Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trend. #Rozmowa miesiąca: Szczecińskim bandytą zostałem przypadkiem

MM Trendy
MM Trendy
MM Trend. #Rozmowa miesiąca: Szczecińskim bandytą zostałem przypadkiem
MM Trend. #Rozmowa miesiąca: Szczecińskim bandytą zostałem przypadkiem Archiwum
Mija 20 lat od momentu, kiedy w Szczecinie kręcono zdjęcia do kultowego filmu „Młode wilki”. O tamtym mieście, ludziach z półświatka i życiu na granicy mówi Jarek Jakimowicz, odtwórca głównej roli - Cichego.

Tekst: Bogna Skarul / Foto: Archiwum

- Lubisz Cichego?
- Lubię. Minęło już 20 lat. Mam mnóstwo przemyśleń na ten temat. Jedno mogę stwierdzić: „Młode wilki” i Cichy zdeterminowały moje życie. Jego postać była mi bliska. Cichy był podobny do Jarka Jakimowicza. Nawet niedawno jeden z moich kolegów, komentując jakieś moje zachowanie powiedział, że „Cichy wcale nie jest cichy”. Coś w tym jest.

- Jak zostałeś Cichym?
- Spotkałem się z Jarkiem Żamojdą (reżyserem „Młodych wilków” - przyp. red.) zupełnie przypadkowo, w knajpie na warszawskiej starówce. Jak mnie tylko zobaczył, to jeszcze przecież nie wiedział, czy ja chcę w ogóle zagrać w filmie, czy dam radę, tylko popatrzył na mnie i pierwsze jego słowa: O, Cichy! Zapamiętam to do końca życia, bo to wywróciło moje życie do góry nogami. Okazało się, że pasowałem mu do tej postaci. Takie obsadzanie aktorów nazywa się obsadzaniem po warunkach.

- Cichy był szczecinianinem. Lubisz Szczecin?
- Uwielbiam. Będę go zawsze uwielbiał, bo tu zmieniło się moje życie. Nie dość, że Szczecin wiąże się dla mnie z mega przełomowym momentem w moim życiu, to jeszcze spędziłem tu superczas podczas kręcenia filmu. Wtedy to my rządziliśmy w Szczecinie. A do tego były to czasy, kiedy ci panowie, o których opowiada film, byli jeszcze na wolności. Oni byli z nami codziennie na planie.

- Dobrze ich znałeś?
- Oczywiście. Przecież „Młode Wilki” to film oparty na faktach. Ktoś, kto jest ze Szczecina, pewnie doskonale wie, kto to był Czarny, kto to był Oczko. A my wtedy codziennie się z nimi widywaliśmy. Codziennie były wspólne balety. To były jeszcze czasy, kiedy do Szczecina trafiały z Berlina różne fanty. Myśmy się okupywali w rzeczy z Niemiec - nowe spodnie, koszulki. Nasze życie w Szczecinie w tym czasie było takie trochę rozbójnicze, jak ten nasz film.

- Tylko z czasu kręcenia „Młodych Wilków” znasz Szczecin?
- Nie tylko. Po filmie często tu przyjeżdżałem. Byłem eksploatowany i wykorzystywany na różne sposoby. Cokolwiek się tu nie działo, musiałem przy tym być. Brałem więc udział w różnych biegach, eventach, wystawach, galeriach. Wtedy był w Szczecinie prezydent, który czuł, że to ma sens i mnie tam ciągle zapraszał. W ten sposób się ze Szczecinem zżyłem. W tej chwili mogę powiedzieć, że drugim miejscem po Warszawie (a w stolicy się wychowałem) jest właśnie Szczecin. To moje miejsce. I to nie jest gadanie pod publikę. Jeszcze dziś, kiedy zupełnie obcy ludzie mnie zaczepiają, to mówią: ah, pan jest ze Szczecina. Tak mnie postrzegają. W ten sposób postać Cichego wpisała się w to miasto, a Szczecin wpisał się w moje życie.

- Czytałeś już scenariusz trzeciej części „Młodych Wilków”? Akcja też będzie rozgrywać się w Szczecinie?
- Niestety nie. Scenariusz czytałem w zeszłym roku. Przyznam, że nie bardzo nam - Wilkom - się podobał. Poprosiliśmy o poprawki. Więc teraz ten scenariusz ewoluuje. Nie wiadomo więc, gdzie będzie rozgrywać się akcja filmu. Chcielibyśmy kręcić także za granicą. Czy się uda? To wszystko jest jeszcze niesprecyzowane. Tym samym nie jest wykluczone, że będziemy kręcić także w Szczecinie. Ale ten nowy film już nie będzie o mafii szczecińskiej.

- Wiesz kogo będziesz grał? Pytam dlatego, że Cichy ginie w pierwszej części „Młodych wilków”.
- Odpowiem na to pytanie trochę w przewrotny sposób. „Młode wilki” to nie serial. Nie musi być tak, że jak bohaterowie weszli w jednym odcinku do pokoju, to w kolejnym muszą najpierw z niego wyjść. Po tylu latach widza aż tak to nie interesuje. A my mamy do opowiedzenia fajną historię. Widz nie jest aż tak bardzo wnikliwy i nie będzie się pod tym względem zastanawiał, co się z tym Cichym tak naprawdę stało. Jednak w „Młodych wilkach” jest furtka, którą warto przypomnieć. Cichy w pewnym momencie mówi - radząc Prymusowi, czyli Piotrkowi Szwedesowi - jeśli chcesz wyjść z tego biznesu, to zrób to tak, aby wszyscy myśleli, że zginąłeś. Więc jest wyjście, a kto sobie co dalej dośpiewa, to jego sprawa. Co prawda mam świadomość, że na tej zasadzie można byłoby nawet Kopernika ożywić, ale akurat kwestia wskrzeszenia Cichego nie jest ważna dla fabuły. A przyznam, że ta sekwencja z Prymusem o wychodzeniu z biznesu, była w „Młodych Wilkach” rzucona ot tak sobie, bez zamysłu co później z tym zrobić.

- Nikt wtedy nie spodziewał się, że ten film odniesie aż taki sukces i że teraz, po 20 latach będziecie kręcić kolejną część?
- Oczywiście. Ale słowa Cichego się przydały. Swoją drogą to szkoda, że wcześniej nie wykorzystano sukcesu filmu. Na Zachodzie pewnie nakręcono by co najmniej pięć kolejnych różnych części. Dziwi mnie to tym bardziej, że na ten film są pieniądze.

- Mówiłeś, że Twoje życie wywróciło się do góry nogami po nakręceniu „Młodych wilków”. Co robiłeś wcześniej?
- Żyłem w Niemczech. Od czasu do czasu przyjeżdżałem do Polski. Nigdy w życiu nie marzyłem o tym, aby być aktorem, występować na scenie. Nie miałem takiego charakteru. Byłem łobuziakiem, takim rozrabiaką. Jak chodziłem do szkoły, to koledzy recytowali wiersze na akademiach, a ja wyrzucałem im przez okno tornistry. Mimo to, choć dziś może wydać się to nieco dziwne, jestem osobą nieśmiałą. Tylko, że nauczyłem się tego nie okazywać.

- W „Młodych wilkach”?
- Chyba tak. Nigdy nie chciałem być znany. Nie chciałem być osobą publiczną, ani mieć cokolwiek wspólnego ze sceną. Wtedy aktorzy, artyści nie myśleli o popularności. To główna różnica między czasami sprzed 20 lat, a tymi teraz. Wtedy moi znajomi artyści, kiedy chcieli śpiewać, to marzyli o dobrych piosenkach na dobrych koncertach. Aktorzy - jak chcieli być rzeczywiście aktorami - marzyli o kreowaniu postaci na deskach teatralnych, chcieli grać fajne role w fajnych filmach. Dzisiaj to zupełnie inne pokolenie. Młodzi chcą być przede wszystkim popularni. Takie czasy. Z tym, że ci wszyscy ludzie razem wzięci mogą tylko pomarzyć o popularności jaką ja miałem 20 lat temu.

- Pewnie fanki pisały do ciebie listy, bo przecież nie było jeszcze wtedy internetu.
- Wtedy wywiady ze mną były niemal w każdej gazecie i na adresy tych redakcji młodzi ludzie pisali do mnie listy. Dostawałem ich kilka tysięcy miesięcznie.

- Odpisywałeś?
- Na wiele tak. Ale czytałem wszystkie. Połowa listów, to były wyznania miłosne, a połowa - co było zaskoczeniem - prośby o porady, albo pisanie o problemach. Ludzie żalili się mi. Pisali o swojej samotności, o relacjach między chłopakiem a dziewczyną, o problemach z rodzicami. Właściwie o wszystkim. Pisali do mnie jako do bohatera filmu, pisali do Cichego, ale także do Jarka Jakimowicza. Pisali do mnie, bo wkoło nie znaleźli autorytetów. A ja wyglądałem na takiego, który może być powiernikiem ich tajemnic. Z jednej strony było to dla mnie radosne, z drugiej smutne. Czasami opisywali mi niesamowite historie. Pisali o molestowaniu, o biciu, o gwałtach. Często po przeczytaniu tych listów siedziałem zmrożony. Nie wyobrażałem sobie, że w ogóle takie rzeczy mogą się zdarzać.

- Coś z tymi listami robiłeś?
- Na wiele odpisywałem osobiście. W tamtych latach w Polsce wychodził tygodnik Antena i ja w tym tygodniku miałem stronę, na której odpowiadałem na te listy. Wtedy to był sposób kontaktu z fanami. Czasami w odpowiedzi trzeba było dać jakąś radę, coś podpowiedzieć. Studiowałem psychologię i chciałem zostać psychoanalitykiem, więc mi to odpowiadało. Ale często też korzystałem z pomocy psychologów. Pod listami ukazywały się również ich komentarze.

- Zawsze chciałeś zostać psychologiem? Za młodu kim chciałeś być?
- Policjantem. Zresztą dwukrotnie zgłosiłem się do pracy w policji. Nie przyjęli mnie.

- Dlaczego akurat policjantem?
- Wychowywał mnie dziadek, naczelnik kolei państwowych. On we mnie zaszczepił dużo takich cech, że później bardzo trudno było mi się pogodzić, że świat nie jest taki idealny. Pomyślałem sobie, że zostanę policjantem i w ten sposób ten świat będę naprawiał.

- A w filmie obsadzili cię w roli przestępcy. I to „po warunkach”.
- Ironia losu.

- Wyjechałeś do Niemiec. Dlaczego?
- Miałem 19 lat. Potrzebowałem wolności. Jestem duszą, która potrzebuje przestrzeni i wolności. Wcześniej byłem kilka razy w Niemczech i widziałem tam młodych ludzi, którzy żyją w fajnych warunkach. Mają możliwość pójścia na fajny koncert. Mają muzykę, fajne ciuchy. A w Polsce była wtedy szarówa i perspektywa pójścia do wojska. Bardzo mi to nie pasowało. Zresztą miałem marzenia o podróżowaniu. Chciałem zamieszkać w Afryce.

- Długo byłeś w Niemczech?
- Cztery lata. Wróciłem, kiedy otworzono granicę. Przez te cztery lata nie mogłem przyjechać, bo byłem uciekinierem. Ale bardzo w tych Niemczech tęskniłem. Nie pojechałem tam do mamy, taty, wujka czy przyjaciół. Wylądowałem na lotnisku we Frankfurcie i mogłem robić wszystko lub nic. Przez cztery lata byłem sam.

- Co tam robiłeś?
- Pracowałem w knajpie, na budowie. Różnie bywało. Teraz wiem, co to jest mieć gdzie spać i nie mieć gdzie spać. Wiem, co to jest mieć co jeść i być głodnym. Swoje przeżyłem.

- Dlaczego wróciłeś?
- Bo jak przyjechałem na chwilę do Polski, to się okazało, że jestem takim ładnym chłopcem (śmiech) i mogę zarabiać całkiem przyzwoite pieniądze nie pracując już na budowach. Szybko wszedłem w show biznes, a zaraz po tem pojawiły się „Młode wilki” i poszło...

- Co było dalej? Przecież nie żyjesz tylko z aktorstwa.
- Nigdy swoich planów z aktorstwem nie wiązałem. Przez sześć lat miałem dwie restauracje w Warszawie, miałem firmę, która zajmowała się poszukiwaniem pieniędzy do produkcji filmowo-telewizyjnych. Byłem szefem produkcji w wytwórni fonograficznej. Byłem przez dwa lata producentem w studiu OK i produkowałem reklamy. Dużo różnych rzeczy robiłem. Zawsze żyłem z biznesu, a przygody aktorskie były tylko dodatkiem. Taka sytuacja dawała mi pewien luksus.

- Luksus?
- Nie musiałem się martwić czy jakiś reżyser zadzwoni do mnie z propozycją, czy nie zadzwoni. Czy stawka jaka mi proponują jest za mała, a może się na nią zgodzić. Byłem i jestem pod tym względem wolny.

- Przeważnie aktorów pyta się, czy mają rolę, o której marzą, by ją zagrać. Ty masz taką rolę?
- Jednym z moich ulubionych filmów jest „Helikopter w ogniu”. To bardzo dobry film wojenny. Rzecz dzieje się w Somalii. Chciałbym w takim filmie zagrać. Ale w Polsce takich filmów się nie kręci. Kiedyś kręcono u nas „Misję Afganistan” i wtedy żałowałem, że nikt nie zaproponował mi w nim jakiejś roli. Ale kiedy zobaczyłem pierwszy odcinek, to przestałem żałować.

- Dlaczego wystąpiłeś w Big Brotherze.
- Przede wszystkim z ciekawości. Wcześniej nie ogłądałem Big Brothera. Nie było mnie akurat w Polsce. Ale chciałem w nim wystąpić także dlatego, że to byłoby wyzwanie. Kolejny powód to aspekt psychologiczno-socjologiczny. Kręciło mnie to pod względem produkcyjnym, chciałem zobaczyć jak się robi taki show. Ta ciekawość była skierowana nie tylko na to, co i jak się będzie tam działo, ale też na osoby, jakie miały ze mną być w domu Dużego Brata. Lista, którą dostałem od producentów, na samym początku rozmów na ten temat była bardzo fajna. Ale cztery tygodnie przez startem programu się skurczyła. Zrezygnowałem więc. I wtedy Polsat zaproponował mi podwójną stawkę za odcinek, bo nie miał na kim oprzeć promocji. Poszedłem więc dla pieniędzy. Dla dobrych pieniędzy.

- Ostatnio głośno było w mediach o Tobie po komentarzu dotyczącym Natalii Siwiec.
- Bzdura kompletna. Było zupełnie inaczej. Na jednej z imprez ktoś mnie zapytał, co myślę o Natalii Siwiec. Moja wypowiedź brzmiała tak: podziwiam ją i gratuluję, bo to co zrobiła, to było obnażenie całego polskiego show biznesu. A ona ten biznes obnażyła tym, że pojechała na mecz w koszulce z orłem i została gwiazdą. Nic więcej nie zrobiła. Moim zdaniem to własnie obnaża show biznes. Natalia Siwiec zrobiła to świetnie. To był świetny zabieg marketingowy. Ale ktoś wpisał do internetu, że ja powiedziałem iż Natalia Siwiec obniża polski show biznes. A to zupełnie co innego.

- Co ona na to?
- Nawet na ten temat nie rozmawialiśmy. Wiele razy się po tym się widzieliśmy i ani razu na ten temat nie wspomnieliśmy. Wiemy jak to jest w tej branży. Takich bzdur jest pełno.

Młode wilki

Polski film sensacyjny w reżyserii Jarosława Żamojdy z 1995 roku. Rok wcześniej sceny do filmu kręcono w Szczecinie na placu Grunwaldzkim, w okolicach jeziora Głębokiego, wieży Quistorpa, na ul. św. Wojciecha, Wałach Chrobrego i placu Żołnierza oraz w Międzyzdrojach. Szczecińskie ulice udawały w filmie także Berlin, bo ekipa nie miała pieniędzy na pracę za granicą. Epizody zagrali w „Młodych wilkach” szczecinianie, m.in. jeden ze znanych dziennikarzy oraz selekcjoner z bardzo popularnego klubu z muzyką taneczną. Film opowiada o tak zwanych młodych wilkach, 19-latkach szukających szczęścia i wielkich pieniędzy. Ich życie kręci się wokół samochodów, kobiet, narkotyków, przemytu i pieniędzy. Główną rolę zagrał Jarosław Jakimowicz.


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto