Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mamy dużo szczęścia w miłości!

GJ
GJ
Lato, park, jezioro, łódka, piękny pierścionek, wielkie zaskoczenie, łzy i w końcu wielka radość – historia romantycznych zaręczyn w Parku Kasprowicza wzruszyła wielu naszych Czytelników.

Dziś bohaterowie tamtego artykułu są po ślubie i oczekują nowego członka rodziny.

- Wszystkie moje koleżanki zazdrościły mi takich romantycznych zaręczyn, niektóre płakały, kiedy im o tym opowiadałam – wspomina Joanna Turzańska. – Sama miałam kilkadziesiąt egzemplarzy MM Moje Miasto i rozdawałam wszystkim znajomym, którzy nie widzieli.

Na romantyczną uroczystość zaprosił nas Andrzej Wierzbowski, dziś mąż Joasi. Wszystko oczywiście zostało zorganizowane w największej tajemnicy przed przyszłą narzeczoną. Również dziennikarze i fotoreporter MM musieli zachować najwyższą ostrożność, aby nie zdradzić niespodzianki.

Skąd się wzięła łódka?

Pretekstem były trzydzieste urodziny Joanny. Zakochani zaplanowali tego dnia wspólny obiad. Wcześniej Andrzej zaproponował swojej wybrance spacer po parku.

- Kiedyś wcześniej już spacerowaliśmy po tej okolicy – mówi. - Zobaczyłem jeziorko, fajny mostek, a już oczami wyobraźni pływające tam łódki.

W jednej z nich oczywiście on i ukochana. Pierwotnie za romantyczny środek transportu miała posłużyć gondola, ale w Polsce okazała się niedostępna. Stanęło więc na zwykłej łódce. Zakochani natknęli się na nią, niby przypadkiem, przy Rusałce. Chłopak zaproponował, żeby się przepłynęli.

- Joasia była bardzo zdziwiona, zaczęła się dopytywać i zastanawiać, skąd ta łódka mogła się tam wziąć – wspomina dziś już szczęśliwy mąż. – Denerwowałem się, że coś nie wypali, że Joasia się domyśli.
Zaskoczonej dziewczynie nie pozostało zbyt wiele czasu do zastanawiania. Kiedy łódka zawróciła i zaczęła kierować się w stronę mostka, pojawiła się cała rodzina Joanny, wcześniej zaproszona na uroczystość.

- Nie miałam akurat okularów, więc kiedy w pierwszej chwili zobaczyłam tłumek na moście, myślałam, że to może jakaś wycieczka – śmieje się Joanna. – Dopiero kiedy popłynęliśmy bliżej zobaczyłam, że wszyscy na nas patrzą i machają, w końcu w jednej z kobiet rozpoznałam własną mamę.

Odpowiedź brzmiała - tak

Jubilatka nie była w stanie ukryć wzruszenia.

- Zawsze narzekałam, że moje urodziny wypadają w wakacje i wtedy bardzo trudno zebrać całą rodzinę – tłumaczy. - A Andrzej o tym pamiętał i wiedział, jakie to dla mnie ważne.

To nie był jednak koniec niespodzianek. Kiedy zakochani przybili do brzegu, pan Andrzej wyjął pierścionek i poprosił ukochaną o rękę.

- Do dzisiaj drżę na wspomnienie tej cudownej chwili – mówi pani Joanna. – Chociaż na początku nie za bardzo wiedziałam, o co chodzi. Spodziewałam się, że dostanę biżuterię w prezencie, więc pomyślałam, że to po prostu zwykły prezent. Dopiero kiedy usłyszałam: „Czy zostaniesz moją żoną?” dotarło do mnie, co się dzieje. Poczułam się jak w bajce. Odpowiedź oczywiście brzmiała „tak”.

Młodzi poznali się cztery lata wcześniej na dyskotece. To Joanna pierwsza wpadła Andrzejowi w oko. Po kilku drinkach w końcu odważył się podejść.

- Ujął mnie przede wszystkim poczuciem humoru – wspomina Joasia. - Zamiast tańczyć, stałam na parkiecie i pękałam ze śmiechu. I choć nigdy nie dawałam swojego numeru telefonu nowo poznanym chłopakom, w tym przypadku zrobiłam wyjątek. Sama nie wiem dlaczego.

Motyle w brzuchu

Andrzej zadzwonił po tygodniu.

- Kiedy odebrałam telefon, od razu poznałam po głosie, że to on – wspomina młoda mężatka. – Umówiliśmy się raz, drugi… i poszło. Motyle w brzuchu… I tak do teraz.

Kiedy rozmawialiśmy z narzeczonymi latem, nie mieli konkretnych planów co do terminu ślubu. Jednak nie zapomnieli o nas i otrzymaliśmy zaproszenie na ślub Joanny i Andrzeja. Pobrali się 29 grudnia w kościółku na osiedlu Bukowym. Wcześniej jednak to Joanna zrobiła niezwykłą niespodziankę przyszłemu mężowi.

- Byłem akurat kilka dni w pracy poza Szczecinem – wspomina Andrzej. – W dniu kiedy miałem wracać Joanna zadzwoniła i zaczęła wypytywać, o której dokładnie będę. Już w domu zauważyłem, że dziwnie się zachowuje. Mało się odzywała, po obiedzie szybko sprzątnęła ze stołu i zniknęła w drugim pokoju. W końcu wróciła i wręczyła mi tajemnicze pudełeczko. W środku były niemowlęce buciki i test ciążowy z pozytywnym wynikiem.

Dziś młoda para oddaje się spokojnemu życiu rodzinnemu.

- Praktycznie nic się między nami nie zmieniło, tylko w końcu mam męża – śmieje się Joanna. - Andrzej umie słuchać, nawet kiedy mam jakieś swoje fochy, czy chandry, on pozytywnie na mnie wpływa, uspokaja mnie.

Jaką mają receptę na małżeńskie szczęście?

- Nic specjalnego: miłość, przyjaźń, chęć rozmowy i znajdowania kompromisów – wylicza Andrzej. – Staramy się nie tworzyć zbędnych kłopotów, cieszymy się tym, co mamy. Kochamy się.

Paulina Łątka**Fot. Tomasz Łój

Zdjęcie z łodzią: Adam Słomski

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto