Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa w Smoleńsku. "Odstapiłam swoje miejsce w tym samolocie"

Redakcja
Rozmowa z Ewą Gruner-Żarnoch, prezesem szczecińskiego oddziału Stowarzyszenie Katyń.

- W jakich okolicznościach dowiedziała się pani o tej tragedii?
- W sobotę rano włączyłam telewizję. W pierwszej chwili myślałam, że chodzi o jakąś zwykłą awarię samolotu i nie przyszło mi do głowy coś tak strasznego.

- A kiedy dotarła do pani prawda o tym wydarzeniu?
- To był szok. Ja jestem osobą spokojną, zorganizowaną. To wynika z mojego zawodu, jestem chirurgiem. Ale tym razem to było kompletne rozprzężenie organizmu. Nie byłam w stanie się skoncentrować. Nie mogłam znaleźć długopisu, kartki. Tam pojechali ludzie z naszego stowarzyszenia, którzy nie daliby rady odbyć tej podróży pociągiem ze względu na stan zdrowia. Bardzo im zależało na tym wyjeździe. Można wręcz powiedzieć, że oni by się tam doczołgali na kolanach, gdyby było trzeba. Cały czas mam listę ofiar przed oczami. W nocy w ogóle nie mogłam spać.

- Pani też miała lecieć tym samolotem.
- Miałam lecieć jako prezes Stowarzyszenia oraz jako redaktor naczelna pisma "Rodowód". Okazało się jednak, że zabrakło w samolocie miejsca dla 36 synów i córek pomordowanych w Katyniu. Mój ojciec leży w Charkowie, a nie w Katyniu, dlatego odstąpiłam swoje miejsce i zapisałam się na wyjazd do Charkowa. W międzyczasie pojawiła się informacja o wyjeździe premiera. Zostałam zaproszona na ten wyjazd jako naczelna "Rodowodu" i pojechałam z premierem 7 kwietnia. Po raz pierwszy wróciliśmy z Katynia zadowoleni. Premier Putin tym razem powiedział wiele ważnych rzeczy, wskazał otwarcie sprawców mordu, obiecał, że wyjaśni tę sprawę. Zawsze wracaliśmy stamtąd smutni, płakaliśmy po kątach. Tym razem naprawdę byliśmy szczęśliwi. Nareszcie staliśmy się dziećmi bohaterów, a nie bandytów. Wydawało się, że teraz już wszystko będzie dobrze.

- Rozmawiała pani z osobami, które dotknęła ta tragedia osobiście. Co w takiej sytuacji można powiedzieć?
- Rozmawiałam przez telefon z rodzina mojego szefa. To był jeden wielki szloch. Jego żona powiedziała wprost: czy nie wystarczy, że zginął tam jego ojciec? On też musiał tam zginąć?

- Myśli pani, że nad tym miejscem wisi jakieś fatum, które dotyczy Polaków?
- Jestem przyrodnikiem i nie wierzę w takie rzeczy, ale wielokrotnie okazywało się, że rzeczy niewyobrażalne nagle okazują się możliwe i można je udowodnić naukowo. Wierzę w niesamowitą koncentrację woli ludzi, którzy tam zginęli 70 lat temu. W listach pisali głównie o rodzinie, martwili się wyłącznie o swoich bliskich, nie o siebie. Mam wrażenie, że mój ojciec nade mną czuwa i dlatego nie poleciałam tym samolotem. W ten sposób chciał mi dać do zrozumienia, że mam jeszcze coś do zrobienia. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, który nie ma pomnika poświęconego ofiarom Katynia. Myślę, że powinnam się zająć właśnie tym pomnikiem.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto