym autobusem i jedynie trasa po przekątnej Inle - Bagan, to najgorsze z możliwych połączeń po birmańskim „turystycznym kwadracie”, bo podróż możliwa jest tylko w dzień, od 6 rano do 20 wieczorem i do tego małym, niekomfortowym busem.
Uwaga na pieniądze
Wymiana pieniędzy to niełatwa sprawa. Najlepiej wymienić dolary na lotnisku, bo w całej Birmie są najwyżej dwa bankomaty. W przypadku dolarów należy dbać o nominały. Najlepiej mieć nieskazitelne studolarówki. Nawet najmniejsze zagniecenia na środku banknotu, powstałe od składania, obniżają jego wartość. Pieniądze można wymieniać też w niektórych hotelach lub w zakładach jubilerskich na Bogyoke Market (lepsze kursy). Kurs to 870 kyatów za dobre 100-dolarówki i 860-850 za lekko zgniecione.
MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?