MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Mamo, mamo! Czy mi te ręce naprawią?

Redakcja
Na wuefie 13-letni Artur połamał obie ręce. Wszedł za piłką na dach garażu i spadł. Nauczyciela Gimnazjum nr 8 oskarżono o nieumyślne narażenie ucznia na utratę zdrowia.

Nauczyciel Leszek R. nie przyznaje się do winy.

– Chodzenie uczniów po piłki jest powszechną sportową praktyką –mówi. –Nie zapomnę tego widoku, nigdy! Skóra na nadgarstkach wyglądała jak bransoletki. Artur krzyczał. Pocił się z bólu. Cała kanapa była mokra. 40 minut czekaliśmy na karetkę. Pytał mnie tylko: Mamuniu, czy mi te ręce naprawią? – wspomina dzień wypadku Bożena Bujel.

W nią tragedia syna uderzyła z podwójną siłą. Kilka lat temu straciła dziecko… Od śmierci Przemka byli z Arturem nierozłączni. Dlatego każdą chwilę spędzała przy nim, w szpitalu. Opowiadała, jak ją w środku piekło, kiedy czekała na autobus. Obawiała się, że może nie zdążyć i lekarz znów powie „za późno”.

To był 25 września ub. roku, około godziny 11.25. Uczniowie z I a Gimnazjum nr 8 grali w piłkę. Ta przeleciała przez ogrodzenie i wpadła na garaż za płotem boiska. Artur bez zastanowienia wskoczył na dach, zgodnie z niepisanymi „zasadami” zajęć, według których uczestnicy gry muszą przynieść piłkę. Chłopiec zahaczył nogą o rynnę. Spadł z wysokości 2,30 m na betonowy podjazd i pogruchotał obie ręce. Nauczyciel stał w tym czasie na środku boiska. Mówi, że sędziował mecz. Artur o własnych siłach podszedł do płotu. Wtedy Leszek R. przeniósł go przez ogrodzenie. Chłopak sam doszedł do szkoły. Poprosił tylko o chwilę odpoczynku. Nauczyciel odstawił go do pokoju dyrektora i poszedł na kolejną lekcję.

– Od tamtej chwili w zasadzie nie interesował się losem syna – mówi matka chłopca. – Nie usłyszałam „przepraszam”, ani „przykro mi”.

Boisko znajduje się tuż przy ruchliwej ulicy Dubois. Otacza je niski płot, który gimnazjaliści pokonują z łatwością. – Nauczyciel nie może zostawić grupy – tłumaczy Leszek R.

– Gdyby nauczyciel miał chodzić po piłkę, wówczas i on narażałby się na niebezpieczeństwo – wyjaśnia dyrektor szkoły. Po wypadku zlecił woźnemu zamontowanie wysokiej siatki nad płotem.

Artur miesiąc spędził w szpitalu. Lekarze kilkukrotnie próbowali złożyć mu ręce. Za każdym razem pod narkozą, którą bardzo ciężko znosił. Skończyło się na skomplikowanej operacji i drutach. Do szkoły wrócił po trzech miesiącach. Jego lewa ręka wciąż jest nienaturalnie wykręcona. Marzył o studiach na Akademii Wychowania Fizycznego. Teraz plany stoją pod znakiem zapytania. Ale jest dobrej myśli, bo to uśmiechnięty i silny chłopiec.

W protokole powypadkowym czytamy, że nauczyciel nie wykazał się należytą wyobr a ź n i ą . A prokuratura postawiła Leszkowi R. zarzut nieumyślnego narażenia Artura na utratę zdrowia. Bo zostawił go w trakcie lekcji bez stosownej opieki, do której był zobowiązany jako nauczyciel.

– To ja jestem ofiarą. Nie rozumiem dlaczego sprawa trafiła do sądu. Takie rzeczy się zdarzają w każdej szkole. Wypadek jest przykry dla mnie jako wuefisty – żali się oskarżony nauczyciel. – Nikt mu tam nie kazał wchodzić. Wina nie leży po mojej stronie. Winna jest lekkomyślność chłopca.

– Kiedy do mnie zadzwonił – na polecenie dyrektora zresztą, usłyszałam tylko „takie wypadki się zdarzają” i „widocznie miał kruche kości”- nie mogłam tego dalej słuchać. Oddałam słuchawkę cioci – wspomina pani Bożena. – Mam żal do niego, jako pedagoga i człowieka.

Leszkowi R. grozi kara pozbawienia wolności do roku. O jego losie rozstrzygnie sąd grodzki.

od 7 lat
Wideo

Gałązka-Sobotka: kładziemy pacjentów w szpitalu bez uzasadnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto