Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Kultura: Łysy facet gra boską Gretę Garbo

MM Trendy
MM Trendy
Maciej Wierzbicki w spektaklu „Greta Garbo przyjechała”.
Maciej Wierzbicki w spektaklu „Greta Garbo przyjechała”. Bartłomiej Sowa
- Z Gretą Garbo nie wszystko było do końca jasne, jeśli chodzi o jej osobowość i seksualność. Jakieś rozdarcie wewnętrzne w niej było - mówi nam Maciej Wierzbicki, grający gościnnie w Teatrze Współczesnym tytułową rolę w spektaklu „Greta Garbo przyjechała”.

Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Bartłomiej Sowa/Sebastian Wołosz

- Rola, którą gra Pan w spektaklu Teatru Współczesnego w Szczecinie, została już zauważona w Polsce. Krytyk Jacek Sieradzki w „Subiektywnym spisie aktorów teatralnych” oceniał Pana jako „zwycięstwo” i napisał: „naprawdę zagrał boską Gretę - wyniosłą, władczą i skrajnie samotną Szwedkę”. Jak Pan to odebrał?
- Bez zbędnej podniety. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało tak, że ta ocena jest dla mnie niczym, ale jak sama nazwa wskazuje, to subiektywny spis aktorów. Bardzo mi miło, że zostałem doceniony, ale można sobie łatwo wyobrazić, że pan Sieradzki nie był na wszystkich premierach w Polsce, więc na pewno jeszcze kilka ciekawych ról się pojawiło.

- A czy miło być nominowanym do naszej szczecińskiej nagrody aktorskiej „Bursztynowy Pierścień”?
- To było z kolei kompletne zaskoczenie. Przecież wszyscy musięli stanąć na głowie, żeby się udało to przedsięwzięcie doprowadzić do szczęśliwej premiery, w momencie kiedy pani Augustynowicz sobie wymyśliła, że to ja - łysy facet z Warszawy ma przyjechać i zagrać Gretę Garbo. Nie było łatwo. Spotykaliśmy się cztery czy pięć miesięcy. Ta nagroda jest po części dla nas wszystkich, bo „Greta Garbo przyjechała” to sztuka, w której nie ma głównych ról.

- Ale to Pan gra rolę tytułową i wszyscy zwracają na nią uwagę. Tym bardziej, że gra Pan kobietę.
- Po pierwszej lekturze tekstu nasunęło mi się pytanie: dlaczego to ja? W ogóle dlaczego facet? W dodatku łysy, wysoki, trochę garbaty? Zadzwoniłem do Ani Augustynowicz, a ona mi powiedziała, że to przemyślany pomysł, bo ona chce, żeby to był obcy pierwiastek w tym wszystkim. Do tego stopnia obcy, że obcy w mieście, obcy wśród ludzi, z którymi będę pracował. A do tego z Gretą Garbo nie wszystko było tak do końca jasne, jeśli chodzi o jej osobowość i seksualność. Skrywała podobno jakąś tajemnicę. Była piękną kobietą w Hollywood, ale jakieś rozdarcie wewnętrzne w niej było. Pewnie to też pomogło Annie Augustynowicz podjąć decyzję, że to będzie facet. Greta jako mała dziewczynka lubiła się przebierać za chłopców, jako dorosła kobieta lubiła chodzić w garniturach i krawacie do męskiej koszuli. Może to wszystko razem w moim wykonaniu niesie ze sobą jakąś intrygującą tajemnicę.

- To nie pierwsza współpraca z Anną Augustynowicz. Wcześniej zagrał Pan w „W małym dworku”, ale u siebie, w Warszawie. Teraz musiał Pan przyjeżdżać do Szczecina. Trudno było podjąć tę decyzję?
- Urodziłem się w Warszawie, mieszkam w Warszawie, studia skończyłem w Warszawie, pracuję w Warszawie. Zawsze chciałem zobaczyć jak to jest wziąć walizkę i być na chwilę gościnnym aktorem. Zresztą jestem związany z Teatrem Montownia, gdzie jest czterech

facetów. Taka zmiana otoczenia jest bardzo cenna dla aktora. Zorganizowałem swoje prywatne sprawy tak, że mogłem to zrobić i bardzo się z tego cieszę, bo to tak, jakby się zanurzyć w nowym, czystym źródle.

- Jak się Pan czuje u nas w Szczecinie?
- Mam żonę ze Szczecina, z Dąbia, więc jest nieźle. Szczecin znałem wcześniej. Poza tym jako młody, początkujący aktor, przyjeżdżałem tu z Teatrem Montownia na Kontrapunkt. Nie będę jakoś specjalnie odkrywczy, jeśli powiem, że zespół Teatru Współczesnego jest fantastyczny. Oczywiście na początku każdy jest onieśmielony, ale w ogóle nie czułem takiej bariery, że przyjechał obcy i będzie nam robotę zabierał. Ja myślę, że to jest trening Anny Augustynowicz - każdy ma świadomość, że jest w zespole, że trzeba strzelać do jednej bramki.

- Pan jest przyzwyczajony do gry zespołowej. Teatr Montownia działa właśnie w ten sposób. Cztery indywidualności, które tworzą zespół.
- Tak sobie założyliśmy, że ma być dobre przedstawienie, a nie jakaś rola. Jak będzie dobre przedstawienie, to wiadomo, że w tym przedstawieniu będą dobre role, bo inaczej nie może być.

- Właśnie za grę zespołową dostaliście kilka lat temu, na Kontrapunkcie w Szczecinie, nagrodę za „Utwór sentymentalny na czterech aktorów”.
- Parę lat wcześniej dostaliśmy też nagrodę za „Szelmostwa Skapena”, a jeszcze wcześniej za „Zabawę”. Trzy razy tu byliśmy i trzy razy się udało.

- Tworzycie tak silnie kojarzący się zespół, że nawet w filmach zatrudniano was razem.
- Jak nas brano razem do filmu lub serialu, to nigdy nie było to takie dobre, jak w teatrze. Nie wiem z czego to wynika. Kiedyś nas to trzymało razem, byliśmy młodzi, bez rodzin, bez zobowiązań, a teraz każdy robi coś indywidualnie.

- Ale jesteście widoczni w tych serialach. Każdy sporo gra, Pan też.
- Tak, ale erial ma to do siebie, że jest nakręcony dużo wcześniej niż widz go ogląda. Natomiast w teatrze dużo gramy cały czas i oby tak trwało jak najdłużej. Teraz można nas spotkać w Och-Teatrze Krystyny Jandy.

- Czym jest dla Pana film a czym teatr?
- Teatr to credo i podstawa tego zawodu. Tu jest spełnienie i nieustanna konfrontacja z widzem. Póki co jestem na takim etapie, że nie mógłbym zrezygnować z teatru. A film to coś fajnego, ale rzadko się zdarza. W filmie nie wszystko od aktora zależy. Może zagrać najpiękniej jak potrafi, a potem na montażu można to wyciąć, przyciąć, przekreślić, przestawić. Jak patrzę na naszych wybitnych aktorów, np. Janusz Gajos nigdy nie zrezygnował z teatru, a przecież mógłby, stać by go było. Gra w filmach bardzo dużo. Krystyna Janda też nigdy nie zrezygnowała. Piotr Fronczewski miał malutką przerwę, ale wrócił. Ja skończyłem Akademię Teatralną i tego się trzymam. Natomiast nie mam nic przeciwko temu, żeby w filmie grać jak najwięcej.

- Gdyby dostał Pan kolejną propozycję grania w Szczecinie, przyjąłby ją Pan?
- Jeżeli dostanę taką propozycję, to zrobię wszystko, żeby tu przyjechać.

Maciej Wierzbicki

Aktor teatralny i filmowy. W 1996 roku wraz z Adamem Krawczukiem i Rafałem Rutkowskim założył Teatr Montownia, który tworzy do dziś. Zdobywca licznych nagród zespołowych, m. in. za spektakle „Zabawa” i „Szelmostwa Skapena” oraz laureat nagrody im. Leona Schillera za osiągnięcia artystyczne w sezonie 97-98 dla Teatru Montownia. Na dużym ekranie wystąpił m.in. w filmach duetu Konecki-Saramonowicz - „Pół serio” (2000) i „Ciało” (2003), zagrał również w najnowszym filmie Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo” (2008) oraz „Małej wielkiej miłości” Łukasza Karwowskiego (2008). Z Anną Augustynowicz po raz pierwszy współpracował przy spektaklu „W małym dworku” Witkiewicza, zrealizowanym w Och-Teatrze w Warszawie.


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto