Mamy cztery boćki

Odkąd pamięta Grzegorz Kowalski, gniazdo bocianie znajdowało się przy jego domu, w miejscu dzisiejszej myjni samochodowej. Kiedy w 1958 roku wyprowadził się na drugą stronę ulicy, przeniósł z rodziną gniazdo na komin budynku przy ulicy Miejskiej 1a, gdzie zamieszkali.

- Po jakimś czasie komin zaczął się pochylać – opowiada Kowalski. – Nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby gniazdo się zniszczyło. Poprosiliśmy o pomoc i przestawiliśmy gniazdo na słup w okolicy kościoła.

Ptaki szybko przyzwyczaiły się do tego miejsca. Teraz przylatują co roku na wiosnę wzbudzając podziw i zainteresowanie całego osiedla. Każdy bacznie je obserwuje. Zdarza się, że potrzebna jest pomoc, kiedy bocian jest ranny lub pisklę wypadnie z gniazda. Wtedy interweniują mieszkańcy. Bociany mogą czuć się tutaj bezpiecznie. Z niecierpliwością wyczekiwany jest zawsze pierwszy bocian, który porządkuje gniazdo i przygotowuje je do wylęgu. W tym roku dumna bociania para była już w komplecie w kwietniu.

- Gdy zobaczyłam bociany w gnieździe, bardzo się ucieszyłam – mówi Paulina Korytowska z Warszewa. – Mieszkam tu od niedawna a trasa koło kościoła to moja codzienna droga do pracy. Zastanawiałam się czy na Warszewo znów zawitają bociany. Cały czas gniazdo było puste, ale sąsiedzi zapewniali, że boćki przylecą.

Po przybyciu bocianów wszyscy oczekują potomstwa. Ludzie dyskutują, organizują nawet zakłady o to, ile będzie młodych. Tym razem nikt nie trafił.

Jak oceniają mieszkańcy, ptaki powinny wzbić się w powietrze pod koniec lipca.

- Cztery bociany były u nas jakieś dwadzieścia lat temu – dodaje Kowalski. – To wróży dobry rok pod każdym względem. Już na Warszewie zanotowano wyjątkowo duży przyrost naturalny. Teraz mamy coraz więcej małych dzieci, widać to po liczbie chrzcin.