Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Minęło 41 lat od wielkiego pożaru Kaskady w Szczecinie. Zginęło wtedy 14 osób

Bogna Skarul
27 kwietnia 1981 roku to data, która niektórym utkwiła mocno w pamięci. 41 lat temu doszło do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w powojennej Polsce. Aż 14 osób straciło życie w pożarze Kaskady.

Pani Basia, która dziś pracuje w zakładzie fryzjerskim na rynku Pogodno, samej tragedii nie pamięta. Miała wtedy tylko 15 lat i jeden dzień. 26 kwietnia obchodziła urodziny. Ale pamięta jak jej mama dzień później, właśnie 27 kwietnia przyszła do domu z pracy załamana.

- W tym pożarze zginęła córka mojej koleżanki z pracy - powiedziała w domu i od razu zaznaczyła, że obie z Basią pójdą na pogrzeb.

Na pogrzebie były tłumy. Pani Basia pamięta, że przede wszystkim przyszli ludzie młodzi, koledzy i koleżanki tych co zginęli w pożarze Kaskady.

Pożar w Kaskadzie wybuchł tuż przed godziną 8 rano

W budynku miało być wtedy 41 osób. Ale 20 na szczęście się spóźniło. Na szczęście...

- Pamiętam jak mama opowiadała mi, że jeden z kolegów tej dziewczyny, która spłonęła, spóźnił się na praktyki, bo mu uciekł autobus. A on mieszkał w Podjuchach, koło moich rodziców, na ulicy Metalowej. Miał na imię Jarek - przypomina sobie pani Basia.

Pożar wybuch prawdopodobnie na skutek prowizorycznej instalacji elektrycznej. Jedna ze sprzątaczek podłączyła do niej odkurzacz. Dzień wcześniej bowiem w Kaskadzie bawiło się ponad 600 osób. Obsługiwał ich ponad 200-osobowy personel. A lokal jako jeden z najlepszych na całym zachodnim i środkowym wybrzeżu musiał już około południa wydawać pierwsze posiłki.

Pożar wybuchł na parterze w sali Kapitańskiej, ale błyskawicznie objął cały budynek.

- Pamiętam i ten obraz mam ciągle przed oczami, jak płonęły mury i dookoła było słychać lament ludzi - wspomina Grażyna, która mieszkała z rodzicami przy ulicy Wojciecha, skąd tylko krok było do Kaskady. - Pamiętam jak sąsiedzi wyszli na ulicę i sali jak wmurowani. Wtedy nie widzieliśmy do końca co się stało i dlaczego. Wtedy nie było przecież takiej informacji. Dopiero po kilku dniach dotarło do nas jaki to był rozmiar tej tragedii.

W chwili pożaru w Kaskadzie było 21 osób

To byli pracownicy "zakładu gastronomicznego" i uczniowie III klasy Zasadniczej Szkoły Gastronomicznej w Szczecinie, którzy w lokalu odbywali swoje praktyki.

- A dostać się na praktykę do Kaskady już było wyróżnieniem - wspomina Marian, który w tamtych czasach uczył się w Gastronomiku. - Zależało wszystkim na tym miejscu, bo tu był wtedy dla nas młodych ludzi wielki świat. Tu można było liczyć na większe napiwki a i można było kogoś ciekawego spotkać.

Z tych 21 osób, które zaczęły pracę przed godziną ósmą uratowało się 6 (niektóre źródła podają pięć, niektóre siedem).

Cztery, które akurat były na parterze i w piwnicy budynku - druga sprzątaczka, portierka i dwóch palaczy. Ale także praktykanci, a wśród nich Dariusz Mięsowski - on jako ostatni wydostał się z budynku przez normalne wejście, 19-letnia Alicja Ignacik, uratowana cudem przez przejeżdżających obok pracowników Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Szczecinie. To oni zauważyli Alicję, która stała na parapecie i zdjęli ją przy użyciu podnośnika.

14 osób zginęło. Jak mówią świadkowie - byli bez szans, bo było za gorąco, za szybko ogień się rozprzestrzeniał. Już siedem minut po godzinie ósmej, a dziewięć od momentu wybuchu pożaru, wyleciały szyby z okien Kaskady.

- A gorący podmuch dosłownie odrzucił przechodniów pod mury sąsiednich domów - mówią świadkowie i podkreślają, że takiego żaru i gorąca, to nigdy i nigdzie nie widzieli, nie słyszeli, nie przeżyli.

Ten żar z Kaskady stopił nawet znajdujące się 15-20 metrów od budynku znaki drogowe i stylonowe firanki w oknach pobliskich domów, zapalił odległe o 30-40 m drzewa i uszkodził lakier na stojących co najmniej 50 m dalej wozach strażackich. Wewnątrz budynku temperatura osiągnęła 1100 stopni Celsjusza.

Cały budynek spłonął w ciągu godziny.Pozostały z niego jedynie żelbetonowe elementy konstrukcji.

- Ta sczerniała od żaru i dymu konstrukcja szpeciła to miejsce jeszcze przez wiele lat - wspomina Grażyna. - Była dla nas takim świadectwem tragedii ludzi, bo zginęli tam młodzi ludzie, uczniowie.

Pani Basia z rynku Pogodno przypomina sobie, jak jej mama opowiadała im parę dni później, że rodzice Danki, jednej z dziewcząt, która zginęła w płomieniach, parę dni przed tragedią kupili córce złoty pierścionek.

- Mieli go jej wręczyć na jej 18-te urodziny, które przypadały na maj - opowiada Pani Basia. - Nie zdążyli.

Kornelia ma 20 lat. Pracuje z panią Basią w tym samym zakładzie fryzjerskim. Urodziła się 10 lat po tragedii "Kaskady", ale w jej rodzinie ten pożar "jest żywy" do dziś.

- Tam zginęły kuzynki mojego ojca - mówi Kornelia. - Często wspomina się w moim domu tamte dni. teraz nawet zastanawiamy się, jak wejdziemy do nowego budynku Kaskady. Czy będziemy w stanie przysiąść tam na kawę? Czy będziemy mogli tam zrobić zakupy jak inni?

- A może zmienić nazwę - proponuje Grażyna, która do dziś przed oczami ma ogień z płonącego budynku i żelbetonowe kikuty, które stały tu jeszcze przez lata. - Może zamiast nazwy Kaskada, która jest dla nas bolesna, nową galerię nazwać Szczecińską.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto