Spał na starym cmentarzu, zabłądził, kąpał się w jeziorach i rzekach. Zmókł, wysechł, ale jak dotąd bez żadnych urazów i większych problemów Ryszard Tunkiewicz idzie do swoich korzeni w Najdunach.
- Ptaki mnie budzą i ptaki mnie wieczorem żegnają – mówi szczeciński podróżnik. – Pogoda jest super, tylko na początku w okolicach Szczecina był w nocy mróz. Idzie się dobrze. Ludzie są mili i zapraszają mnie w gościnę, ale nie zawsze mogę skorzystać, muszę pokonywać trasę. Idę zazwyczaj 10 godzin dziennie.
W tej chwili Tunkiewicz jest w okolicach Mikołajek Pomorskich i powoli zbliża się do granicy polsko-litewskiej. Na noc rozbija namiot w lesie i tam zasypia słysząc wokół odgłosy przyrody.
Ludzie nazywają go Szary Bóbr lub Samotny Wilk, bo wyłania się z lasów. Usłyszał też komentarz: człowiek o stalowych nogach.
Ryszard Tunkiewicz wyruszył 1 kwietnia z Zamku Książąt Pomorskich. Zdecydował, że w ciągu miesiąca dojdzie ze Szczecina na Litwę. Swoją wyprawę nazwał „Marsz do korzeni”. Chce dotrzeć do miejsca, w którym urodził się jego ojciec.
Niestety, już 2 kwietnia musiał wrócić do domu, bo zepsuł mu się licznik. Wymienił go i ponownie wyruszył w drogę. Gdzieś w okolicach Chlebowa okazało się, że mapa nie zgadza się z rzeczywistością. Trochę pobłądził, ale też sobie poradził.
Na wyprawę Ryszard Tunkiewicz sam skonstruował wózek, na którym trzyma bagaż. Wózek sprawuje się bez zarzutu.
Podróżnik przesyła pozdrowienia całej naszej redakcji oraz wszystkim naszym Internautom!
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?