To nie miał prawa być łatwy mecz dla poznaniaków. Drużynę trawią kontuzje, w tygodniu poprzedzającym mecz trener Mariusz Rumak musiał zaprosić na trening zawodników z drużyny rezerw, bo inaczej miałby do dyspozycji zaledwie 11 piłkarzy. A przecież i bez tych kłopotów zespół gra ostatnio koszmarnie.
Mecz zaczął się od 20 minut nudy. Żadna z drużyn nie potrafiła stworzyć jakiejkolwiek akcji, po której „zapachniałoby” golem. Najważniejsze wydarzenie z tej części spotkania to uraz Tomasza Kędziory, którego już w 14. minucie musiał zastąpić Mateusz Możdżeń.
Dopiero w 24. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego strzał Łukasza Teodorczyka został zablokowany, ale z dobitką zdążył Gergo Lovrencsics. Strzał Węgra z najwyższym trudem obronił Radosław Janukiewicz.
Dwie minuty później w pole karne Portowców wpadł Łukasz Trałka, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Po chwili w jeszcze lepszej sytuacji znalazł się Bartosz Ślusarski, ale za długo zwlekał z oddaniem strzału i piłkę wybił mu jeden z obrońców gości.
Wreszcie minutę później po wrzutce z rzutu rożnego Luisa Henriqueza piłka trafiła do Manuela Arboledy, który pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Kolejorz był na fali – trzy minuty później powinno być 2:0, ale Możdżeń mając piłkę na kilka metrów przed bramką, nie wiedział, co ma z nią zrobić. Dwie minuty później efektownym uderzeniem zza pola karnego popisał się Łukasz Teodorczyk, ale Janukiewicz był na posterunku.
Ostatni kwadrans pierwszej połowy pozwalał poznańskim kibicom z optymizmem oczekiwać drugich 45 minut, chociaż bardziej był to skutek słabej gry Pogoni niż dobrej Lecha.
Niestety, w 53. minucie było już 1:1 i po raz kolejny w tym sezonie poznaniacy stracili gola w kuriozalnych okolicznościach. Po dośrodkowaniu Takafumi Akahoshiego Arboleda trącił piłkę głową w kierunku Krzysztofa Kotorowskiego. Chociaż uderzenie było lekkie i piłka poleciała prosto w rękę „Kotora”, ten jej nie złapał, a prezent wykorzystał Adam Frąszczak.
Jeszcze kibice Kolejorz nie skończyli przeklinać po stracie gola, a już było 1:2 i znów w roli negatywnego bohatera wystąpił Arboleda. Kolumbijczyk tak nieporadnie przyjmował piłkę w swoim polu karnym, że ta trafiła do Marcina Robaka, który pewnym strzałem nie dał szans Kotorowskiemu.
Lechici mieli ponad pół godziny na doprowadzenie do wyrównania, ale zagrali z podobną skutecznością do tej, jaką zaprezentowali w sobotę w spotkaniu ze Śląskiem, czyli zerową. Najbliżej bramki był w 71. minucie Daylon Claasen, ale jego świetne uderzenie z rzutu wolnego obronił Janukiewicz.
Ostatnie minuty to już ataki bez ładu i składu kończone strzałami na oślep. Lechici opuszczali boisko żegnani gwizdami i kibicom nie można się dziwić. Trudno znaleźć w szeregach Kolejorza zawodnika będącego w wysokiej formie – od czas do czasu błyszczał aktywny z przodu Claasen, kilkoma udanymi interwencjami w obronie popisał się Wołąkiewicz i... to właściwie wszystko. Lech przeżywa głęboki kryzys, z którego wyjścia nie widać.
- Zagraliśmy słabszy mecz niż ostatnio, brakowało nam polotu i popełnialiśmy błędy – powiedział po meczu trener Mariusz Rumak. – Nie chciałem dziś ryzykować zdrowia paru zawodników, bo są jeszcze kolejne spotkania, dlatego ich nie wpuściłem.
Lech Poznań - Pogoń Szczecin 1:2 (1:0)
Bramki: 31. Arboleda – 53. Frączczak, 58. Robak.
Żółte kartki: Teodorczyk, Trałka, Ślusarski - Frączczak, Golla, Pietruszka.
Widzów: 17 063.
Sędzia: Paweł Pskit (Łódź).
Lech: Kotorowski - Kędziora (16. Możdżeń), Wołąkiewicz, Arboleda, Henriquez - Lovrencsics, Trałka, Linetty, Claasen - Teodorczyk (73. Drewniak), Ślusarski.
Pogoń: Janukiewicz - Frączczak, Golla, Dąbrowski, Lewandowski (76. Pietruszka) - Rogalski (90. Ouedraogo), Ława - Tchami (78. Bąk), Akahoshi, Murayama – Robak.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?