Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maraton taneczny w Szczecnie: Zatańcz i pomóż

Anna Folkman
Anna Folkman
Archiwum prywatne
Estilo Dance Studio organizuje maraton taneczny, z którego dochód zostanie przeznaczony na pomoc Agacie Piskorowskiej.

Dziewczyna choruje na raka, niestety nie przysługuje jej już refundacja leków, dlatego każda pomoc się liczy!

Wiadomość o nowotworze, amputacja piersi, brak włosów. Przeszła to wszystko z podniesioną głową. Dziś opuszcza ją. Nie dlatego, że już nie ma siły na walkę z chorobą. Wręcz przeciwnie. Opuszcza, bo jest zmuszona prosić o szansę na jeszcze trochę życia.

Agata to młoda pełna energii dziewczyna, w której życiu niespodziewanie pojawia się ciężka choroba. Dziś po dwóch latach walki z nią ostatnią iskierkę nadziei przygasza myśl, że właściwie jej życie zależy teraz od pieniędzy, które musi zdobyć na leczenie.

Świat stanął na głowie

Był 2009 rok. Agata była w Stanach Zjednoczonych. Pracowała, jeździła na snowboardzie, spotykała się z przyjaciółmi, podróżowała. Czerpała z życia jak każda 28-latka. Któregoś wieczoru po kąpieli balsamowała ciało. W piersi wyczuła mały guzek.

- Pomyślałam, że guzek jest wynikiem ucisku biustonosza albo uderzenia podczas szaleństw na śniegu - wspomina Agata Piskorowska. - Miejsce trochę pobolewało i to skłoniło mnie, by udać się na badanie. W mojej rodzinie nikt nie chorował na raka, ja też nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Trzeba było to sprawdzić, przekonać się, że to nic poważnego i żyć dalej. Taki miałam plan.

W Stanach zrobiła USG i mammografię. Z względu na młody wiek, nikt nie przypuszczał, że to może być coś poważnego. Dla pewności zlecono jednak biopsję.

- Zdecydowałam się, by zrobić to badanie w Polsce - opowiada Agata. - Miałam przyjechać na dwa tygodnie i wrócić z powrotem do USA... Nigdy już jednak nie wróciłam. Od tej pory mój poukładany świat stanął na głowie. Chyba wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że zdrowie jest czymś bardzo cennym.

Agata zgłosiła się do Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii w Szczecinie. Pochodzi z Koszalina, ale studiowała właśnie tutaj. Kiedy odebrała wynik w opisie badania dostrzegła stwierdzenie "prawdopodobieństwo nowotworu". Nadzieja nie opuszczała jej jednak - przecież wyniki czasami są błędne - myślała.

- Zrobiłam ponownie badanie, tym razem tzw. gruboigłowe - wspomina dziewczyna. - Niestety wizyta u onkologa potwierdziła, że to poważny przypadek. Okazało się, że rak zajmował już węzły chłonne, czekała mnie operacja. Wszystko przebiegło bardzo szybko i po tygodniu nie miałam już lewej piersi.

Każdy się dziwił, ale utrata piersi nie była dla niej tragedią.

- Żyjemy w takich czasach, że można sprawić sobie jeszcze lepszą pierś - żartuje Agata. - Nie dramatyzowałam. Wystarczyło mi, że widziałam jak bardzo przeżywają to inne pacjentki, starsze ode mnie, które też były po mastektomii. Chciałam tylko jednego - by na tym moja choroba się skończyła. Nie zdecydowałam się na rekonstrukcję piersi. Nigdy przed mastektomią nie byłam w szpitalu, operacja, narkoza to dość wyczerpująca dla organizmu, nie chciałam tego po raz kolejny przeżywać. Zamiast tego wybrałam silikonową wkładkę, którą noszę w biustonoszu. Mam silne poczucie kobiecości także bez piersi, włosów. Kobiecość jest w nas. Dla mnie blizna na klatce piersiowej, jest blizną, którą noszę w sobie. Blizną duszy i ciała.

Było coraz gorzej
Przeszła chemioterapię, radioterapię i wszystko zniosła bardzo dobrze. Zasługą było odpowiednie nastawienie, ogromna wola życia i wsparcie rodziny.

- Chemię przyjmowałam w Koszalinie, co trzy tygodnie. Dostałam sterydy, które jak na ironię dodawały mi energii i sił do walki. Czułam się dobrze - mówi młoda amazonka. - Oczywiście wypadły mi włosy, ale nawet to mnie nie załamało.

Nauczyłam się wiązać chustki, nie nosiłam nawet peruczek. Udzielałam się w fundacji, chodziłam do pracy w hotelu przyjaciół.

Ostrożnie i podejrzliwie oglądała i dotykała swoje ciało. Pewnego dnia wyczuła kolejne zmiany. Najbardziej bolało biodro.

- Pomyślałam, że to przez obcasy - jestem kobietą, dlaczego z powodu choroby miałabym z nich rezygnować - mówi pogodnie Agata. - Później jednak zauważyłam więcej niepokojących objawów. Pojawił się świst w oddechu, skierowano mnie na tomografię.

W 2010 roku w ciele drobnej dziewczyny odkryto przerzuty. Nagle zaatakowane było około 40 proc. ciała. To był cios.

- Zdałam sobie sprawę, że nowotwór nie ustępuje i jest złośliwy - mówi dziewczyna. - Okazało się, że na ten rodzaj raka jest nowoczesny lek. Przyjmowałam go i ustabilizował mój stan. Pozostała wiara, że jeszcze będzie dobrze.

W sierpniu 2011 roku nowotwór rozprzestrzeniał się jeszcze bardziej. Wtedy zapadła decyzja o wstrzymaniu refundacji z Narodowego Funduszu Zdrowia.

- Standardowa chemia już nie pomagała. Ostatnią receptę na 10 tys. zł wykupiłam sama. Z własnych pieniędzy, pożyczonych od rodziny i znajomych udało mi się zakupić dawkę na najbliższy miesiąc - mówi łamiącym się głosem Agata. - Wcześniej lek dostałam z darów z kliniki z Gdańska.

Na lekarstwo poszły już oszczędności Agaty, jej rodziny i znajomych. Dziewczyna chce żyć. Skoro jest coś, co pomaga, musi korzystać z ostatniej deski ratunku.

- Kiedy okazało się, że za lek muszę płacić sama, rodzina uruchomiła akcję pomocy dla mnie - dodaje. - By żyć, jestem zmuszona prosić o pomoc ludzi dobrej woli. Według procedur nie przysługuje mi refundacja ze względu na pogarszający się stan. W moim przypadku oprócz tego, że jest to rak złośliwy, ma także nadekspresje receptora HER2. Lek - lapatynib, który hamował ten receptor działał przez wiele miesięcy, ale po ostatnim tomografie okazało się, że niestety zmiany znów rosną. W związku z tym, procedura jest taka, że wstrzymuje się refundację.

Lekarz prowadzący, uważa że kontynuowanie terapii lapatynibem jest niezbędne. Agata ma opracowany niestandardowy plan terapii tym lekiem, w skojarzeniu z inną chemią. To pomaga. Lekarz na różne sposoby próbuje znaleźć pomoc w finansowaniu leku. U producenta, w NFZ. Producent odmówił, wniosek do NFZ został wysłany, ale jak przyznaje pani doktor są małe szanse, by został rozpatrzony pozytywnie.

Marzeniem jest fundacja

Jest już zbyt słaba żeby pracować. Zresztą każdy dzień to ciągła bieganina za lekarzami, wykonywanie badań. Przed przerzutami funkcjonowała w miarę normalnie, teraz jest to niemożliwe, trzeba żyć z zasiłku rehabilitacyjnego.

- Staram się brać udział w akcjach związanych z chorymi na nowotwory. Chcę być wsparciem dla innych, chociaż dziś sama go potrzebuję - przyznaje smutno Agata. - Trudno jest spotykać się z rówieśnikami, którzy opowiadają o budowaniu domów, o tym jak rosną ich dzieci. Choć bardzo chciałabym mieć z nimi wspólne tematy, cieszyć się ich szczęściem, moje życie bardzo się zmieniło i nie przeskoczę tego. Wszystko toczy się wokół choroby. Czuję jednak wewnętrzną misję i chcę wykorzystać swój przypadek, by opowiedzieć o tym, co czują ludzie chorzy tak jak ja. Trzeba brnąć do przodu, nie poddawać się, umieć rozmawiać z chorymi. Nawet specjaliści tego nie potrafią, dlatego chciałabym założyć fundację, w której uczylibyśmy podejścia psychologicznego. To moje marzenie, muszę żyć.

Nie bądźmy obojętni - Pomóżmy Agacie

Darowizny można przekazywać na konto Fundacji Onkologicznej Osób Młodych Alivia - koniecznie z dopiskiem "Dla Agaty Piskorowskiej".

Konto: 35 1160 2202 0000 0001 8879 6997 z dopiskiem "dla Agaty Piskorowskiej" Bank Millennium S.A.


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto