Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Piróg: Z celebryctwa trochę się śmieję

Redakcja MM
Redakcja MM
Michał Piróg
Michał Piróg Sebastian Wołosz
Rozmowa z Michałem Pirógiem, tancerzem, choreografem, prezenterem, który przed tygodniem odwiedził Szczecin żeby promować swoją książkę "Chcę żyć".

– Bardziej się pan pocił jak pan tańczył, czy jak pisał książkę?
– Zdecydowanie jak tańczyłem.

– To znaczy, że pisanie książki przychodzi panu łatwo?
– To zupełnie inny wysiłek. Wymagał ode mnie ogromnej koncentracji. To było szalenie trudne. Musiałem sobie wiele rzeczy przypomnieć, poszeregować, uporządkować. Okazało się, że to jest ciężka praca tak sobie usiąść i wszystko chronologicznie poukładać. To praca nad samym sobą. Porównałbym to do leżenia na kozetce i grzebaniu w swojej przeszłości, tak krok po kroku, i zastanawianiu się co było i kiedy dla mnie ważne i co miało wpływ na późniejsze moje losy. Więc to pisanie było takim moim upoceniem się. Trochę to mnie kosztowało.

– Ale to nie były „siódme poty"?
– Na szczęście nie. „Siódme poty” byłyby wtedy, kiedy sam musiałbym to wszystko spisać. Ale miałem Izę (Iza Bartosz współautorka – przyp. red.), która moich wspomnień i zwierzeń wysłuchała. Ona miała ogromną cierpliwość, aby to wszystko spisać. Później wspólnie ustalaliśmy co jest istotne a co można pominąć. Więc ten proces powstawania książki był męczący, ale taniec wymaga ode mnie zupełnie innego wysiłku.

– Jakiego?
– Jak wychodzę na scenę i zaczynam tańczyć, to mam świadomość, że natychmiast jestem oceniany przez widza. I nie mam możliwości już niczego poprawienia. Przy książce jest inaczej. Najpierw się trzeba napocić, ale później można siąść spokojnie i jeszcze coś poprawić.

– A skąd w ogóle pomysł na książkę?
– Pomysł powstał w Muzie (wydawcy – Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S.A. – przyp. red.). Wydawnictwu zależało na biografii znanej postaci medialnej. Zaryzykowali, aby powstała ta książka. Zaczęli się zastanawiać kogo do tego namówić. Zaczęli pytać, kto teraz jest interesujący. Wyszło na mnie.

- Jakie były inne propozycje?
– Marek Kondrat, Bogusław Linda.

– Świetne towarzystwo. Gratuluję.
– Było mi niezmiernie miło. Przyznam, że jak dostałem propozycję napisania książki, to nie byłem do tego pomysłu przekonany. Zastanawiałem się – właściwie o czym ta książka ma być. Wspólnie z wydawcą postanowiliśmy, że będzie to opowieść o moich etapach w życiu już zakończonych. Pomyślałem sobie, że jak już się coś zakończyło, to ja mogę o tym mówić, bo przecież drugi raz się już to nie wydarzy.

– Czy to znaczy, że to jest książka podsumowującą pewien etap życia?
– Ona jest o moich decyzjach i trudnościach. Już minęło kilka lat od tego jak publicznie powiedziałem o swojej orientacji seksualnej. Drugi raz tego nie powiem. To już zostało powiedziane. Teraz mogę tylko obserwować co się z tym dzieje. Jakie są na to reakcje.

– I co pan zaobserwował?
– Kiedyś wydawało mi się, że będzie to bardziej bezproblemowo, że my, jako społeczeństwo zaakceptujemy taki stan rzeczy. Później zaczęły się pewne problemy. A teraz myślę, że już nie będzie z tym takich problemów jak mi się nie tak dawno wydawało.

– A te problemy bolą?
– Mogą czasem bardzo boleć. Może to przecież rujnować komuś życie. Akurat mi nie zrujnowało życia, ale ja mam bardzo duże wsparcie od rodziny i przyjaciół.

– W książce pisze pan, że taką podporą pana jest mama. Że dość dużą rolę w pana życiu odgrywa. Czy to prawda?
– Nie chciałbym umniejszać roli taty, ale mama zawsze była bliżej nas – choćby ze względu na rodzaj jej pracy (pracowała w domu – przyp. red). Mama była przez wiele lat moimi oczami, uszami, moim wszystkim.

– Pytam o mamę, bo z książki wynika, że to tata szybciej zaakceptował pana homoseksualizm. Mama dłużej się z tym oswajała.
– Mama się przestraszyła. Tata nie wiedział jak na ten temat ze mną rozmawiać. To teraz się tak wydaje, że z tatą było łatwiej. Ale tak nie było. Mama natomiast podjęła ze mną dialog. Chciała na ten temat rozmawiać. Pytała co będzie dalej. Z mojego punktu widzenia, a ja chciałem to przyznanie się niejako odbębnić, tata był lepszy. Ale teraz mogę powiedzieć, że to mama była w tym lepsza, bo chciała się jak najwięcej ode mnie dowiedzieć. Wtedy ja nie bardzo chciałem o tym rozmawiać. Było mi tak po prostu wygodniej. Teraz wiem, że rozmowy na ten temat są bardzo ważne.

– Jeszcze jeden ważny moment miał pan w życiu. Dowiedział się pan o swoim żydowskim pochodzeniu. To jakoś wstrząsnęło panem?
– To właściwie nie zrobiło na mnie jakiegoś wrażenia poza faktem, że mi rodzice nie powiedzieli o tym wcześniej.

– Ile miał pan lat, kiedy się dowiedział?
– O swoim pochodzeniu dowiedziałem się w wieku 19 lat. Przypadkowo, podczas pobytu u cioci Eli we Francji. To ona mi powiedziała. Pamiętam, że przyjechałem potem do domu wściekły. Bo ja siebie traktowałem jako osobę dorosłą, a nagle się okazało, że w rodzinie jest jakiś sekret, do którego mnie nie dopuszczano.

– Dowiedział się pan, że jest Żydem. To coś zmieniło w pana życiu?
– Na początku wcale. Byłem wtedy na I roku filozofii. O sobie myślałem jako o agnostyku. Dopiero później zacząłem się zastanawiać nad swoją tożsamością. To przyszło w momencie kiedy zacząłem więcej przebywać z ludźmi, którzy są Żydami, kiedy wyjeżdżałem do Izraela. Zaczęło mnie to fascynować. Nagle świat zaczął mieć dla mnie inne kolory. I wtedy sobie uświadomiłem, że ta moja nowa tożsamość może być dla mnie większym problemem niż orientacja seksualna.

– Jak pan myśli dlaczego rodzice tak długo skrywali przed panem prawdziwe pochodzenie?
– Oni chcieli mnie chronić. Pochodzę z Kielc, to pewnie miało też wpływ na decyzje rodziców.

– A swoim dzieciom pan powie od razu?
– Jeśli będę biologicznym ojcem swoich dzieci, to nie widzę powodu, aby to przed nimi ukrywać. Ale ja mam szczęście, bo my teraz żyjemy w innych czasach i można o tym mówić. To, że powiedziałem publicznie o swoim pochodzeniu, to był też hołd dla mojej mamy, dla mojej babci, bo one nie mogły się do tego przyznać. Teraz nie trzeba tego ukrywać.

– Przyznał się pan do tego, że uprawia pan zawód celebryty. Uważa pan, że celebryctwo to zawód?
– Ja się z tego celebryctwa trochę śmieję. Podkreślam – na życie zarabiam zupełnie inaczej. Pieniądze dostaję za konkretnie wykonaną pracę. Ale zauważyłem, że ostatnio niemal wszyscy w tym kraju są celebrytami. Choć w moim wypadku to celebryctwo szczególnie mi przeszkadza.

– W czym?
– Przyznałem się do tego, że jestem homoseksualistą i teraz będąc rozpoznawalnym ciężko jest mi znaleźć partnera. Zwłaszcza, że na samym początku nikt nie ma pewności, że taki związek będzie rzeczywiście poważny.

– I tylko to jest przeszkodą?
– Generalnie chyba tak, bo całą resztę można sobie w życiu jakoś ułożyć.

ROZMAWIAŁA: BOGNA SKARUL


od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto