Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Socha: Gwiazda? Nie. Wolę skromniej

Redakcja MM
Redakcja MM
Sebastian Wołosz
Rozmowa z Małgorzatą Sochą, aktorką, która do Szczecina przyjechała na spotkanie z klientkami firmy Avon

- Co to znaczy być gwiazdą?
- Ja nie wiem, proszę o to zapytać gwiazdy.

- Ale przecież jest pani gwiazdą. Tak jest pani postrzegana.
- Nie lubię bardzo tego określenia. Zwykle mówi się: "gwiazda-rozgwiazda" albo "zwiezda". I uważam, że za pochopnie w Polsce używa się takich określeń, jak gwiazda. Nienawidzę też określenia "celebryci". To dla mnie osoby, które nic nie robią, tylko słyną z tego, że chodzą na imprezy i sobie robią zdjęcia. Wydaje mi się, że te określenia: gwiazda i celebryci, są u nas nadużywane. Często pewnie przez osoby, które chcą sobie polepszyć ego, albo aby w tym naszym polskim show biznesie wzbudzić emocje z wielkiego świata. To się jednak nie udaje. My przecież jesteśmy na polskim rynku, który akurat w tym jest trochę skromniejszy.

- Ale jest pani popularna. Bo tylko takie osoby zapraszane są przecież przez firmy, aby zostać twarzą produktu, czy ambasadorką zapachu.
- Tak, jestem ambasadorką zapachu firmy Avon i jestem z tego bardzo dumna.

- Dlaczego?
- Bo to jest zapach dla każdej kobiety, która chce się dobrze czuć.

- Lubi pani zapachy?
- Oczywiście, że lubię. Jestem kobietą. Współczuję tym panom, których kobiety nie lubią zapachów.

- A są takie?
- Są. W końcu żyjemy w Polsce.

- Ale jak się zdobywa popularność, aby zostać twarzą jakiejś marki?
- Wszystko się zdobywa ciężką pracą. Nic nie ma za nic. To nie jest tak, że ktoś nagle, tak bez powodu, staje się popularny.

- Czasami jednak tak bywa.
- Ale taka popularność wtedy trwa bardzo krótko. Media to weryfikują. Takie osoby są popularne tylko na chwilę.

- A te, które są popularne dłużej?
- One mają coś w sobie. Mają jakąś osobowość, są interesujące. Mają coś ciekawego do powiedzenia. Tak naprawdę to przecież każdy człowiek się zmienia. A ta jego przemiana jest często bardzo ciekawa.

- To chyba zgodzi się jednak pani ze mną, że jest pani popularna?
- Tak. Jestem popularna i to jest dla mnie bardzo miłe.

- Lubi pani to?
- To zależy. Przeważnie tak. Choćby teraz. Właśnie przyjechałam do Szczecina i spotykam się z klientkami. Miło mi, że bardzo pozytywnie reagują na moją osobę. To fajnie czuć się akceptowaną. Czuję, że one trochę się ze mną utożsamiają.

- Ja się im nie dziwię. Każdy chciałby być jak Małgorzata Socha.
- (śmiech) Nie wiem czy każda kobieta chciałaby być taka, jak ja. Ale jak tak jest, to jest to dla mnie bardzo sympatyczne. To zawsze są takie kobiece, babskie spotkania. Dużo wtedy sobie rozmawiamy.

- Lubi pani takie kobiece plotki?
- Nie zastępuje to mi plotek czy rozmów z moimi przyjaciółmi. Nigdy mi tego nie zastąpi. Ale te rozmowy tutaj, nadają temu wszystkiemu co robię w swoim życiu, jakiś sens. My tu rozmawiamy o moim zawodzie i to te panie przede wszystkim interesuje. A ja jestem na takich spotkaniach bardzo swobodna, a kobiety to czują.

- Zawsze mnie interesowało, na ile aktorzy, występując na różnych imprezach jako te gwiazdy, są naturalni, a na ile grają?
- Od grania nie da się jednoznacznie odciąć. Przecież zawsze tak jest, że jak się z kimś spotykamy to odgrywamy jakąś rolę. W tym wypadku też.

- A to trudna rola?
- Nie. To bardzo przyjemna rola. W końcu w domu jestem inna, jakąś rolę gram gdy jestem żoną. Inna jestem w teatrze. Wszyscy pewnie przyjmujemy jakieś role i je odgrywamy w zależności od miejsca i czasu. Robimy to często zupełnie nieświadomie.

- Jaką rolę odgrywa pani tutaj?
- Żadnej szczególnej. Ja się z kobietami dobrze czuję. Nie mam problemu w nawiązywaniu relacji. Raczej wtedy niczego nie udaję, a kobiety to lubią. Te spotkania często są spontaniczne. Niektóre panie się na mnie rzucają, całują mnie.

- Lubi to pani?
- Oczywiście, że to jest czasem przekroczenie pewnych granic. Ale myślę, że to są przede wszystkim oznaki sympatii. Ja to rozumiem, że one czasami chcą mnie dotknąć. Często się zastanawiam, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji. Bo na przykład bym zobaczyła...

- No właśnie, na przykład kogo?
- Na przykład Roberta de Niro albo Scarlet Johansson. Nie wiem co bym wtedy zrobiła.

- Chciałaby pani ich dotknąć?
- Nie wiem. Może tak. Albo chciałabym trochę pocieszyć się ich blaskiem.

- To to jest ta popularność?
- Trochę tak. Ale na nią też trzeba sobie zapracować.

- Ciężka praca wystarczy?
- Potrzeba też trochę szczęścia. We wszystkim jednak trzeba mieć szczęście.

- To zostając aktorką miała pani szczęście? Z tego co wiem, to nie był zawód, o którym pani marzyła będąc nastolatką.
- Rzeczywiście. Ale to, że zostałam aktorką, to nie był jakiś impuls. Przede wszystkim nie myślałam, że ja mam w ogóle jakieś szanse. Moi rodzice są spoza środowiska artystycznego. Nikt w mojej rodzinie nie jest związany z branżą. Moi rodzice nigdy nie podejrzewali, abym w zawodzie aktora mogła zaistnieć, abym odniosła jakiś sukces.

- Ale jednak zdawała pani do szkoły teatralnej. Dlaczego?
- Trochę z przekory do rodziców. Oni uważali, że mi się nie uda. A ja chciałam udowodnić, że właśnie się uda. Miałam siłę woli i bardzo chciałam. To pomogło mi "przenieść tę górę" i zrealizować to o czym się marzyłam.

- A o jakim zawodzie pani marzyła, zanim pani postanowiła zostać aktorką?
- Ja zawsze marzyłam, aby zostać pilotem, bo mój ojciec był pilotem. Nawet żałowałam, że nie poszłam do lotniczego technikum w Dęblinie. Później marzyłam, aby pójść na prawo, bo zawsze byłam wygadaną osobą. Ale chyba to były bardziej marzenia moich rodziców, bo oni uważali, że aktorstwo to nie jest dla "dziewczynki z dobrego domu" i to nie jest zawód, który coś daje na pewno.

- Od kiedy stała się pani aktorką tak "na pewno". Jaka to była rola?
- To oczywiście Violka w "BrzydUli". Od tej roli się dla mnie świat zmienił. Bo w tym momencie wszyscy mnie zobaczyli z innej strony. Od tego momentu moja droga zawodowa ruszyła z kopyta. Ale z tą rolą moja historia jest trochę zabawna.

- Jaka?
- Bo ja wcale nie chciałam na początku przyjąć tej roli. Byłam przekonana, że nie będę tego grała. Ale reżyser (Wojciech Smarzowski - przyp. red.) po pierwszym dniu zdjęciowym porozmawiał ze mną i zaproponował mi takie rozwiązanie, że jak ja się źle czuję w tej skórze Violi, to może zostanie nią ktoś inny. I tu po raz kolejny, dała górę ta moja przewrotna natura. Pomyślałam, co ja tego nie zrobię? Nie! Ja wam pokażę, że to zrobię. Bo jestem uparta i rogata. Cały zodiakalny Byk.

- A po Violi jakie były role?
- Różne. Przyznam, że po "BrzydUli" dostawałam sporo propozycji podobnych. Ale ich nie przyjmowałam, bo nie mogę sobie pozwolić na to, aby zostać zaszufladkowana. Mam nadzieję, że mi się to udało.

- A wymarzona rola?
- Wolę nie marzyć o rolach, bo kiepsko mi to idzie (śmiech). Bo jak widać po Violi, że role przychodzą, a ja ich nie doceniam.

- Może wymarzony reżyser?
- Wojtek Smarzowski, z którym chciałabym kiedyś pracować.

- Widziałaby się pani w "Drogówce"?
- Pewnie. I w "Drogówce" i w "Róży". To są role, o których aktorki marzą. I marzą o spotkaniu z takim reżyserem jak Wojtek Smarzowski.

Rozmawiała Bogna Skarul


od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto