Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: O tym, że sztuka powinna być kobietą

Bogna Skarul
Trzy szczecinianki - zupełnie różnych profesji - pełnię życia i radość czerpią z miłości do sztuki. Kolekcjonerki, które każdą wolną złotówkę wydają na obrazy.
Trzy szczecinianki - zupełnie różnych profesji - pełnię życia i radość czerpią z miłości do sztuki. Kolekcjonerki, które każdą wolną złotówkę wydają na obrazy. Andrzej Szkocki
Trzy szczecinianki - zupełnie różnych profesji - pełnię życia i radość czerpią z miłości do sztuki. Kolekcjonerki, które każdą wolną złotówkę wydają na obrazy. Dorota Słojewska - stomatolog, Elżbieta Malanowska - ekonomistka, Katarzyna Ostrowska-Clark - chirurg - twierdzą, że gdyby przyszło im teraz budować dom, to nawet wbrew trendom postawiłyby w nim dużo ścian. Dlaczego? Tylko po to, by nie brakło im miejsca na eksponowanie ulubionych obrazów.

- Mam około trzydziestu obrazów, które po prostu lubię. Każdy z nich wnosi coś w moje życie i to jest najważniejsze - opowiada Dorota Słojewska. Kilka płócien stoi jednak za szafą, bo po latach okazało się, że ich zakup był nieporozumieniem albo zwyczajnie nie ma gdzie ich eksponować. Ulubione prace? Niedawno kupiona grafika Jana Tarasina i jeden z pierwszych obrazów w kolekcji „Trzy kobiety” Tomasza Kazikowskiego i Anki Mierzejewskiej. - One najbardziej do mnie przemawiają - tłumaczy Dorota.

Płótna w domu i w pracy

W domu Elżbiety Malanowskiej także nie wszystkie obrazy znalazły miejsce na ścianach, ma ich bowiem aż osiemdziesiąt. Niektóre podpierają ściany, ponieważ czekają na „swój” czas. - Bo ja zmieniam wystrój pomieszczeń w zależności od nastroju - wyjaśnia Elżbieta Malanowska.

Płótnami otacza się także w pracy. Jest ich tam dwieście. Niegdyś postanowiła, że korytarze firmy żeglugowej EuroAfrica będą ozdabiać dzieła współczesnych malarzy. Dlaczego? Przekonała zarząd spółki, by w ten sposób podnosić prestiż firmy i ocieplić jej wizerunek. - Serce mi rośnie, kiedy pracownicy zatrzymują się przed obrazami i rozmawiają o malarstwie - mówi i dodaje: zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy chodzą do muzeów czy na wernisaże. A tutaj mają kontakt ze sztuką i to ich wzbogaca.

Katarzyna Ostrowska-Clark jest właścicielką 40 obrazów. Niektóre wiszą w domu, ale większość w gabinecie. Przygodę ze sztuką zaczęła kilkanaście lat temu. - Wówczas zakochałam się w płótnach Katarzyny Szydłowskiej, ale nie było mnie na nie stać - wspomina. - W końcu udało mi się kupić obraz. Prześliczny. Pomyślałam też, że może uda mi się namówić artystkę do namalowania dyptyku.

Zadzwoniła, poprosiła, na efekt czekała osiem miesięcy. Pamięta, że dyptyk przyjechał w środę, a ona w piątek wyjeżdżała do Warszawy. Stwierdziła, że może uda się jej spotkać z malarką, zobaczyć proces twórczy. - Zgodziła się. Umówiłyśmy się w południe w jej pracowni - mówi dr Ostrowska-Clark. - Weszłam do niej o godzinie 12, a skończyłyśmy rozmawiać po godzinie 23. Wypiłyśmy trzy szampany, zaś następnego dnia wylądowałam u niej na kolacji. Później było tak, że do Kasi do Warszawy latałam co dwa tygodnie.
Zaprzyjaźniły się. Okazało się, że obie Kasie „nadają na tej samej fali”, zakochane są w tej samej epoce - latach 20. ubiegłego wieku. Dziś w gabinecie Katarzyny Ostrowskiej-Clark wiszą kolejne obrazy Katarzyny Szydłowskiej. Za kilka miesięcy obie panie planują wyjazd na plener malarski.

Urok sztuki współczesnej

Dlaczego Elżbieta Malanowska postanowiła inwestować w sztukę współczesną? - Bo ta dawna jest szalenie kosztowna - tłumaczy. - Gdyby było mnie na nią stać, to pewnie bym kupowała. Poza tym sztuka współczesna ma swój niezaprzeczalny urok.

Nie kupuje obrazów jako lokaty kapitału, ale raczej dla przyjemności, uciechy z ich oglądania. - Oczywiście przyglądam się młodym artystom i zastanawiam się, czy jest w nich potencjał, który po latach można wycenić także finansowo, ale to nie jest główny motyw przy zakupie płótna - podkreśla.
Ma w swojej kolekcji obraz Jerzego Nowosielskiego, który kupiła wiele lat temu. Dziś jest dumna z inwestycji, bo płótno jest kilka razy droższe. Natomiast nie chce przyznać, ile kosztował najdroższy obraz, bo jak sama mówi, było to jej artystyczne szaleństwo.

- Nigdy nie kupię czegoś, co mi nie pasuje emocjonalnie - opowiada o swojej kolekcji Dorota Słojewska. - Miałam kiedyś okazję kupić płótno Franciszka Starowieyskiego i choć go cenię, nie jest to moja estetyka. Nie jestem gotowa, by powiesić jego obraz w domu. Nie kupiłam go, bo kupowanie obrazu tylko dla lokaty kapitału nie ma sensu.

Ściany w jej domu są wręcz „wytapetowane” płótnami i ani jej ani mężowi czy córkom nie przeszkadza, że kolejny obraz nie będzie pasował do wnętrza oraz reszty płócien. - To nie jest przeszkodą - tłumaczy. - Najwyżej go „lekko” ukrywam. Wieszam tam, gdzie prawie nikt go nie widzi. Obraz musi mi się podobać i już. Kupuję sercem, emocjami.

Miłość do sztuki

Na pytanie, skąd ta miłość do sztuki Dorota Słojewska przyznaje, że już jako dziecko lubiła prace ręczne - malowanie laurek, przyklejanie kolorowych papierów na ozdoby choinkowe, rysowanie kredkami. Odkąd pamięta zawsze fascynował ją kolor. W szkole średniej trafiła na fantastyczną nauczycielkę plastyki - Krystynę Brzozowską, która potrafiła „rozmiłować” ich w malarstwie, a przede wszystkim nauczyć podstaw malowania. Kiedy córki były małe Dorota uczyła je lepić ludziki z plasteliny, malować kota na kartce i tworzyć wycinanki. Wieczory spędzały na przeglądaniu albumów z obrazami. Kiedy dziewczynki podrosły, zabierała je do galerii i muzeów w całej Europie.

- Ale tak serio zaczęłam interesować się obrazami jakieś 15 lat temu, kiedy sama postanowiłam malować - przyznaje Dorota Słojewska. - Wtedy zmieniło się u mnie myślenie o malarstwie. Musiałam poznać sztukę tworzenia i zrozumiałam więcej. Sama maluję ze zdjęć. Pokazuję martwą naturę. Maluję też duże formaty, bo one do mnie najbardziej przemawiają.

Elżbieta Malanowska często zastanawiała się, skąd w niej pasja związana z malarstwem. - Może w genach? - próbuje dociekać. - Musiałabym się kiedyś pod tym kątem przebadać - śmieje się.

Fascynują ją kolory, piękno, elegancja. - Lubię otaczać się ładnymi przedmiotami, bo one powodują, że życie jest ładniejsze - tłumaczy. - A obrazy to pokazują. Przy nich można otworzyć wyobraźnię.

Pamięta, kiedy jeszcze jako studentka na wycieczce w Krakowie kupiła swój pierwszy obraz. To była martwa natura - kwiat w szklance. Prosta forma, która ją zauroczyła. - Obraz był tani. Wtedy tylko na takie było mnie stać - wspomina. - Ale przemawia do mnie do dzisiaj.

Miłość do sztuki Katrzyna Ostrowska-Clark chyba odziedziczyła w genach. - Pochodzę z rodziny Stanisława Mazusia. Prababcia, babcia i ciocia uczyły mnie malować - opowiada. - Malowałam codziennie, codziennie biegałam przez Lasek Arkoński do babci, która uczyła mnie, jak się robi farby. Malowałam tak do końca liceum. Poszłam jednak na medycynę, a na tych studiach nie da się kontynuować malowania. Malarstwo to nie jazda na rowerze, jak się nie ćwiczy ręki, to ten nawyk gdzieś przepada. Dopiero po 20 latach kupiłam sobie sztalugi. Ale już mi nie szło, jak wcześniej.

Kolejny stopień wtajemniczenia

Elżbieta Malanowska jest stałą bywalczynią wernisaży. Nie odpuściła jeszcze żadnego Festiwalu Sztuki Współczesnej, zaprzyjaźniła się artystami, właścicielami galerii. - Ze sztuką trzeba obcować, by ją potem kupować - przyznaje. - Trzeba poznać jej historię, uczyć się tego malowania.

Dorota Słojewska kupuje obrazy abstrakcyjne. - To kolejny stopień wtajemniczenia - tłumaczy. - W tej kresce i formie jest coś, czego nie da się zobaczyć.

Kolekcja Katarzyny Ostrowskiej-Clark rozpoczęła się właściwie od... przeprowadzki.

- Zmieniałam gabinet i wiedziałam, że muszę mieć pomysł na jego urządzenie - wspomina pani chirurg. - Nie wyobrażałam sobie, że w moim miejscu pracy nie będzie obrazów Kasi i jej męża Andrzeja Fogtta. Zamówiłam je.

Choć wśród swoich prawie 40 obrazów Katarzyna Ostrowska-Clark ma płótna Anny Czyżykiewicz, Waldemara Marszałka czy Alicji Urbańskiej, chce swoja kolekcję poświęcić Katarzynie Szydłowskiej.

- Motywem przewodnim jej malarstwa jest kobieta - tłumaczy pani chirurg. - A dla mnie sztuka jest właśnie kobietą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto