MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: Nie pielęgnuję w życiu melancholii

MM Trendy
MM Trendy
MM Trendy: Nie pielęgnuję w życiu melancholii
MM Trendy: Nie pielęgnuję w życiu melancholii Agata Preyss
Piosenkarka Hanna Banaszak odwiedziła ostatnio Szczecin, ale nie po to, by dać tu recital. Okazała się być ekspertem od... psychologii. Nam powiedziała też, dlaczego sztuka tak chętnie żywi się smutkiem oraz przypomniała swoje związki z naszym miastem.

Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Agata Preyss

- Przyjechała Pani do Szczecina na spotkanie z psychologią i sztuką. Czuje się Pani ekspertem w tej dziedzinie?- To interesująca dziedzina, którą od lat zgłębiam. Niezwykle ciekawa nauka, którą - gdybym wcześniej nie zaczęła śpiewać - zapewne bym studiowała. Przyjeżdżam do Szczecina na zaproszenie psychologa Michała Kaweckiego. Ale nie po to by komukolwiek udzielać porad. Raczej, żeby przedstawić jeden (w tym przypadku mój) z punktów widzenia. Z tego typu spotkań rodzą się w ludziach refleksje, które często pobudzają do autoanalizy, a to bardzo pożyteczne zjawisko.

- Znajomość psychologii pomaga Pani w życiu? Podejmowałaby Pani inne decyzje nie mając wiedzy psychologicznej?
- Raczej niczego nie żałuję. To nie ma sensu. Wszystko jest w życiu po coś i wszystko nas rozwija. Każdy ma swój los. Psychologia bardzo mi w życiu pomaga, przede wszystkim w rozwijaniu empatii i znajdowaniu sensów istnienia. Niekiedy też przeszkadza, ponieważ za dużo i za szybko się widzi, co trochę gasi uśmiech i może sprzyjać małym rozczarowaniom. Staram się jednak nie pielęgnować w życiu nadmiaru melancholii.

- Powiedziała Pani kiedyś, że gdyby się w psychologię uczciwie zagłębić, możemy sobie pomóc. Nie jest tak, że w życiu potrzebujemy innych ludzi i pomocnej dłoni?
- Jeśli potrafimy spojrzeć w lustro i spotkać się z osobistą prawdą, nie boimy się jej i nie udajemy kogoś, kim nie jesteśmy, to ten „dialog” w zupełności wystarcza. Błędy popełniamy wszyscy. Ważne jest tylko jakie wyciągniemy z nich wnioski i w co je przeobrazimy. Odkąd nie boję się stanąć oko w oko z moją wewnętrzną szarą strefą, wszystko jest dla mnie znacznie prostsze i jaśniejsze. Tzw. pomocna dłoń kogoś bliskiego nie służy do tego, by nas wydobywała z otchłani, lecz żeby móc kroczyć obok niej równolegle i w tym samym kierunku, bez zawłaszczania i uzurpowania sobie prawa własności do niej. No chyba, że myśli Pani o profesjonalnej psychoterapii.

- Spotkanie w Szczecinie dotyczyło miłości. Miłość jako siła twórcza niewątpliwie wzmacnia naszą aktywność życiową. Można żyć bez miłości i mimo to osiągać sukcesy?

- Ilekroć w życiu było mi źle, moja twórczość bywała płodniejsza. Gdy napotykamy euforię miłości, zwyczajnie mamy dużo mniej czasu na twórczość. Sztuka chętnie żywi się smutkiem, a najlepiej rozpaczą. To taka sprawiedliwość losu. Masz wielki sukces twórczy - ale za to tęsknisz za życiowym spełnieniem. Masz piękne spełnienie w miłości - i nagle opadają ci skrzydła artystycznych uniesień. Cóż, wszystko się w przyrodzie wyrównuje. Wyjątki tylko tę regułę potwierdzają.

- Wszyscy jesteśmy trochę nieudani, ale czy wszyscy mamy w sobie tyle siły, żeby próbować to zmienić? Skąd czerpać w sobie taką siłę?
- U mnie zaczęło się to od zainteresowania psychiką człowieka, co w miarę zgłębiania tematu uporządkowało porozrzucane fragmenty moich wewnętrznych puzzli. Trochę jednak wyszłam temu naprzeciw, ponieważ zrozumiałam, że między innymi po to jesteśmy na świecie, aby próbować siebie ponaprawiać. Zatem skąd brać siłę? Z jakiegoś celu, który sobie wytyczymy.

- Lubi Pani przyjeżdżać do Szczecina? Jest Pani związana emocjonalnie z tym miastem?
- Funkcjonowałam tutaj dawno temu i krótko. W pamięci wiele już się zatarło, zwłaszcza że przez ostatnią dekadę żyłam bardzo intensywnie i ciekawie. Jedno co mocno zapamiętałam to fakt, że mieszkają tutaj wyjątkowo mili ludzie. W każdym sklepie, na ulicy, w urzędach zawsze napotykałam serdeczne relacje z drugim człowiekiem i to najbardziej mnie do Szczecina przyciąga. Z takich ludzi składa się też moja szczecińska publiczność, która zawsze przyjmowała mnie z otwartymi ramionami, okazując sympatię i akceptację dla moich artystycznych poczynań.

- Obserwuje Pani zmiany, które zachodzą w Szczecinie? Są na plus czy na minus?
- Miasto, jak wszystkie w Polsce, w nowych czasach pięknieje i obrasta w ciekawą architekturę. Poza tym trudno mi cokolwiek więcej powiedzieć, ponieważ wpadam tutaj na chwilę związaną z występem, po czym szybko uciekam do swoich zajęć, co za tym idzie, niestety nie mam czasu szczegółowiej się rozejrzeć.

- Nie zabiega Pani o popularność, ale ma wierną publiczność. To sukces?
- Tak. To jeden z moich najistotniejszych zawodowych sukcesów. Moja publiczność jest wspaniała i liczna. Bilety na moje recitale często są wyprzedane na długo przed datą występu. Czy to nie jest zawodowy sukces ? Poza tym wciąż przybywają mi młodzi odbiorcy. Zauważam to i bardzo mnie to raduje.

- Należy Pani do wokalistek korzystających z dobrych tekstów znakomitych tekściarzy. Dzisiaj w mediach słyszymy mnóstwo słabych tekstów i słabych wokali. Możemy jeszcze powstrzymać się przed zalewem takiej twórczości?
- Wystarczyłoby przyjąć jakieś kryteria dla możliwości wejścia na antenę radiową i telewizyjną. To powinna być nagroda dla wykonawcy i docenienie inteligencji odbiorcy, a nie bazujący na najniższych instynktach zarobek dla producenta. Takie są niestety czasy. Nie zamartwiam się jednak czymś, na co nie mam wpływu. Współczesna machina zapotrzebowania na powierzchowność jest zbyt potężna. Jednak ponieważ życie jest wykresem, pewnego dnia ludzie zmęczą się bylejakością i zapragną czegoś więcej. Kto wie, może jeszcze zdążymy się na to załapać?

- Artysta musi dać za sobą zatęsknić. Widzowie bardziej spragnieni muzyki są lepszymi odbiorcami?
- Staram się dawać za sobą zatęsknić. Uważnie dobieram miejsca i częstotliwość koncertów. Częściej niż raz do roku raczej nigdzie nie występuję. Dawkowanie siebie jest bardziej intrygujące, zarówno w życiu artystycznym, jak i osobistym. Nie ma nic bardziej meczącego dla otoczenia niż bezustanne rzucanie się w oczy.

- Wielbiciele w Szczecinie długo będą teraz za Panią tęsknić? Kiedy znowu Pani się do nas wybierze?
- Pewnie nie wcześniej niż za rok, dwa.

Hanna Banaszak

piosenkarka jazzowa i estradowa. Wykonuje standardy muzyki jazzowej i rozrywkowej lat 20. i 30. oraz nowe piosenki, nierzadko pisane specjalnie dla niej. Jest również poetką. Na scenie ogólnopolskiej zadebiutowała w 1976 roku w konkursie „Młode Talenty” na

Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Karierę solową rozpoczęła w 1980 roku. Współpracowała m.in. z Jeremim Przyborą, Jerzym Wasowskim, Zbigniewem Górnym, Jonaszem Koftą, Wojciechem Młynarskim. Artystka brała udział w wielu przedsięwzięciach telewizyjnych i scenicznych. Do ważniejszych należą: Nieszpory Ludźmierskie Jana Kantego Pawluśkiewicza, czy Zanim będziesz u brzegu - spektakl zrealizowany wspólnie z Mirosławem Czyżykiewiczem. Dwa razy była gościem w telewizyjnym programie Szansa na sukces - pierwszy raz w 1999 roku, drugi raz w odcinku po raz pierwszy emitowanym 3 lutego 2008.


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto