Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jestem walnięty na punkcie sztuki

Redakcja MM
Redakcja MM
Rozmowa z Arkadiuszem Buszko, aktorem Teatru Współczesnego w Szczecinie
Rozmowa z Arkadiuszem Buszko, aktorem Teatru Współczesnego w Szczecinie Adam Słomski
Wywiad z Arkadiuszem Buszko z Teatru Współczesnego w Szczecinie.

- Spotykamy się krótko po festiwalu Kontrapunkt i niedawno znalazłam taki cytat:„Jak teatr będzie na wysokim poziomie, to w Szczecinie będzie Europa”. Czy w kontekście tego festiwalu mamy Europę w Szczecinie?
- Europa jest już od dobrych kilku lat, jeśli chodzi o Kontrapunkt a w Szczecinie Europa daje się we znaki w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ponieważ poprzez Kontrapunkt troszeczkę odwracamy się plecami do reszty Polski a bardziej się kierujemy na północ i na zachód. Tam, gdzie możemy pozyskać zespoły, które są gdzieś w świecie zapraszane. Być może są to zespoły eksperymentalne, dziwaczne jak na nasze spojrzenie na kulturę. Bardzo cenię to, że nasza publiczność jest coraz bardziej wyrafinowana. Oczywiście mogą się z czymś nie zgadzać, ale wiem, że gdybyśmy niektóre rzeczy pokazywane na Kontrapunkcie wywieźli gdzieś do Polski, to byłby skandal. U nas jest to na poziomie dyskusji, co zapraszający mieli na myśli, a co sami artyści proponując właśnie taki rodzaj sztuki.

- Cofnijmy się do 1990 roku. Przyjeżdżacie z Wrocławia do Szczecina z Konradem Pawickim, Bogusławem Kiercem. Co wiedzieliście wtedy o szczecińskim teatrze? Czy to nie była dla was zsyłka na prowincję?
- Z Mariolą Orłowską, z Maćkiem Orłowskim też. Przyznaję się, że nic nie wiedziałem ale jak zawsze, jestem człowiekiem ekstremalnym, wyzwania mnie pasjonują. Dostałem propozycję ze Śląska, dostałem z Warszawy i padł Szczecin. Ze Śląskiem się nie za bardzo identyfikuję, do Warszawy pojechali prawie wszyscy moi znajomi, nie chciałem być jednym z następnych. Zrobiliśmy fajny dyplom z Kiercem, dobrze nam się pracowało w szkole i poza szkołą, więc przyjechaliśmy tu całą grupą. Dla mnie był to zupełnie nieznany grunt. Dopiero jak tu przyjechałem, zrobiłem sobie mały rekonesans, przeczytałem historię szczecińskiego teatru i stwierdziłem: czemu nie spróbować? Koty za płoty, jedziemy i robimy teatr. Ufałem Bogusiowi Kiercowi i wiedziałem, że jak będzie on, to będzie dobry teatr, będą zapraszani dobrzy reżyserzy, będą grane dobre teksty.

- Jaki był wtedy teatr w Szczecinie?
- Grano tu teksty Gombrowicza, Witkacego. Poziom był bardzo znaczący. Rzadko grano tutaj jakieś farsy, repertuar był bardzo ambitny, więc mi to pasowało. Boguś to podbił jeszcze swoja poetyckością, swoim czarem. To on zaczął budować tu zespół, który przez lata ewoluował. To, co później zaczęła proponować Ania Augustynowicz, to było wyjątkowe. Ja przyznaję, że leżę plackiem przed nią. Ja grałem w 3/4 rzeczy, które ona zrobiła w Szczecinie i poza Szczecinem. Mogę być z tego dumny.

- Jak na zmiany w Teatrze Współczesnym reagowała szczecińska publiczność?
- Bardzo mocno dojrzewamy do dużego formatu sztuki. Przez to, że jest taka różnorodność, przez to, że Ania Augustynowicz proponuje specyficzny rodzaj teatru, z którym nawet najwięksi recenzenci się nie zgadzali, jesteśmy chyba bardziej znani poza Szczecinem niż w Szczecinie. Mogę powiedzieć, że jesteśmy w pierwszej piątce teatrów polskich. Odbijamy się trochę od takiego myślenia: nie idźmy na te Wały Chrobrego, bo tam trudne rzeczy grają. Będziemy musieli coś rozpruwać w sobie, lepiej by się coś śmiesznego zobaczyło a tam oni cały czas coś kombinują. Sam słyszałem takie rzeczy. Teraz troszeczkę zmieniliśmy repertuar na bardziej lekki, nie schodząc z piedestału kultury i sztuki. Wydaje mi się, że bawimy się w formę, czego przykładem jest gogolowski „Ożenek”. Okazuje się, że zespół Teatru Współczesnego świetnie odnajduje się w formach komediowych, w sztuce alternatywnej i w farsie. Czyli multizespół.

- No właśnie, reżyserzy, którzy tu przyjeżdżają, bardzo chwalą zespół TW. Skąd się bierze fenomen tego zespołu?
- To są lata pracy ze sobą. Kształtowanie przez Anię Augustynowicz zespołu, w którym ludzie są mądrzy, w którym są światli, otwarci na pracę z różnymi reżyserami, w którym nie ma knucia, nie ma złych emocji. U nas się nie zdarza, że ktoś powie, że nie będzie grał w jednej sztuce w sezonie. Jeżeli dyrektor dzwoni i mówi, że trzeba zastąpić innego aktora, to każdy nawet nie mając pojęcia o roli idzie jak w dym. Jest to czysta improwizacja, ale ci ludzie nauczeni są improwizować. Każdy musi się rozwijać. Pracujemy nad naszym ciałem, nad oddechem, nad mózgiem czytając, robiąc etiudy, improwizując. U nas wszyscy pracują jak jedna lokomotywa. Jeden pracuje na wszystkich, wszyscy na jednego. Nawet ten w trzecim planie, który gra przysłowiowe zwłoki motocyklisty. Cieszę się, że jestem członkiem takiego wspaniałego zespołu.

- I nigdy nie było takiej pokusy, żeby pojechać gdzieś w Polskę?
- Oczywiście, że była. Było tego bardzo dużo, tylko że ja uważam, że Szczecin jest miastem bardzo otwartym, które ma bardzo duże perspektywy. Mam takie wrażenie, że po tym mieście się chodzi z wykrywaczem metali. Trzeba mieć dobry słuch, w odpowiednim momencie wbić łopatkę, odkryć darń i tam są diamenty. Diamenty są w ludziach. Bardzo ważną rzeczą jest to, że ludzie zaczynają inwestować w kulturę, co już dawno temu zrobiono we Wrocławiu. A przecież od tego się wszystko zaczyna. Kiedy przyjeżdżają do miasta inwestorzy, patrzą jak wygląda kultura. Kontrahentów trzeba będzie gdzieś zaprosić wieczorem, do teatru czy do filharmonii. To się musi zmienić. Zaczynają tutaj świecić brylanciki, dlatego tu jestem. Jestem walnięty na punkcie teatru, sztuki, na punkcie tego, żeby ten teatr był mocno umiejscowiony w Szczecinie, żeby nas szanowali w Polsce. Ja jestem wrocławianinem, ale jestem stąd.

- Czy w życiu aktora przychodzi taki moment, kiedy chce na przykład poprowadzić mały własny teatr, jak Teatr Krypta?
- Robię bardzo wiele rzeczy. Mam to szczęście, że moje hobby to także teatr. Nie łowię ryb, gram w szachy, jeżdżę na biwaki, ale to nie jest moja pasja. My, aktorzy sprawdzamy się w wielu dziedzinach, w ten sposób udoskonalamy się. Dla mnie najważniejsze jest to, kto siedzi po drugiej stronie, kto odbiera to, co robię. Do tego dochodzi Teatr Krypta. Tam realizuję swoje marzenia. Reżyserzy przyjeżdżają i realizują swoje marzenia. 35 osób się mieści na widowni i to jest wspaniała widownia. Prze tę Kryptę przetoczyły się bardzo ważne nazwiska. Jestem buddystą i wierzę, że istnieje coś więcej i wierzę w energie, które spływają na człowieka. Tam są energie tych książąt pomorskich i wielokrotnie się przekonałem, że jak nie było energii, to sztuka po prostu się nie mogła stać.

- Szczecin to...
- ...magia. Absolutna magia. Tutaj dzieją się rzeczy magiczne. Proszę zobaczyć co się dzieje na ulicach, ciągle są jakieś remonty i w dużej mierze są to inwestycje kulturalne. Gdzie w Polsce po wojnie zbudowano teatr od podstaw? W Szczecinie. Kolejne projekty są robione przez ludzi ze Szczecina. Miasto jest nieprawdopodobnym wulkanem, który kiedyś eksploduje.

Arkadiusz Buszko

W Teatrze Współczesnym pracuje od 1990 roku, zadebiutował tu rolą Girgesza w „Sodomie” Juliana Stryjkowskiego. Gra również w spektaklach między innymi Teatru Kana, Teatru Krypta, Piwnicy przy Krypcie. Prowadzi warsztaty teatralne, jest członkiem komisji artystycznej Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Małych Form „Kontrapunkt” w Szczecinie.


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto