Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: O mieście, które ma niebywały powab i nie tylko

Bogna Skarul
Reżyser Jacek Koprowicz część swojego życia związał ze Szczecinem. Stąd pochodzą kobiety, które kochał, tu mieszkał i tworzył. Nam opowiada o szczecińskiej bohemie autorów związanych z filmem oraz o polskiej romantycznej duszy i tajemnicach wielkich twórców, o których nie uczą w szkołach.

- Jest Pan trochę szczecinianinem, prawda?
- Trochę tak. Mieszkałem w Szczecinie przez wiele lat. Wszystko zaczęło się w roku 1980, kiedy mój kolega ze studiów, aktor Andrzej Chrzanowski, został dyrektorem Teatru Współczesnego w Szczecinie. Namówił mnie, abym z nim wyjechał do Szczecina i wystawił w teatrze sztukę. Równocześnie zaproponowano mi, bym został szefem programów artystycznych w Telewizji Szczecin i Radiu Szczecin. Pełniłem tę funkcję do 1982 roku. Później wróciłem do swojego macierzystego zespołu „Tor”. Krzysztof Zanussi dał mi urlop bezpłatny tylko na dwa lata.

- Ale to nie są wszystkie Pana związki ze Szczecinem.
- Tak. To w Szczecinie poznałem Anię (Anna Koprowicz, dziennikarka radiowa - przyp. red.), która została moją żoną. Później pojawiły się dzieci, więc na dwadzieścia kilka lat stałem się mieszkańcem Szczecina.

- I jak się żyło przez tych dwadzieścia kilka lat?
- To były ciekawe czasy, tym bardziej, że oprócz Andrzeja Chrzanowskiego, pojawił się tu Krzesimir Dębski, który także związał się ze szczecinianką, Anią Jurksztowicz. Obok, na Pogodnie mieszkał jeszcze Bogdan Dziworski, wybitny polski dokumentalista, który także miał żonę szczeciniankę i jeszcze Jerzy Zieliński wybitny polski operator, który jest rodowitym szczecinianinem. Szczęśliwie się złożyło, że wszyscy mieszkaliśmy blisko siebie. Tworzyliśmy taką dziwną grupę przybyszy z zewnątrz, którzy w Szczecinie znaleźli się z powodu kobiet.

- To pewnie dlatego, że szczecinianki to najpiękniejsze kobiety (śmiech).
- Naturalnie. Moja obecna, druga żona, też jest szczecinianką. Wychodzi na to, że to miasto ma niebywały powab, również z powodu kobiet.

- Czyli to szczecinianki były przyczynkiem stworzenia przez panów takiej bohemy?
- Można tak powiedzieć (śmiech).

- Ale później te drogi się porozchodziły.
- Tak. To związane jest z naszym zawodem. Niestety, w Szczecinie przemysł filmowy nie funkcjonuje (śmiech).

- Nie tak dawno rozmawiałam z Jerzym Zielińskim, który apelował wręcz o stworzenie właśnie w Szczecinie festiwalu filmowego. Jeśli się uda, to można liczyć na Pana?
- Z całą pewnością. A ja liczę na Akademię Sztuki i mojego nowego doktoranta, KED-a Olszewskiego. Może coś powstanie.

- Pana pierwszy film jest o Kazimierzu Przerwie-Tetmajerze, ostatni o Witkacym. Dlaczego właśnie o nich?
- Pierwsze moje studia, to była filologia polska w Łodzi. Dopiero na IV i V roku miałem specjalizację z filmologii, ale ten filologiczny background został. Zafascynowany byłem postaciami polskiej literatury. Miałem potrzebę trochę ich odbrązowienia, pokazania jakimi ludźmi byli naprawdę i co było ich tworzywem. Bo to, jak pisali i o czym, to także wynik tego, co przeżyli. I Tetmajer, i Witkacy to niebywale fascynujące postaci. A teraz zajmuję się Chopinem. Wszystko wskazuje na to, że będę kręcił film o Chopinie.

- Także „odbrązowujący”?
- Tak. Trochę skandaliczny, bo dotyczący ostatnich 14 dni życia Chopina, kiedy zdarzyło się mnóstwo niesamowitych sytuacji.

- Wszyscy ci Pana bohaterowie mieli nie tylko barwne życie, ale także bardzo „obrazowe”. Czy to było powodem, że zajął się Pan nimi?
- Z całą pewnością. Ich życie było bardzo filmowe i wizualne. Życie Tetmajera jest fantastyczne do pokazania. Jest skryptem do tego, aby opowiedzieć historię człowieka, który był uzależniony od kobiet. I dzięki temu, albo przez to uzależnienie rozchorowywał się na wszystkie choroby związane z tą przyjemnością. Ostatnia jego choroba - syfilis, leczona wtedy tylko za pomocą rtęci i soli - sprawiła, że przez ostatnie 30 lat nie tworzył. Tetmajer miał syna, zresztą z dziwnego związku z młodą aktorką. Ten syn, szalony zupełnie, wierzył, że posiadł talent ojca. Wierzył, że ojciec posiadł tajemnicę tworzenia arcydzieł i próbował od ojca tę tajemnicę wydobyć. Tragiczne losy syna - samobójcza śmierć - są ostatnimi scenami filmu.

- Kiedy zajmował się Pan Witkacym, to też w sposób szczególny. Film „Mistyfikacja” jest rzeczywiście mistyfikacją.
- Właściwie opowieść ta zaczęła się jeszcze podczas moich studiów filologicznych. Poznałem wtedy „znawcę” Witkacego, który był zafascynowany pisarzem. Tak stał się pierwowzorem bohatera mojego filmu - Łazowskim. W filmie opowiadam, jak mój Łazowski doszedł do wniosku, że nie ma dowodu na to, że Witkacy popełnił samobójstwo. Okazało się także, że cała ta historia z Witkacym jeszcze bardziej się skomplikowała po przeniesieniu zwłok pisarza do Polski. W trumnie nie było ciała Witkacego, a ciało młodej Ukrainki, która zmarła w trakcie porodu. I tym samym okazało się, że nie mamy trupa, a jak nie mamy trupa, to być może Witkacy żyje. Może to jego samobójstwo zostało sfingowane? Może wyreżyserowane? Tym bardziej, że partnerka Witkacego, Czesława Oknińska, podczas samobójstwa pisarza była w takim stanie zamroczenia, że z jej relacji nie można było dowiedzieć się, jak to było naprawdę. Te wszystkie okoliczności sprawiły, że wymyśliłem alternatywną historię, z której wynika, że Witkacy żyje.

- W tej chwili to stał się film kultowy. Jak pan myśli dlaczego?
- Rzeczywiście to film kultowy. Obserwuje to - cały czas ktoś do mnie w tej sprawie pisze, pyta. Myślę, że ludzie lubią takie historie. Tym bardziej, że Witkacy w ostatnim momencie życia bardzo się zmienił. Przytył 40 kilogramów, działy się z nim niebywałe rzeczy w związku z chorobą wątroby, stracił uzębienie.

- Mówił Pan, że teraz będzie kręcił film o Chopinie. Czy jest jeszcze jakaś postać, która Pana fascynuje i o której chętnie zrobiłby Pan film.
- Mnie zawsze fascynowały osoby klasyfikowane jako osoby pomnikowe, bez żadnych skaz. A ja chciałbym, abyśmy sięgnęli do tradycji anglosaskiej i zaczęli te postaci pokazywać w sposób bezpruderyjny, pokazywać ich jako ludzi. Na tej zasadzie bardzo chciałbym zrobić film o Słowackim.

- Dlaczego o Słowackim?
- Bo był człowiekiem niezwykłym. Nie tylko poetą, ale największym handlarzem bronią w tym czasie. Te wszystkie jego podróże związane były z handlem bronią, a nie z pisaniem wierszyków. Oprócz tego był zafascynowany Indianami. Był zaprzyjaźniony z autorem powieści o Winnetou i bardzo często w stanie opium biegał po Paryżu przebrany za Winnetou. Biegał z pióropuszami, w skórach. Poza tym był pierwszym polskim transwestytą. Przebierał się w sukienki i malował.

- Ale tego w szkole nie uczą!
- To chyba nie jest możliwe, żebyśmy w szkole w ten sposób opowiadali o Słowackim. Tymczasem może jakbyśmy o tym uczyli, to nagle zobaczylibyśmy zupełnie innego człowieka i zrozumieli bardziej jego twórczość.

- A Mickiewicz Pana nie kusi?
- Też był niesamowity. Jest reprezentantem klasycznego romantyzmu. Miał taką bezpośrednią transmisję od Boga, iluminację. Po prostu siadał i pisał, bo miał natchnienie. Tak napisał „Pana Tadeusza”. Mówiono o nim, że podpisał „traktat z szatanem”, co też w romantyzmie było szalenie modne.

- To tak, jak Chopin?
- Dokładnie. Okazuje się, że Chopin siadał i pisał, a zapis nutowy nigdy nie był przez niego poprawiany. Wiele razy później próbował coś poprawiać, ale to, co powstało za pierwszym razem, okazywało się lepsze. Poza tym Chopin był ateistą. Moglibyśmy więc go nazwać pierwszym polskim ateistą (został ochrzczony właściwie na łożu śmierci).

- Powiedział Pan, że mieliśmy genialnych romantyków, a o Polakach mówi się, że mają duszę romantyczną. Co było pierwsze? Romantycy czy dusza romantyczna?
- Właśnie. Może jakbyśmy bardziej poznali romantyków, jakbyśmy dowiedzieli się, co w ich duszy działo się i tkwiło, to wiele rzeczy by się wyjaśniło. Ja tę podróż odbywam, bo moja praca jest trochę związana ze śledztwem. Szukam ludzkich stron w romantykach, w swoich bohaterach. Chcę pokazać bardziej ludzki romantyzm, chcę go przybliżyć. To jest fascynujące.

- Ale epoka romantyzmu jest dla Polaków tragiczna.
- Ja bym to odciął i raczej zastanowił się, jak postawa romantyka przenosi się do naszego czasu, do teraźniejszości.

- A Panu w duszy co gra? Romantyzm?
- Pewnie tak. Chociaż chciałbym być pozytywistą.

____________________________________________________________________________

Jacek Koprowicz
Syn Józefa Koprowicza, operatora dźwięku filmowego. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (1970, Katedra Mediów i Kultury Audiowizualnej, Zakład Historii i Teorii Filmu) oraz PWSFTviT w Łodzi. Debiutował w r. 1983 „Przeznaczeniem” – kontrowersyjną biografią poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Film dwa lata czekał na premierę, m.in. ze względu na protesty rodziny pisarza. Najsłynniejszym filmem Koprowicza jest Medium (1985), za który otrzymał nagrodę za najlepszy scenariusz oryginalny na festiwalu MystFest w Cattolica (Włochy). Reżyseruje również teatralne spektakle telewizyjne. Z zamiłowania fotograf, pasjonuje się parapsychologią.

Zobacz też:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto